(Nie)popularne auta elektryczne

Kanclerz Niemiec Angela Merkel jest przekonana, że do 2020 roku po niemieckich drogach będzie się poruszać aż milion samochodów "z wtyczką". Europejscy klienci nie podzielają jednak jej optymizmu.

W ubiegłym roku Angela Merkel przypomniała o założeniach popularyzacji aut elektrycznych z 2010 roku. - Nasze plany są ambitne, ale mamy duże szanse na ich realizację - powiedziała podczas rządowej konferencji na temat przyszłości motoryzacji w Berlinie.

Samochody elektryczne z trudem znajdują jednak nabywców. Na początku br. na 43,4 mln zarejestrowanych w Niemczech aut tylko 7114 posiadało napęd elektryczny. Większy, choć nadal skromny udział w rynku mają hybrydy, których według statystyk było 72,1 tys.

Dlaczego nie?

Reklama

Raport magazynu "Business Week" wskazuje, że klienci nie akceptują wysokiej różnicy w cenie samochodów elektrycznych względem tych z silnikami spalinowymi (średnio 10 tys. euro), na dodatek okupionej niewygodami w postaci długiego ładowania czy zbyt krótkiego zasięgu. Ponadto, na niemieckim rynku nie działa system dopłat, oferowanych m.in. przez rządy we Francji (gdzie powstają elektryczne modele Renault) i Wielkiej Brytanii (gdzie uruchomiono montaż Nissana Leafa). Jego uruchomienie jest kwestią dyskusyjną - statystyczny niemiecki podatnik nie chce "dorzucać się" do popularyzacji pojazdów, które podlegają zasadom rynkowym tak jak wszystkie inne produkty, nawet jeśli są one produkowane w rodzimych fabrykach.

Problemy z elektryfikacją dotykają również producentów. Niedawno Mercedes zawiesił sprzedaż elektrycznego Vito, a kilka tygodni temu zbankrutowała amerykańska spółka Coda, przerabiająca auta na prąd. W ubiegłą niedzielę wniosek o upadłość złożyła też firma Better Place, budująca stacje dzierżawy akumulatorów. Pionierski pomysł - do którego przyłączyło się Renault z modelem Fluence ZE - zamiast zakładanych 5 tys. użytkowników zdobył ich niespełna 1000.

Nie tylko Europa

Klienci w Japonii i USA również preferują - przynajmniej na razie - auta z tradycyjnymi silnikami. Prezydent Barack Obama chciał, by milionowy samochód "z wtyczką" znalazł nabywcę za oceanem już w 2016 roku. Jak na razie Amerykanom daleko jednak do tego celu - od kwietnia 1996 do końca 2012 zarejestrowano tam niespełna 40 tys. samochodów zasilanych prądem. Według badań firmy konsultingowej McKinsey, co trzeci z 28 tys. właścicieli aut elektrycznych z Kraju Kwitnącej Wiśni nie kupiłby po raz kolejny takiego pojazdu.

Producenci przyspieszają

Mimo to większość producentów nie poddaje się i planuje premiery nowych modeli z napędem elektrycznym. Tylko do końca przyszłego roku Volkswagen, BMW i Mercedes chcą ich zaprezentować aż 16.

Według firmy analitycznej Roland Berger, w 2016 roku fabryki na całym świecie opuści 1,1 mln aut elektrycznych. Najwięcej, bo 283 tys., powstanie w Japonii, 267 tys. wyprodukują Amerykanie, a 205 tys. - Niemcy.

Volkmar Denner z Boscha przewiduje, że do 2020 roku samochody "z wtyczką" będą miały około 300 km zasięgu - dwukrotnie więcej niż dzisiaj. Ich rozwój w dużej mierze zależy jednak od wsparcia klientów. Ci z uzasadnionych powodów wybierają dzisiaj auta z tradycyjnymi silnikami. Producenci zdają się to rozumieć. - Ludzie są gotowi sięgnąć głębiej do kieszeni (by kupić samochód elektryczny). Ale nie za głęboko - powiedział podczas konferencji Dieter Zetsche, szef koncernu Daimler, właściciela marki Mercedes.

A co Wy sądzicie o auta elektrycznych? Zapraszamy do udziału w ankiecie na głównej stronie Magazynauto.pl i komentowania artykułu.

msob

Samochody elektryczne wciąż sprzedają się poniżej oczekiwań - WIADOMOŚCI

magazynauto.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy