Kia EV6 w podróży – ostatni etap i czas podsumowań

Ruszamy w podróż zupełnie nowym elektrykiem Kii, aby przekonać się czy swobodne podróżowanie po Europie samochodem na prąd, jest już możliwe, czy też nadal wiąże się z niejednym wyrzeczeniem. Tym razem przekraczamy granicę dwóch państw i podsumowujemy nasze wrażenia po kilku dniach spędzonych z Kią EV6.

W naszych poprzednich relacjach z podróży Kią EV6, opisywaliśmy, na ile dobrze sprawdza się podczas pokonywania większych dystansów na autostradach oraz na ile angażująca jest na górskich serpentynach. Kolejny etap naszej podróży składał się z krótszych, za to zróżnicowanych odcinków.

Zaczynamy w miejscowości Klagenfurt nad urokliwym (i tego dnia bardzo zamglonym) jeziorem Worthersee. O ile poprzednie dni roztaczały przed nami uroki typowe dla "złotej polskiej jesieni", o tyle ten zafundował nam iście brytyjski klimat. Wybór egzemplarza EV6 mógł być więc tylko jeden - w kolorze British Racing Green.

Reklama

Tak naprawdę ten lakier nazywa się Deep Forest Green i ma nieco inny odcień, niż ten kojarzący się z narodową barwą wyścigową Wyspiarzy. Jest ciemniejszy i może nieco zbyt głęboki, aby móc docenić jego zieloność przy zachmurzonej pogodzie. Zdecydowanie ciekawym połączeniem z nim byłoby jasne wnętrze, ale niestety nasz egzemplarz miał czarną skórzaną tapicerkę.

Po krótkiej sesji nad Worthersee ruszyliśmy przez miasto. Nie ma sensu rozpisywać się nad tym, jak Kia EV6 sprawdza się w takich warunkach, gdyż to w nich elektryki czuły się najlepiej od samego początku. To jednak dobry moment, aby wspomnieć o komforcie podróżowania. Na równych górskich drogach i gładkich autostradach niewiele było do komentowania, ale co innego miejskie ulice, gdzie o wiele łatwiej o mniejsze lub większe nierówności. Z nimi EV6 radzi sobie całkiem dobrze, choć nie ma tu mowy o "kanapowej" wygodzie. Crossover Kii jest dosyć zwarty i zadowoli raczej osoby, wolące twardsze układy jezdne. Pozostali nie mają niestety opcji zamówienia na przykład adaptacyjnych amortyzatorów.

W zorientowaniu się w miejskich uliczkach pomaga nawigacja, której wskazówki prezentowane są między innymi na wyświetlaczu head-up, oferującym funkcję rozszerzonej rzeczywistości. To nadal nowinka w świecie motoryzacji i mało który producent może pochwalić się jej obecnością w swoich modelach. Tym większy plus dla Koreańczyków, że tworząc zupełnie nowy "model przyszłości" (EV6 powstał na platformie E-GMP, która ma być wykorzystana w siedmiu nowych elektrykach, a pierwszym z nich jest właśnie opisywany model). Działanie tej funkcji polega na wyświetlaniu lewitującej przed autem strzałki, wskazującej w którą stronę mamy następnie skręcić. Działa to nieźle, ale zauważalnie ustępuje konkurencji, pod względem czytelności i efektowności wskazań. Sugerowalibyśmy więcej odwagi w projektowaniu strony graficznej tej funkcji. Innym jej działaniem, jest na przykład upominanie nas, gdy najedziemy na linię na drodze - strzałki wskażą wtedy, w którą stronę powinniśmy odbić kierownicą.

Wyjeżdżamy z Klagenfurtu i podczas leniwego toczenia się podmiejskimi drogami, mamy trochę czasu na bliższe zapoznanie się z zupełnie nowymi multimediami, jakie trafiły do Kii EV6. Deska rozdzielcza zdominowana jest przez dwa duże ekrany (12,3 cala każdy) - lewy odpowiada za wskaźniki, natomiast drugi to typowy system infotainment. Celowo nie mówimy tu o "zegarach", ponieważ tych tutaj brak, nawet w wirtualnej wersji. Koreański producent postawił na zupełnie nowy i wychodzący poza schematy z czasów analogowej motoryzacji standard. Z drugiej strony nie ma tu mowy o przeładowaniu informacjami (co czasami kusi projektantów cyfrowych wskaźników).

Trochę bardziej skomplikowana jest obsługa multimediów, ale nie tyle z powodu nielogicznego rozplanowania menu, a raczej z liczby dostępnych funkcji i podmenu. Głównym naszym zastrzeżeniem jest przycisk Home, pozwalający na szybkie przejście do menu głównego. Zawsze znajduje się on oczywiście w tym samym miejscu, ale nie jest w żaden sposób wyeksponowany, a czasami nieco zlewa się z tłem. Przy pierwszym spotkaniu z systemem może pojawić się lekka konsternacja i problem ze znalezieniem go.

Z pomocą przychodzi za to bardzo elegancki panel wykonany z matowej czerni, który rozświetla się po uruchomieniu EV6. Mamy tu dostęp do szybkiego przełączania się między funkcjami, takimi jak nawigacja, radio czy media. Dodatkowy plus za dwa fizyczne pokrętła, ułatwiające obsługę. Kolejny za fakt, że ten panel służy także do obsługi klimatyzacji! Jednym przyciskiem zmieniamy zupełnie jego funkcję, a pokrętła służą wtedy do regulacji temperatury. Bardzo kreatywne połączenie nowoczesności z klasycznymi (i praktycznymi) rozwiązaniami.

Kończąc wątek wnętrza Kii EV6, warto wspomnieć jeszcze o jakości wykończenia. Ta ogólnie stoi na zadowalającym poziomie. Znajdziemy co prawda w kabinie trochę twardych plastików, ale w zasięgu rąk kierowcy i pasażera są głównie ciekawie wyglądające elementy ozdobne na górnej części deski rozdzielczej, albo miękko tapicerowane boczki drzwi. Plus za świetnie wyglądającą i wygodną konsolę między fotelami z półką pod spodem, wielkim schowkiem w podłokietniku, dwoma uchwytami na napoje, indukcyjną ładowarką oraz pokrętłem wyboru kierunku jazdy.

Nasza niespieszna jazda przyniosła zaskakująco dobre efekty - udało nam się uzyskać zużycie energii na poziomie 10,4 kWh! Zaskoczeni byliśmy nie tylko my, ale i sami przedstawiciele Kii. Pomocna bez wątpienia była bardzo mocna rekuperacja oraz I-Pedal, czyli możliwość prowadzenia auta jedynie balansując pedałem gazu. Tak oto, niespodziewanie oszczędnie, pożegnaliśmy Austrię i wjechaliśmy do miejscowości Tarvisio w Włoszech. Brytyjski klimat panujący tego poranka nad Worthersee, ustąpił miejsca iście letniej pogodzie, ale my nie mieliśmy w planach zwiedzania słonecznej Italii i szybko pokonaliśmy kolejną granicę, wjeżdżając do Słowenii.

Kraj chyba nadal niedoceniony, który potrafi bardzo szybko urzec pięknem górskich pasm i kryjącymi się między nimi jeziorami. Nasz pierwszy tu przystanek to Letalnica, czyli skocznia narciarska w Planicy. Rozpoczęcie sezonu co prawda dopiero przed nami, ale mamuci obiekt ten robi wrażenie o każdej porze roku. Mogliśmy też poobserwować treningi skoczków, ćwiczących na igielicie.

Nasz kolejny przystanek to polodowcowe jezioro Bled. Podczas gdy my zachwycaliśmy się widokami przechodnie... odwracali wzrok za EV6. Styliści Kii wykonali naprawdę kawał dobrej roboty i bez względu na to, na ile kogoś przekonuje ten design czy też nie, z pewnością przyzna, że auto wyróżnia się na ulicy. Szczególnie, gdy patrzymy na nie z tyłu. Zaciekawione spojrzenia towarzyszyły nam zresztą podczas całej wyprawy. Bez wątpienia prezencja była jednym z powodów, dla których już 250 klientów w Polsce zamówiło tego elektryka, choć mogli go najwyżej zobaczyć na zdjęciach.

W drodze do finału naszej podróży, znajdującego się w Lubljanie, przyszedł czas na podsumowanie naszej przygody z EV6. Przez trzy dni pokonaliśmy około 800 km. Elektryk Kii świetnie sprawdził się w różnych warunkach, nie sprawiając w żaden sposób problemów z racji swojego elektrycznego napędu. Czy to znaczy, że z elektryków można dziś korzystać równie swobodnie, co z aut spalinowych? Przykład EV6 pokazuje, że tak, ale konieczne do spełnienia są dwa warunki - duża bateria oraz rozwinięta sieć szybkich ładowarek. Mając dostęp do stacji o mocy 240 kW naładujemy EV6 do 80 procent w zaledwie 18 minut. Niestety w Polsce dopiero pojawiają się pojedyncze takie urządzenia. Tymczasem potrzebujemy ich gęstej sieci.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama