Lancer - wzór bezawaryjności

Jak pewnie wiecie, jakiś czas temu na test długodystansowy do naszej redakcji trafił mitsubishi lancer w wersji sportback.

Samochód z silnikiem 1,8 l o mocy 143 KM służy nam jako wóz redakcyjny, dlatego w zaledwie kilka tygodni autu "stuknęło" przeszło pięć tysięcy kilometrów.

Prawdę mówiąc, "nasz" lancer wcale nie ma lekko. Samochód często trafia w ręce różnych redaktorów, kluczyki rzadko kiedy leżą na półce. Być może z tego względu wciąż trudno nam przyzwyczaić się do pozycji za kierownicą - jej zajęcie z uwagi na skąpy zakres regulacji (kierownica ustawiana tylko w jednej płaszczyźnie) zajmuje dłuższą chwilę. Trzeba jednak podkreślić, że nasza opinia w tym względzie podyktowana jest koniecznością częstego przesiadania się między różnymi samochodami. Kierowca użytkujący lancera na co dzień raczej nie będzie narzekał.

Reklama

Co jeszcze przykuło naszą uwagę? Początkowo nie byliśmy zachwyceni jakością materiałów wykończeniowych - nie ma co ukrywać - plastiki nie sprawiają wrażenia zbyt solidnych. Po ostrym ataku zimy nabraliśmy jednak szacunku do wnętrza. Mimo kilkunastostopniowego mrozu we wnętrzu nie słychać skrzypienia ani pisków.

O osiągach i kulturze pracy 1,8-litrowego silnika już pisaliśmy. Jednostka wydaje się być odpowiednim wyborem do tego typu auta. 143 KM zapewniają spokojne wyprzedzanie (10,4 s do 100 km/h), a na niemieckiej autostradzie prawie uda nam się osiągnąć magiczne 200 km/h. Pamiętajmy jednak, że silnik to typowa japońska "wiertarka". Bardzo chętnie wkręca się na obroty, ale zapędzanie wskazówki obrotomierza w okolice czerwonego pola szybko odbije się na zużyciu paliwa. W normalnej jeździe uda nam się osiągnąć wynik 9 l/100 km, ale ci, którzy lubią wciskać pedał gazu do oporu bez problemu spalą nawet 12 l.

Jak wiadomo, japońskie samochody słyną z bezawaryjności. Często słyszy się jednak, że do legendarnej trwałości poprzednich modeli z każdą kolejną generacją brakuje coraz więcej. Jak jest w przypadku lancera? Zima to bezsprzecznie najtrudniejszy okres dla samochodu, ale trzeba powiedzieć, że mimo trudnych warunków pogodowych, auto trzyma się dzielnie.

Przez cały okres eksploatacji samochód ani razu nie działał nam na nerwy orgią kontrolek informujących o błędach czy awariach. Jedyny komunikat, jakim uraczył nas komputer pokładowy to informacja o tym, że zbliża się termin przeglądu. Oczywiście od nowego auta powinno wymagać się wzorowej bezawaryjności, ale samochód, który otrzymaliśmy do testu miał za sobą kilkanaście tysięcy kilometrów przejechanych pod ciężką nogą wielu dziennikarzy motoryzacyjnych. Z doświadczenia wiemy, że przebieg taki spokojnie pomnożyć można razy cztery!

Bezproblemowa jazda to poważny argument przemawiający za zakupem lancera, który w testowanej wersji kosztuje około 60 tysięcy złotych. Dla porównania, wyceniany na grubo ponad 185 tys. zł peugeot 407 coupe, którego niedawno testowaliśmy, o usterkach (raczej wirtualnych) informował nas średnio raz dziennie...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wzór | Mitsubishi Lancer
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy