Samochody elektryczne

Spektakularna klapa rządowego programu

Spektakularną klapą zakończył się rządowy program dopłat do nowych samochodów elektrycznych. Chociaż plany zakładały wsparcie pozwalające dofinansować zakup kilku tysięcy elektryków, z państwowych pieniędzy skorzysta zaledwie nieco ponad 300 zainteresowanych!

Przypomnijmy - by promować elektromobilność, w ramach Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), wygospodarowano kwotę 150 mln zł. Nabór wniosków ruszył 26 czerwca. Ostatnią datą na ich składanie był miniony piątek, czyli 31 lipca. Warto dodać, że NFOŚiGW przygotował aż trzy programy wsparcia: "zielony samochód" (dla osób fizycznych), e-van (dla przedsiębiorców) oraz "koliber" (dla taksówkarzy). Efekty? Żenujące!

Jak informuje Instytut Samar do piątku, do godziny 15, chętni na dopłaty złożyli zaledwie 330 wniosków o rządowe wsparcie. Na państwowe pieniądze, podobnie zresztą jak na same samochody elektryczne, po prostu nie było chętnych. Największą klapą okazał się być - skierowany do taksówkarzy i firm przewozowych - program Koliber. Zarezerwowane na jego realizację środki (40 mln zł) pomóc miały w dofinansowaniu zakupu tysiąca elektrycznych taksówek i tysiąca ładowarek (naścienne). O dofinansowanie w ramach tej inicjatywy złożony został - uwaga - jeden wniosek!

Reklama

Nieco lepiej było w przypadku programu e-van, w ramach którego przedsiębiorcy złożyli 68 wniosków o dofinansowanie. Ich łączna kwota to nieco ponad 4,6 mln zł, chociaż NFOŚiGW zarezerwował na program... 70 mln zł!

O względnym sukcesie mówić można jedynie w przypadku programu "zielony samochód". W tym przypadku do NFOŚiGW wpłynęło aż 261 wniosków o dofinansowanie. Wynik wydaje się całkiem niezły, ale trzeba wiedzieć, że pierwotne plany zakładały wsparcie dla około dwóch tysięcy chętnych!

Rezultaty pierwszej fali rządowego wsparcia nie napawają optymizmem, zarówno jeśli chodzi o rozwój rynku pojazdów elektrycznych, jak i skuteczność samych dopłat. Trudno oprzeć się wrażeniu, że te ostatnie obliczone zostały raczej na efekt propagandowy niż rzeczywisty. Każdy z programów obarczony był licznymi ograniczeniami. W przypadku najpopularniejszego, skierowanego do przysłowiowych "Kowalskich", kwota dofinansowania nie mogła przekraczać 15 proc. tzw. kosztów kwalifikowanych i przekraczać sumy 18 750 zł. Wprowadzono też limit cenowy. Na wsparcie liczyć mogły wyłącznie te osoby, które decydowały się na zakup samochodu elektrycznego za kwotę - maksymalnie - 125 tys. zł. Takie warunki brzegowe sprawiły, że lista dostępnych na rynku pojazdów kwalifikujących się na rządowe dopłaty była nadzwyczaj skromna.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy