Volkswagen: Nie ma podstaw dla odszkodowań w Europie!

Nie ma powodów, by europejscy klienci objęci zostali przez Volkswagena systemem rekompensat, na jakie liczyć mogą obywatele USA.

W USA organizacje konsumenckie są mocne. A w Europie?
W USA organizacje konsumenckie są mocne. A w Europie?AFP

Tak, w skrócie, brzmi oficjalne stanowisko niemieckiego koncernu. Do zabrania głosu we wstydliwej kwestii odszkodowań dla oszukanych klientów w Europie zmusiła Volkswagena unijna komisarz ds. przemysłu - Elżbieta Bieńkowska.

W piśmie do prezesa niemieckiego koncernu z 15 stycznia 2016 roku Bieńkowska zwróciła się z prośbą o ponowne rozpatrzenie stanowiska firmy dotyczącego odszkodowań dla Europejczyków. Ponadto prosiła również o publikację szczegółowych danych dotyczących poziomu emisji CO2 i tlenków azotu. Unijni urzędnicy chcą wiedzieć, jak afera wpłynie na rzeczywistą emisję tych gazów w poszczególnych krajach członkowskich.

Kwestia nierównego traktowania nabywców może mocno odbić się na wizerunku niemieckiej marki. Już w listopadzie ubiegłego roku władze Volkswagena poinformowały, iż - w ramach gestu handlowego - amerykańscy nabywcy aut objętych aferą "dieselszwindel" otrzymają kartę płatniczą z zakodowaną kwotą 500 dolarów. Ponadto Amerykanie otrzymali również bony zakupowe o takiej samej wartości do realizacji w salonach amerykańskich dealerów Volkswagena. Zaoferowano im również trzyletni darmowy program assistance na wypadek awarii samochodu.

Volkswagen twierdzi, że Amerykanie mają prawo do odszkodowania, ze względu na to, że - na lokalnym rynku - auta reklamowane były, jako "Clean Diesel". Nabywcy mieli więc świadomość, że kupują samochód przyjazny środowisku. W Europie hasło "Clean Diesel" nie było wykorzystywane. Władzom niemieckiego koncernu warto jednak przypomnieć, że na Starym Kontynencie do proekologicznie nastawionych nabywców kierowana była linia - wysokoprężnych i benzynowych - pojazdów "BlueMotion", do których również trafiało zakwestionowane oprogramowanie.

Nie ulega wątpliwości, że - przynajmniej z punktu widzenia oszukanych nabywców - zastosowana przez Amerykanów metoda "kija" (Volkswagen musi się liczyć z setkami pozwów sądowych) okazała się zdecydowanie skuteczniejsza, niż te stosowane przez Komisję Europejską. W tym przypadku chodzi jednak o kwestie geopolityczne - finansowe osłabienie niemieckiego giganta mogłoby zagrozić setkom tysięcy miejsc pracy w Unii Europejskiej. Właśnie z tego względu dotychczasowe działania UE w stosunku do Volkswagena uznać można za niezwykle łagodne.

W oficjalnym komunikacie przedstawiciele niemieckiej marki podkreślili, że - w przypadku Starego Kontynentu - firma "koncentruje się na procesie naprawy i serwisu" dotkniętych oszustwem pojazdów.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas