Audi S7 Sportback z dieslem pod maską – czy to ma sens?

Niemiecki producent podjął ostatnio bardzo odważną decyzję - wsadził pod maskę swoich nowych usportowionych modeli z rodziny S silnik wysokoprężny. Nie brzmi to jak przepis na sportowe emocje, szczególnie gdy 3-litrowe TDI trafia pod maskę tak dużego samochodu, jak S7 Sportback. Czy mimo tego, udało się sprawić, by model ten wywoływał mocniejsze bicie serca?

"Koniec benzynowych silników w usportowionych modelach Audi" - informacja o zastąpieniu jednostek spalinowych, wysokoprężnymi we wszystkich nadchodzących "eSkach" wywołała niemała burzę na Starym Kontynencie. Audi tłumaczy tę decyzję wciąż rosnącymi ograniczeniami norm spalin narzucanymi przez Unię Europejską. Informacja o tyle kontrowersyjna, że na pozostałych rynkach nowe modele wciąż będą występować z silnikami TFSI.

Nic zatem dziwnego, że pod niemal każdym zdjęciem lub filmikiem dotyczącym nowego Audi S7 pojawiają się wpisy rozgoryczonych, europejskich fanów zarzucające producentowi z Ingolstadt zdradę tradycji i celowe ograniczanie osiągów swoich sportowych modeli. Ile jest w tym racji?

Reklama

Niestety, sporo. Poprzednik oferowany był z 450-konym silnikiem V8 (oczywiście benzynowym), co pozwalało na sprint do 100 km/h w 4,4 s. Nowe S7 ma 349 KM i przyspiesza do 100 km/h w 5,1 s, co oczywiście nadal jest świetnym wynikiem, ale stanowi zauważalny regres. Nie pomaga również fakt, że na rynkach pozaeuropejskich dostępna jest wersja benzynowa. Co prawda jest to również tylko silnik V6, ale za to benzynowy - 2.9 TFSI znany choćby z RS4. 450 KM i przyspieszenie do 100 km/h w 4,6 s to wartości nie odstające przynajmniej od poprzednika. Bez zmian pozostała za to prędkość maksymalna, elektronicznie ograniczona do 250 km/h.

Na pocieszenie możemy też dodać, że reakcja auta na gaz potrafi być całkiem ostra (szczególnie jak na diesla), co jest zasługą elektrycznego kompresora mającego eliminować turbodziurę. 700 Nm maksymalnego momentu obrotowego też robią swoje, a 8-biegowa przekładnia automatyczna działa naprawdę szybko. Swoje trzy grosze próbuje dorzucić również wydech, w którym umieszczono głośnik generujący dźwięki, mające przywodzić na myśl benzynowe V8. Brzmi to nieźle, choć niektórych może irytować, podobnie jak fakt, że wszystkie cztery końcówki wydechu są fałszywe.

Tym, co zmieniło się wyraźnie na plus, jest oczywiście zużycie paliwa. Podczas dynamicznej jazdy drogą ekspresową, S7 połyka średnio 10 litrów ropy na 100 km. W trakcie spokojniejszej jazdy, apetyty Audi można ograniczyć nawet do 6,2 litrów co zbliża się już do poziomu niewielkiego hatchbacka, a nie dużej, usportowionej limuzyny.

Wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z "eSką" nie daje natomiast układ jezdny i prowadzenie. Testowany egzemplarz wyposażony w pneumatyczne zawieszenie, skrętną tylną oś oraz napęd quattro ze sportowym mechanizmem różnicowym (niezależnie rozdziela moc między tylnymi kołami) potrafił zaskoczyć swoją zwinnością i posłusznym prowadzeniem. A mówimy o prawie 5-metrowym liftbacku ważącym 2,1 tony! Osoby które planują naprawdę ostro użytkować swoje S7 mogą też zamówić do niego ceramiczne hamulce (47 770 zł dopłaty).

Oczywiście, samochód ten nadal może być wygodny i relaksujący, w czym zasługa również wielu elektronicznych asystentów kierowcy. Egzemplarz, który trafił do redakcji, posiadał m.in. pakiet systemów wspomagających kierowcę w ruchu miejskim (asystent ruchu poprzecznego, asystent skrzyżowań, Audi pre sense 360 itp.) oraz pozamiejskim (adaptacyjny tempomat, asystent prędkości i omijania przeszkód oraz funkcję utrzymywania toru jazdy). W parkowaniu pomocne okazywały się kamery pokazujące widok dookoła samochodu, zaś w codziennym poruszaniu łatwo było docenić duży wyświetlacz Head-Up oraz system rozpoznawania znaków drogowych.

Większość z wymienionych funkcji możemy na bieżąco włączać lub wyłączać na ekranie dotykowym, wyposażonym w technologie haptyczną. Polega ona na otrzymaniu "informacji" zwrotnej po naciśnięciu odpowiedniego fragmentu ekranu (mamy wrażenie, że ugiął się on pod naszym naciskiem). Dzięki temu zawsze mamy świadomość wykonanej czynności.

Główny wyświetlacz to zresztą tylko jeden z trzech ekranów goszczących we wnętrzu Audi S7. Pozostałe dwa to cyfrowe zegary, wyświetlające najważniejsze informacje dotyczące naszego pojazdu oraz trasy, a wyświetlacz służący głównie do obsługi klimatyzacji i pozwalający odręcznie wpisywać adres w nawigacji.

Wnętrze Audi S7 nie różni się zauważalnie od tego znanego ze zwykłego A7. Trudno jednak na to narzekać, kiedy wysokiej jakości materiały przeplatają się tu z eleganckimi skórzanymi obiciami i miękkimi w dotyku tworzywami. Bez wątpienia mamy tu do czynienia z najwyższą klasą wykończenia, dobrze znaną z innych luksusowych modeli marki. Motywem wyróżniającym usportowioną wersję jest zaledwie charakterystyczne "S" na dole wieńca kierownicy, oraz stosownie oznaczone nakładki progowe, widoczne po otwarciu drzwi.

Również z zewnątrz S7 prezentuje się nienagannie. Nie ma co ukrywać - styliści wykonali tu kawał porządnej roboty, czego oznaką są wciąż skupione na samochodzie oczy przechodniów. Wyrazisty design to zresztą najczęściej powtarzana zaleta modelu S7 w internecie. Wyraźnie zanikającą linia dachu, agresywnie wystylizowany przód, opatrzony reflektorami w technologii LED Matrix i potężne wloty powietrza na przednim zderzaku niemal od razu informują nas, że mamy do czynienia z nietuzinkowym modelem. Efekt podkreślają też opcjonalne 21-calowe felgi Audi Sport wraz z wyraźnymi, czerwonymi zaciskami hamulców.

Jakie zatem jest Audi S7 z dieslem? To naprawdę udany samochód, wciąż dysponujący ogromną mocą, wciąż potrafiący wzbudzić spore emocje podczas jazdy, a przy tym spełniający wszystkie ekologiczne wymysły obecnego świata. Zastąpienie benzynowej V8 na wysokoprężną V6 wprowadziło wprawdzie zmiany w osiągach, ale też pozwoliło ograniczyć zużycie paliwa, które w przypadku niemal 5-metrowego samochodu GT może okazać się niemałą zaletą.

Trudno jednak pozostać obojętnym na znacznie niższą moc i gorsze osiągi. Ktoś może powiedzieć, że bardzo szybkie i jednocześnie oszczędne auto tej klasy to świetny pomysł. To prawda, ale nie jest przecież nowy. Poprzednie A7 dostępne było z 326-konnym dieslem, zapewniającym identyczne osiągi, co obecne S7. Model ten miał oznaczenie 3.0 TDI competition i trudno nie odnieść wrażenia, że takie powinien mieć też testowany samochód.

Na koniec pozostaje kwestia ceny, którą trudno jednoznacznie... ocenić. 411 tys. zł to oczywiście majątek, ale jak mają się do niej oferty konkurencji? Mercedes nie oferuje CLS-a w usportowionej, wysokoprężnej wersji, ale możemy zdecydować się na odmianę 400 d o mocy 340 KM (przyspieszenie do 100 km/h w 5 s), która kosztuje 371 500 zł. Z kolei BMW serii 8 Gran Coupe z dieslem może mieć 320 KM (840d), przyspiesza do 100 km/h równie szybko co S7, ale kosztuje aż 463 700 zł, co wynika z wyższego pozycjonowania tego modelu przez producenta.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy