Lancer testowany na kobiecie

Są ludzie, którzy wzbudzają naszą sympatię już przy pierwszym spotkaniu, są też tacy, którzy zyskują dopiero przy bliższym poznaniu.

Podobnie bywa z samochodami. Na przykład z testowanym od dłuższego czasu przez INTERIA.PL mitsubishi lancerem. Każdy kolejny użytkownik, zasiadający za kierownicą tego "japończyka", czynił to z niejaką nieufnością, lecz początkowe obawy i uprzedzenia szybko ustępowały miejsca... no, może nie pełnemu entuzjazmowi, lecz niewątpliwie widocznej satysfakcji.

Wspomniany model mitsubishi z pewnością nie należy do pojazdów, określanych jako "damskie". Z tym większą ciekawością czekaliśmy na opinię kobiety, której na trzy dni przekazaliśmy ten samochód. A oto jej relacja...

Reklama

"Nie ukrywam, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam lancera, nie byłam zachwycona jego sylwetką. Przód wydawał mi się zbyt ostentacyjnie agresywny, zastanawiałam się także, dlaczego konstruktorzy postanowili przesłonić tylną szybę spoilerem.

Mieszanych uczuć doznałam również po zajęciu miejsca we wnętrzu auta. Czułam się w nim obco. Wiem, że wielu osobom nie podoba się czerwone podświetlenie wskaźników. Mnie akurat nie przeszkadza, bo takie samo mam w seacie altei, którą jeżdżę na co dzień. Miałam jednak zastrzeżenia do regulacji nawiewu i klimatyzacji - trzema, dość nisko umieszczonymi pokrętłami. Mało intuicyjna wydawała mi się też obsługa radia. No i te wszechobecne angielskie skróty i napisy: coast set, acc res, mode, cancel, load, page, seek track, asc off... O co tu do licha chodzi?

Szybko jednak przekonałam się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a Japończycy znają pojęcie ergonomii. Do końca nie mogłam tylko zrozumieć, dlaczego kierownicę, skądinąd miłą w dotyku, bo obszytą skórą i dobrze leżącą w rękach, można regulować tylko w jednej płaszczyźnie? Nie potrafiłam się także przyzwyczaić do niewygodnie umieszczonego guzika, zmieniającego informacje wyświetlane przez pokładowy komputer.

Jeżeli pytacie o widoczność do tyłu, to w lancerze jest tak samo, jak w większości innych produkowanych współcześnie samochodów, czyli słabo. Na szczęście w manewrach przy parkowaniu, z którymi zawsze miałam trudności, pomagają duże, boczne lusterka.

Gdy przekręciłam kluczyk w stacyjce (trochę się namocowałam, gdy próbowałam go potem wyjąć; nie wiedziałam, że najpierw ten kluczyk trzeba lekko wcisnąć) i ruszyłam w drogę, byłam więcej niż zadowolona. Okazało się, że samochód świetnie "słucha" kierowcy. Nie sprawia żadnych problemów na zakrętach. Do skutecznie wyciszonej kabiny nie docierają żadne nadmierne hałasy. Silnik jest elastyczny i zapewnia bardzo dobre, jak na moje potrzeby, przyspieszenie. Oczywiście nie miałam okazji sprawdzić, ile prawdy jest w fabrycznych danych na temat jego osiągów.

Spalanie? W ciągu trzech dni kręcenia się po mieście, w mroźne dni, często podczas dużego ruchu, nieznacznie przekroczyło 10 litrów na 100 km. To mniej więcej tyle, ile pali w zbliżonych warunkach mój seat, ze słabszym o 41 koni motorem.

Nie znam się na technicznych szczegółach budowy zawieszenia, ale wiem z doświadczenia, że na ogół są dwie możliwości. Na polskich wyboistych drogach czujesz się jak kowboj ujeżdżający byka podczas rodeo, albo jak marynarz na rozkołysanym statku. W przypadku lancera udało się chyba znaleźć złoty środek. Nie jest ani za twardo, ani za miękko. Po prostu w sam raz.

To chyba wszystko. Aha, muszę jeszcze koniecznie wspomnieć o bardzo szybko nagrzewającym się wnętrzu auta. To bardzo ważne, gdy wsiadasz do samochodu rano, przy dziesięciostopniowym mrozie."

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: testowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy