Skoda Citigo. To jeszcze zabawka czy już samochód?

Ten test nie zaczął się dla Skody zbyt obiecująco. Pech chciał, że w kilka minut po odbiorze zaprojektowanego dla mieszczuchów Citigo, musieliśmy wyruszyć autem w przeszło pięciuset kilometrową trasę.

Było więc bardziej niż pewne, że odkryjemy szereg mankamentów, z których większość nabywców nigdy nie zdałaby sobie sprawy. Po kilku godzinach jazdy, gdy przestaliśmy już kląć pod nosem po każdej próbie wrzucenia "szóstki", podciągnięcia "lędźwi" i oparcia się o wyimaginowany podłokietnik zdaliśmy sobie sprawę, że mamy właśnie do czynienia z jednym z lepszych aut ostatniej dekady.

Jak mało który ze współcześnie produkowanych samochodów Citigo potrafi być urocze i irytujące zarazem - ma więc tą cechę, która sprawia, że nie jest tylko zlepkiem stali, gumy i plastiku. Ma osobowość.

Reklama

Co cieszy?

O gustach się nie dyskutuje, ale na pierwszy rzut oka samochód robi przyjemne, by nie powiedzieć wesołe, ważenie. Wprawdzie siostrzany Volkswagen Up! zdaje się mieć nieco spójniejszą stylistykę, ale Czechom z powodzeniem udało się wpleść w wygląd pasa przedniego akcenty charakterystyczne dla nowych aut z Mlada Boleslav.

Wnętrze również przypadnie do gustu osobom, które przywiązują dużą wagę do "designu". Prosta deska rozdzielcza z półokrągłą konsolą wskaźników przypomina nieco tą, jaka w końcówce lat dziewięćdziesiątych stosowana była w Volkswagenie New Beetle - elegancka prostota wydaje się być ponadczasowym rozwiązaniem.

Chociaż z zewnątrz samochód wygląda nieco, jak mała zabawka dorzucanej "w gratisie" do dużych frytek, mające zaledwie 3563 mm nadwozie zapewnia całkiem sporo miejsca dla czwórki(!) dorosłych. Dzieje się tak za sprawą wynoszącego aż 2420 mm rozstawu osi i szerokości 1645 mm.

Oba wymiary są większe niż w pierwszej generacji kompaktowego Golfa I! Dzięki temu, zwłaszcza kierowca i pasażer przedniego fotela, zasiąść mogą naprawę wygodnie i - nawet w zimie - nie powinni trącać się łokciami. Pochwalić można też całkiem spory, mający aż 251 l pojemności bagażnik. Ubolewać można jedynie nad stosunkowo wysokim progiem załadunku. To wynik starań o jak najwyższą sztywność skrętną karoserii, która uzyskała przecież 5 gwiazdek w testach Euro NCAP.

Warto podkreślić, że - co nie jest wcale normą w tym segmencie - wnętrze wykonane jest solidnie i "z głową". Obsługa wszystkich manetek i przełączników jest intuicyjna, zadbano też o liczne schowki i inne udogodnienia, jak np. montowany po prawej stronie konsoli środkowej "uchwyt na zdjęcia" doskonale sprawdzający się w roli "trzymacza" parkingowych biletów. W kieszeniach drzwi znajdziemy też duże wnęki na butelki, po bokach - w oparciach foteli - zamontowano praktyczne siatki na drobiazgi.

Co irytuje?

W kabinie udało nam się jednak znaleźć kilka irytujących drobiazgów. Obrotomierz wielkości pięciozłotówki być może wygląda "uroczo", ale jest równie czytelny, jak zapisane cyrylicą zdanie przetłumaczone na Idisz przez chińską wersję Google Translatora. Trudno też rozgryźć funkcję montowanego na klamce schowka składanego "uchwytu na torebkę". Sam pomysł wydaje się przedni, problem w tym, że maksymalne obciążenie haczyka wynosi 1,5 kg. To dużo, jeśli kupujemy trotyl, semtex lub uran, ale przy wadze typowej kobiecej torebki...

Z rezerwą trzeba też podchodzić do opcjonalnej (wydatek 1350 zł), dedykowanej do tego modelu, przenośnej nawigacji Garmina. Gdy zgubi trasę nową wyznacza w tempie budowania dróg przez naszych drogowców, a ogólnie nie grzeszy "inteligencją". Na dłuższą metę to strata czasu, ale to też fajny "gadżet", którym można się pochwalić przed kolegami. Przenośny Garmin ma jednak tę zaletę, że może pełnić funkcję komputera pokładowego informując nas o średnim spalaniu, prędkości czy czasie podróży.

Z uśmiechem na ustach

Testowany egzemplarzy wyposażony był w topowy, trzycylindrowy, benzynowy silnik o pojemności 1,0 l i mocy 75 KM. Przy pierwszym uruchomieniu mieliśmy - łagodnie mówiąc - ambiwalentne wrażenie. Ta cześć rodaków, która nie jeździ na co dzień "prawie nowym Passatem TDI, od Niemca który płakał jak sprzedawał" zauważy również, że na wolnych obrotach jednostka zachowuje się tak, jakby dopraszała się o aspirynę - targają nią dreszcze. Mimo usilnych starań inżynierów, wyważenia konstrukcji o nieparzystej liczbie cylindrów wciąż sprawia trudności. Delikatne wibracje przenoszą się na kierownicę i pedał sprzęgła.

Na szczęście jednostka zapewnia sporą frajdę z jazdy. Szybko reaguje na wciśnięcie gazu i - powyżej 4 tys. obr./min - ochoczo wyrywa do przodu. Silnik ma też "uroczy", gardłowy pomruk i - po wciśnięciu gazu - brzmi nieco, jak Hanna Gronkiewicz-Waltz zapętlona na słowie rabarbar...

Biorąc pod uwagę miejskie przeznaczenie, osiągi małej Skody są bardziej niż wystarczające. Autko przyspiesza do 100 km/h w 13,2 s i - jeśli kierowca wykaże się determinacją - potrafi rozpędzić się do prędkości 171 km/h. Średnie zużycie paliwa - w zależności od temperamentu kierującego - waha się od 4,5 l/100 km (przy spokojnej jeździe) do około 6,5 l/100 km, gdy pedał przyspieszenia uporczywie wgniatamy w podłogę.

Na koniec warto też wspomnieć o niezłych właściwościach jezdnych. Rozstawione w narożnikach nadwozia koła i precyzyjny układ kierowniczy sprawiają, że ostre zakręty nie są dla Citigo wyzwaniem. Samochód nie ma też tendencji do "bujania" się i nadspodziewanie dobrze radzi sobie z nierównościami.

Testowany egzemplarz wyceniony został przez Skodę na 51 440 zł. Na szczęście, na liście jego wyposażenia znalazło się sporo "gadżetów", które - przy zakupie miejskiego auta - nie mają wcale priorytetowego charakteru. Dodatkowe 2 900 zł kosztowało chociażby elektrycznie sterowane okno dachowe, 800 zł dopłaty wymagały podgrzewane przednie fotele, 900 zł przyszłoby nam zapłacić za 15-calowe felgi ze stopów lekkich.

Ceny rozsądnie wyposażonej wersji Ambition (m.in. manualna klimatyzacja, elektryczne szyby przednie, centralny zamek, wspomaganie kierownicy, komputer pokładowy itd.) rozpoczynają się już od 35 090 zł. Pięciodrzwiowe auto z testowanym (najmocniejszym w tym modelu) silnikiem o mocy 75 KM to wydatek 38 090 zł. Dorzucając do tego metalizowany lakier za 1 400 zł i elektrycznie regulowane, podgrzewane lusterka za 800 zł - w cenie około 40 tys. zł - otrzymujemy zwrotne, dynamiczne i sensownie wyposażone auto, które - co mieliśmy okazję sprawdzić - nie boi się też dłuższych tras.

ZJEDŹ NA CHWILĘ NA POBOCZE

Polub MOTO INTERIA na Facebooku. Tam znajdziesz więcej zdjęć, ciekawostki i... konkursy. Do wygrania wkrótce samochód na weekend!. Wystarczy kliknąć TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy