Mini Cooper S - retro-mieszczuch nadal w formie

W motoryzacji, jak mało w której branży, widać nieubłagany upływ czasu. Niewiele jest na rynku modeli, które kilka lat po premierze, nadal prezentują się świeżo i niezmiennie przyciągają wzrok. Jednym z takich wyjątków jest Mini, którego trzecia generacja nadal nie straciła nic ze swojego uroku.

Chociaż trudno w to uwierzyć, to obecna generacja Mini obecna jest na rynku już od 7 lat. Trzecia już nowoczesna interpretacja stylu retro okazuje się jednak na tyle udana, że auto nadal prezentuje się ciekawie i atrakcyjnie. Szczególnie jeśli poświęcimy trochę czasu na spersonalizowanie naszego egzemplarza, a sposobów na wyróżnienie się jest naprawdę sporo. Jednym z nich jest możliwość umieszczenia flagi Wielkiej Brytanii w wielu miejscach - na zagłówkach, dachu, desce rozdzielczej, boku auta czy obok świateł kierunkowskazów. Wzór nawiązujący do flagi mają także tylne reflektory oraz zastosowane w testowanym egzemplarzu 18-calowe felgi. Nie można oczywiście zapominać o ciekawym lakierze (Starlight Blue w naszym przypadku) oraz dachu w kontrastującym kolorze (w tym przypadku czarnym). Często wybieranym dodatkiem są też pasy naklejane na przykład na masce, ale w testowanym egzemplarzu akurat ich zabrakło.

Reklama

Również wnętrze, choć już dobrze przecież znane, nadal nie zdążyło się opatrzeć. Charakterystyczny świetlny krąg pośrodku deski rozdzielczej, z wpisanym w niego ekranem systemu multimedialnego, to tylko jeden z wielu charakterystycznych i oryginalnych elementów. Wyróżnikiem testowanego egzemplarza, nadającym wnętrzu nieco ekskluzywnego charakteru, była skórzana tapicerka w brązowym kolorze i z dużą ilością przeszyć. Warto dodać, że potencjalny nabywca Mini ma do wyboru 10 tapicerek.

Wnętrze (jak na Mini) jest dosyć przestronne dla kierowcy i pasażera obok, natomiast nieco gorzej mają siedzący z tyłu. Wyższe osoby będą czuły przede wszystkim niedostatek miejsca na nogi, więc najlepiej, jeśli na tylnej kanapie będą podróżowały głównie dzieci. Bagażnik o pojemności 278 l również nie należy do czołówki klasy, ale trudno na niego narzekać biorąc pod uwagę rozmiary samochodu.

Testowany egzemplarz to odmiana Cooper S, co oznacza 2-litrowy, turbodoładowany silnik, generujący 192 KM i 280 Nm. Tworzy on świetny duet z opcjonalną dwusprzęgłową skrzynią automatyczną o siedmiu przełożeniach. Na zwykłym ustawieniu Drive zmienia ona przełożenia płynnie, z delikatnie opóźnioną reakcją po mocniejszym wciśnięciu gazu. Jednak kiedy przełączymy ją na tryb "Sport" to właśnie wtedy budzi się w niej prawdziwe sportowe oblicze. Auto bardzo szybko reaguje na ruchy prawej stropy kierowcy, a podczas mocnego przyspieszania  potrafi nawet szarpnąć przy wyborze kolejnego przełożenia. Ma się wtedy wrażenie, że podróżujemy rasowym hot hatchem.

Nie jest to wrażenie nieuprawnione, ponieważ Cooper S przyspiesza do 100 km/h w 6,8 s, wydając przy tym rasowy warkot i "pokasłując" przy redukcjach i odjęciu nogi z gazu. Godne hot hatcha jest także prowadzenie - zgodnie z oczekiwaniami Mini bardzo pewnie i chętnie pokonuje zakręty, a jego niewielkie rozmiary czynią z niego auto niezwykle zwinne.

Jeżeli chodzi o minusy, to trudno przemilczeć kwestię ceny. Testowany przez egzemplarz wyceniono na 185 tys. zł. Co prawda wariant podstawowy można już kupić za niecałe 114 tys. zł, ale kto chciałby kupić "eskę" pozbawioną jakichkolwiek dodatków? Na pocieszenie dodamy jedynie, że auto widoczne na zdjęciach było właściwie kompletnie wyposażone, a konkurencja, w postaci na przykład Audi A1 Sportback 40 TFSI, potrafi być jeszcze droższa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy