Pulsujące zielone światło

Ministerstwo: Sekundniki są niebezpieczne. Ktoś zwariował?

"I nic nas nie przekona, że białe jest białe a czarne czarne...". To legendarne już stwierdzenie przyszło nam na myśl po zapoznaniu się z informacją, że zdaniem resortu infrastruktury "instalowanie liczników czasu przy sygnalizatorach świetlnych nie wpływa na poprawę bezpieczeństwa oraz efektywności ruchu drogowego". W związku z tym ministerstwo jest przeciwne montowaniu takich urządzeń i zapowiada likwidację już istniejących.

Zacznijmy od tego, że sprawa nie jest nowa. Pisaliśmy o niej już półtora roku temu, w związku z interpelacją krakowskiego posła Józefa Lassoty, który zwrócił się do ówczesnego Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju o stanowisko w sprawie "elektronicznych liczników, które wskazują czas pozostały do zmiany koloru świateł". Parlamentarzysta wskazywał, że "w wielu krajach UE (...)  udowodniono, że [po montażu takich urządzeń  - przyp. red.] przejezdność dróg zwiększyła się o ponad 10%.".

W odpowiedzi Zbigniew Klepacki, podsekretarz stanu w MIiR, zwrócił uwagę, że obowiązujące przepisy "nie dopuszczają stosowania proponowanego (...) rozwiązania w sygnalizacji świetlnej na drogach."

Reklama

 Następnie sięgnął po argumenty merytoryczne, pisząc, że "resort infrastruktury w 2010 r. przeprowadził analizę zasadności stosowania tego typu urządzeń na drogach publicznych (...). Ponadto otrzymał w przedmiotowej sprawie stanowisko Stowarzyszenia Klub Inżynierii Ruchu KLIR (...). Z przeprowadzonej analizy wynika, iż (...) zastosowanie w organizacji ruchu wyświetlaczy czasu według Stowarzyszenia KLIR może powodować niebezpieczne reakcje uczestników ruchu drogowego, a w efekcie negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo tego ruchu, gdyż kierujący pojazdami będą np. przekraczali skrzyżowanie z nadmierną prędkością. (...)  Jednocześnie należy wskazać, że koszty zakupu przedmiotowych urządzeń, ich instalacji oraz utrzymania, a także koszty opracowania projektów organizacji ruchu stanowiłyby dodatkowe obciążenie finansowe dla jednostek samorządu terytorialnego, a w przypadku dróg krajowych położonych poza granicami miast na prawach powiatu również dla budżetu państwa.

Mając na względzie przywołane wyżej wnioski co do stosowania wyświetlaczy czasu (w tym potencjalne ryzyko obniżenia poziomu bezpieczeństwa ruchu drogowego) oraz potrzebę ograniczenia wydatków - zarówno z budżetu państwa, jak i z budżetów jednostek samorządu terytorialnego - nie planuje się wprowadzania zmian legislacyjnych mających na celu umożliwienie stosowania wyświetlaczy czasu w sygnalizacji świetlnej na drogach."

Dodajmy, że stanowisko KLIR, na które powoływał się resort infrastruktury, było pokłosiem seminarium pt. "Odliczać czy nie odliczać?", zorganizowanego przez to stowarzyszenie listopadzie 2014 r. w Grudziądzu, a do wniosku, by jednak nie odliczać, skłoniły inżynierów ruchu wyniki badań przeprowadzonych na jednym ze skrzyżowań w tym mieście. Ponoć wykazały one, że zamontowaniu sekundników (cytujemy za publikacją na stronie internetowej KLIR) "pogorszyły się wszystkie wskaźniki bezpieczeństwa ruchu". Co konkretnie kryje się pod tym stwierdzeniem - nie wiadomo. Brak też informacji, kto i jak prowadził wspomniane badania. Wątpliwości budzi również formułowanie ogólnych ocen na podstawie obserwacji jednego lokalnego skrzyżowania. Najwyraźniej nie przeszkodziło to jednak ministerialnym urzędnikom, przygotowującym negatywną odpowiedź na interpelację posła.

Jak widać, nowe szefostwo resortu podziela opinię poprzedników. Mało tego - chce likwidować wyświetlacze czasu również na przejściach dla pieszych, twierdząc, że "sekundniki skłaniają do przebiegania przez jezdnię w ostatnich sekundach zielonego światła". Hm... Czyżby było bezpieczniej, gdy zmiana światła z zielonego na czerwone zaskakuje przechodnia na środku przejścia?

Nowa władza nieustannie podkreśla, że we wszystkich sprawach chce "słuchać głosu Polaków". No to niech posłucha internautów, którzy dość jednoznacznie skomentowali doniesienia o zamierzeniach resortu infrastruktury odnośnie wyświetlaczy czasu na ulicznych sygnalizatorach świetlnych.           

 Gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze... Takiego zdania jest "zgx", który pisze: "Sprawa jest prosta - nie będą montować sekundników, bo nie zarabiają, a na fotoradary (...),  pomimo że znacznie droższe [pieniądze są] bo one przynoszą zysk".  "I znowu czyjś szemrany interes zwyciężył nad rozsądkiem" - zauważa  "Leszek".

 "Nie założą sekundników, bo założą kamery na skrzyżowaniu. Pomarańczowe i już mandacik" - przewiduje "mirro1". "Oczywiście, że nie chodzi o poprawę bezpieczeństwa tylko o rabunek kierowców. W Krakowie świetnie sprawdzają się te liczniki. Kierowca wie, jak ma dostosować prędkość, ponieważ jest informowany, za ile nastąpi zmiana światła na czerwone. Przez to nie da się wyłudzić haraczu za przejazd na czerwonym i okraść kierowcy. Bezpieczeństwo się nie liczy! My kierowcy doskonale o tym wiemy. Panowie i panie chowający się po krzakach i durni urzędnicy już nie..." - podziela zdanie poprzedników "Obserwator".

 "Za mało kasy wpływało za wjazd na czerwonym świetle, to dlatego nie dla liczników" - to samo twierdzi "wojto".

A "kierujący" apeluje: "Mamy do czynienia z liczeniem się z opinią jakiegoś stowarzyszenia a nie użytkowników dróg! Jednym słowem ludzie, dzięki którym drogi powstają (podatnicy) nie mają prawa decydować, co dla nich jest właściwe bo najważniejsza jest decyzja polityków! (...) Kim wy jesteście, by milionom kierowców tłumaczyć, czy sekundniki usprawnia ruch drogowy przez co podniesie się bezpieczeństwo". 

Alternatywą dla sekundników jest uzupełnienie cyklu świateł o pulsujące zielone, ostrzegające, że za kilka sekund na sygnalizatorze pojawi się żółte. Jak wiadomo,  od dłuższego czasu zabiegamy o wprowadzenie takiego rozwiązania, z powodzeniem stosowanego w innych krajach europejskich. I sądząc po komentarzach internautów cieszy się ono poparciem licznych kierowców.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy