Infiniti Q50 3.0t - luksusowe i szybkie, ale nie sportowe

Infiniti Q50 zostało niedawno poddane drobnej modernizacji, a jedną z najważniejszych zmian, było dodanie do gamy nowej, topowej wersji silnikowej. Taka też trafiła do naszego testu.

Jeśli przyglądacie się właśnie zdjęciom testowanego Q50 i zastanawiacie co takiego się w nim zmieniło, to możecie przestać. Wizualnie nie zmieniło się bowiem nic. Jedynie w przypadku testowanej wersji uwagę zwracają lakierowane na czerwono zaciski hamulców oraz nieco inne końcówki układu wydechowego.

Nowości próżno szukać także we wnętrzu - wita nas znajoma deska rozdzielcza z dwoma ekranami. Górnym, odpowiadającym głównie za wyświetlanie mapy oraz dolnym, pozwalającym na obsługę niemal wszystkich funkcji dostępnych w aucie. Pomysł w momencie debiutu modelu nowatorski i obecnie przejmowany przez nowe modele (Range Rover Velar, Audi A8), ale... nie do końca przemyślany. Na górnym ekranie możemy zobaczyć mapę, lub podzielić go i na drugiej połowie mieć podgląd na dane z komputera pokładowego. Wygodne, kiedy korzystamy z nawigacji, ponieważ zawsze widzimy, gdzie mamy jechać, ale jak często potrzebujemy takiej pomocy? W praktyce na co dzień górny ekran pozostaje niewykorzystany, a ustawienia auta czy też zarządzanie muzyką, odbywa się na wyświetlaczu dolnym.

Reklama

Infiniti podkreśla, że odświeżone Q50 otrzymało "gruntownie zmodyfikowany" system Direct Adaptive Steering, a więc układ kierowniczy niemający bezpośredniego połączenia z kołami. Kiedy pojawił się po raz pierwszy, wraz z debiutem modelu w 2013 roku, krytykowany był za pewne wrażenie sztuczności, towarzyszące prowadzeniu oraz fakt, iż koła same się nie prostowały. Obecny system rzeczywiście wyeliminował te problemy - bez względu na wybrany tryb pracy, jest on bardzo precyzyjny i bezpośredni. Dość powiedzieć, że od skrajnych położeń kierownicy dzielą nas jedynie dwa obroty. Jeśli ją natomiast puścimy, sama wraca do położenia centralnego, jak w klasycznych układach.

Kolejna nowość, to zawieszenie z adaptacyjnymi amortyzatorami, które, działa w trybie Comfort, Sport i Sport+ (podobnie jak układ kierowniczy). Różnice są bardzo zauważalne i auto potrafi być zarówno całkiem komfortowe (pomimo seryjnych, 19-calowych felg z niskoprofilowymi oponami), jak i całkiem twarde i pewnie czujące się w szybko pokonywanych zakrętach.

A to, że będziecie pokonywać je szybko, jest niemal pewne w przypadku aut takich, jak testowany egzemplarz, pod maską którego znalazła się kolejna nowość. To 3-litrowy, podwójnie doładowany silnik rozwijający 405 KM. Jednostka ta zapewnia ogromne wręcz rezerwy mocy i momentu obrotowego, który, tak na marginesie, wynosi 475 Nm i dostępny jest w przedziale 1600-5200 obr./min. W efekcie każde muśnięcie gazu powoduje żywiołową reakcję. Co, czasami, bywa problematyczne.

O czym mówimy? Infiniti z jakiegoś powodu postanowiło oferować Q50 3.0t tylko i wyłącznie z napędem na tylne koła (w hybrydzie mamy wybór między RWD i AWD), choć odmiana coupe, czyli Q60, dostępne jest z tym silnikiem i 4x4. W efekcie mocno wciskając gazu musimy się liczyć z uślizgami tylnej osi. Ma to swój urok - czujemy jak auto wyrywa się, niczym mocarny drapieżnik w uprzęży, "chwytając się" każdego skrawka przyczepności. Daje to poczucie jazdy naprawdę mocnym samochodem, ale jest mało efektywne, co ma swoje odzwierciedlenie w przyspieszeniu do 100 km/h, które trwa 5,1 s. Zauważalnie słabsza, ale mająca napęd na wszystkie koła, niemiecka konkurencja oferuje lepsze osiągi.

Nad nadmiarem mocy na tylnej osi stara się panować co prawda elektronika, ale mówimy tu o samochodzie, który podczas przyspieszania do 100 km/h z gazem w podłodze, cały czas "szuka" przyczepności. I to na suchym asfalcie. Inżynierowie Infiniti zdecydowali się pozwolić na te uślizgi, aby kontrola trakcji nie odcinała brutalnie mocy za każdym razem, gdy dotkniemy gazu, ale sprawia to, że podczas deszczu, trzeba bardzo ostrożnie obchodzić się z gazem, szczególnie na zakrętach.

Owa narowista natura nie do końca współgra natomiast z ogólnym charakterem samochodu, którego w żadnym wypadku nie da się określić jako "sportowy". Podobnych aspiracji nie widać ani w wyglądzie nadwozia, ani tym bardziej we wnętrzu, które stara się zapewnić nam atmosferę luksusu. Trudno też komentować dźwięk silnika - to po prostu przyjemnie brzmiące i dobrze wyciszone V6.

Infiniti Q50 3.0t nie jest więc, pomimo bardzo mocnego silnika, autem usportowionym i nie jako takie sprzedaje je producent. To po prostu atrakcyjnie wyglądająca, luksusowo wykończona limuzyna klasy średniej, której osiągi mają nie pozostawiać niczego do życzenia. I nie zostawiają. Z tego jednak powodu trudno wskazać bezpośredniego konkurenta dla Q50 3.0t.

Najbardziej zbliżonym jest BMW 340i, którego 3-litrowy, doładowany silnik generuje co prawda tylko 326 KM, ale zapewnia identyczne osiągi (sprint do 100 km/h w 5,1 s). Cenowo teoretycznie są one zbliżone, ale w testowanej wersji Sport Tech, za 270 tys. zł mam właściwie kompletne wyposażenie. W przypadku 340i, kosztującego 252 tys. zł, musimy dopiero zacząć dopłacać za opcje.

Natomiast Audi S4 i Mercedes-AMG C 43 to już odmiany usportowione, które są słabsze, droższe i... szybsze. S4 ma 354 KM, rozpędza się do 100 km/h w 4,7 s i trzeba za nie zapłacić 298 700 zł plus opcje. Klasa C 43 AMG z kolei oferuje 367 KM, identyczne osiągi jak Audi i tak jak ono ma seryjny napęd 4x4. Cena - 278 900 zł.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy