Samochody elektryczne

Polacy jednak chcą stref czystego transportu?

Połowa Polaków (50,4%) ocenia źle stan powietrza w swoim mieście. 64,8% zgadza się na ustanowienie w nim Strefy Czystego Transportu. Jako główną korzyść wskazują walkę ze smogiem (75,5%), mniejsze natężenie ruchu (62,1%), ograniczenie hałasu (52,8%) i zwiększenie liczby wolnych miejsc parkingowych (29,7%). Dzień po likwidacji jedynej w Polsce Strefy Czystego Transportu w Krakowie, którą w niedzielę 22 września br. przekształcono w Strefę Ograniczonego Ruchu, Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych i Warszawski Alarm Smogowy publikują badania i raport na ten temat.

- Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych dała samorządom powyżej 100 tys. mieszkańców narzędzie, w postaci Stref Czystego Transportu, które może mieć realny wpływ na poprawę jakości powietrza w miastach. Na terenie Europy funkcjonuje obecnie ponad 200 stref niskoemisyjnych, w Polsce ani jedna. Pilotażowa strefa na krakowskim Kazimierzu bardzo szybko została oprotestowana przez mieszkańców i w efekcie, 22 września br., zastąpiono ją strefą ograniczonego ruchu (SOR) - mówi Maciej Mazur, Dyrektor Zarządzający PSPA.

Według PSPA, stało się tak, gdyż przyjęte w ustawie przepisy zbyt restrykcyjnie określają możliwość wjazdu do stref, ograniczając go tylko do pojazdów w pełni elektrycznych, napędzanych wodorem i gazem ziemnym. Tymczasem, według licznika elektromobilności, uruchomionego przez PSPA i PZPM, liczba zarejestrowanych samochodów tego typu wynosi odpowiednio: 4566, 1 i 4743. Nie powinno więc dziwić, że tak duże ograniczenie, może skutkować brakiem akceptacji społecznej oraz niechęcią do ustanawiania stref przez samorządy.

Reklama

- Aby pojazdy zero- i niskoemisyjne realnie wpłynęły na obniżenie poziomu zanieczyszczeń w miastach, muszą zastąpić zauważalną część konwencjonalnych samochodów, wywołując efekt skali. Duża odpowiedzialność spoczywa w tym zakresie na samorządach, które jako jedyne mają kompetencje do wytyczania obszarów i dopuszczania do stref pojazdów niewymienionych w ustawie. Innymi słowy, mogą drożyć strefę odpowiadającą realnym potrzebom, zezwalając na wjazd do nich również pojazdom niskoemisyjnym - mówi Łukasz Witkowski z PSPA.

Wynika to z doświadczeń krajów zachodnich, z których żadne nie posiada tak restrykcyjnych stref, jakie zaprojektowano w Polsce. Londyn wprowadził strefę ultra-niskoemisyjną dopiero w 2019 r., po 11 latach funkcjonowania strefy niskoemisyjnej, po której mogły poruszać się pojazdy nie tylko zero-, ale także niskoemisyjne. Tą drogą od dłuższego czasu podążają inne europejskie metropolie. Oslo, Hamburg, Amsterdam, Paryż, Bruksela, Madryt, Helsinki, Kopenhaga czy Ateny wprowadzają zakazy dla samochodów konwencjonalnych, ograniczają ruch tranzytowy, inwestują w infrastrukturę elektromobilności, ekologiczny transport publiczny czy carsharing.

- W walce o czyste powietrze powinniśmy być "smart followersem", przyglądać się rozwiązaniom, które stosują inne kraje. Jednym z nich są Strefy Czystego Transportu. Zgodnie z badaniami z czeskiej Pragi, gdybyśmy ograniczyli ruch najbardziej zanieczyszczających samochodów jedynie o 5%, emisje zmniejszyłyby się o 50% - mówi Konrad Marczyński z Warszawskiego Alarmu Smogowego.

Również w opinii większości Polaków, katalog dopuszczonych do stref pojazdów powinien zostać rozszerzony. Popierają ideę ich tworzenia, ale w pierwszym etapie ich funkcjonowania, zakaz wjazdu powinien obejmować głównie samochody najstarsze i najbardziej emisyjne. Średni wiek samochodu w Polsce to 13 lat. Już wymóg wyższych norm Euro dla diesli i samochodów benzynowych przyniósłby poprawę. 59,1% ankietowanych uważa, że wjazd do SCT powinien być głównie ograniczony dla najstarszych pojazdów, głównie tych wyprodukowanych przed 2002 r. Ankietowani nie zgodzili się również np. z zakazem wjazdu do strefy dla hybryd typu plug-in (56,4%), a także klasycznych hybryd (52,3%).

- Progresywny charakter stref, czyli stopniowe ich zamykanie na różne rodzaje napędów, ma więcej zalet. Przede wszystkim gminy będą je ustanawiać. Po drugie, będą one tworzone na większych obszarach, co podwyższy ich skuteczność w walce ze smogiem. Zamykanie ruchu na niewielkim terenie, np. Starówki, może jedynie spowodować zwiększony ruch pojazdów wokół strefy, nie przyczyniając się do efektu środowiskowego i poprawy komfortu poruszania się po mieście. Po trzecie, może to w efekcie wpłynąć na świadomość społeczną i decyzje zakupowe kierowców. W obliczu realnych ograniczeń, w większym stopniu zaczną interesować się emisyjnością kupowanych pojazdów, co jest już pewnym standardem na zachodzie Europy - dodaje Łukasz Witkowski z PSPA.

44,6% ankietowanych stwierdziło, że realnie rozważyłoby zakup pojazdu elektrycznego, gdyby w ich mieście powstała Strefa Czystego Transportu. Ich zdaniem, utworzenie strefy wpłynie na ochronę środowiska (66,4%) i doprowadzi do wzrostu liczby pojazdów zeroemisyjnych w całym mieście (53,7%).

- Liczba aut z roku na rok wzrasta. Dodatkowo nie ma żadnych realnych ograniczeń dla poruszania się samochodów najstarszych, które w największym stopniu przyczyniają się do obniżania jakości powietrza. Kierunkiem powinny być "miasta dla ludzi", czyli poprawa jakości przestrzeni dla pieszych i rowerzystów oraz zmniejszanie konieczności korzystania z transportu indywidualnego, poprzez podnoszenie jakości transportu publicznego, wyznaczanie buspasów i Stref Czystego Transportu - dodaje Konrad Marczyński z WAS.

Badanie dla PSPA i WAS przeprowadziła agencja SW RESEARCH. W ramach badania przeprowadzono 2603 ankiet z mieszkańcami 13 polskich miast.

Od redakcji:

Powyższe badania przyniosły niewątpliwie ciekawe wnioski, ale ich autorzy zapomnieli o odniesieniu wyników ankiet do rzeczywistości. Przykładowo nie widzą paradoksu w tym, że chociaż większość ankietowanych chciałaby mieć w swoim mieście Strefę Czystego Transportu, to powstanie pierwszej (i póki co jedynej) spotkało się z dużym sprzeciwem mieszkańców. Można odnieść wrażenie, że zderza się tu rzeczywistość teoretyczna ("Czy chciałby pan czystszego powietrza w mieście?") z praktyczną ("Czy nie ma pan nic przeciw temu, że na część ulic nie będzie mógł pan wjechać?"). Bardzo odrealniona jest też deklaracja zakupu auta elektrycznego, jaką wyraziło 44,6% ankietowanych. W kraju, gdzie większość kierowców interesuje się kupnem samochodu za 20 tys. zł lub mniej, raczej trudno sobie wyobrazić, aby te deklaracje mogły mieć jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość. Nawet jeśli pod uwagę weźmiemy tylko osoby mieszkające w dużych miastach, nierealne jest, aby niemal połowa mieszkańców była skłonna przeznaczyć ponad 120 tys. zł na elektryczne auto segmentu B, o większych i droższych nie wspominając.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy