Volkswagen Castrol Cup 2014

To jest sport wysokiego ryzyka. Dudek ryzykuje. Po co?

​W ubiegłym sezonie wystartował w trzech rundach Volkswagen Castrol Cup jako kierowca VIP.

Jazda wyścigowym Volkswagenem Golfem GTI wciągnęła go na tyle, że w tym roku zdecydował się na pełny program startów w pucharze Volkswagen Castrol Cup.

W pierwszej rundzie musiał się zmierzyć z nowym torem i jazdą na mokrej nawierzchni. Jak sobie poradził i z czego jest zadowolony? Na te i kilka innych pytań odpowiedział nam Jerzy Dudek.

- Jak wyglądały twoje treningi przed wyścigami?

- Trochę jeździłem gokartami i to w zasadzie tyle - na więcej nie pozwalał mi czas. Do samochodu wyścigowego wsiadłem dopiero podczas przedsezonowych testów na Slovakia Ring. Niemniej jednak muszę przyznać, że te dwa dni na Słowacji bardzo dużo mi dały. Sporo pojeździliśmy, co przy moim doświadczeniu było bardzo cenne.

Reklama

- Czego się nauczyłeś podczas tych dwóch dni na Słowacji?

- Przede wszystkim trzeba mocno opóźniać atak na niektóre zakręty. W przypadku początkujących zawodników, takich jak ja, wcale nie jest to takie oczywiste i łatwe. Z przyzwyczajenia szybko ścinam zakręty, a tu się okazuje, że czasami trzeba dać opór swoim nawykom, wytrzymać presję i później zaatakować. Wtedy potrzebna jest odwaga, ale z drugiej strony ważne jest też wyczucie. Jak wjadę w zakręt za szybko, to na końcu nie starczy mi miejsca i albo zwolnię, albo wylecę z toru.

- W ubiegłym sezonie mówiłeś nam, że jeszcze nie czujesz się na tyle pewnie, żeby korzystać z rezerw, jakie drzemią w twojej jeździe, czyli na przykład hamować lewą nogą. Jak jest teraz?

- Staram się ciągle analizować moją jazdę, ale nie mogę skupiać się na wszystkich elementach na raz. Stąd też poprawki w mojej jeździe chcę wdrażać systematycznie, krok po kroku. W ubiegłym sezonie skupiałem się przede wszystkim na analizie onboardów i korektach dotyczących samego toru jazdy. Wówczas analiza telemetrii była dla mnie jeszcze zbyt złożona. Teraz mam nieco więcej czasu podczas weekendu wyścigowego. Staram się więc wykorzystywać go na analizę danych z telemetrii, choćby po to, by złapać odpowiednie punkty hamowania. W tym sezonie hamuję wyłącznie lewą nogą i w zasadzie nie mam z tym najmniejszych problemów.

- Co daje Ci praca z Martinem Wirkijowskim, który w ubiegłym roku sam się ścigał, a w tym sezonie pełni rolę instruktora?

- Martin zna temat od podszewki więc praca z nim bardzo dużo mi daje. Martin zna tory i możliwości samochodu, a co najważniejsze potrafi mi przekazać swoją wiedzę. Dla przykładu - na początku pierwszego treningu na mokrym Hungaroringu osiągałem czasy rzędu 2:37 i mozolnie poprawiałem ten rezultat. W efekcie, podczas kolejnej sesji treningowej poprawiłem swoje pierwsze czasy aż o 10 sekund. Przed kwalifikacjami dalej analizowaliśmy dane z moich okrążeń i w czasówce udało mi się wyeliminować kolejne cztery sekundy. Niemniej jednak wiem już, że im szybciej jadę i osiągam lepsze czasy, tym trudniej jest o kolejny postęp i urwanie następnych ułamków sekundy. Na Słowacji podczas jednej sesji miałem 2,2 s straty do najlepszego zawodnika, a i tak byłem 20. To pokazuje, że mam trochę pecha bo w tym roku stawka kierowców jest bardzo mocna i wyrównana. Będzie mi bardzo ciężko przebić się na wyższe pozycje, więc moim celem jest utrzymanie dystansu do czołówki, albo przynajmniej jego niewielkie zmniejszenie.

- Z czego jesteś zadowolony po pierwszej rundzie pucharu?

- Z tego, że sam zauważam swój postęp. Chcę to utrzymać i małymi krokami iść do przodu. W połowie sezonu chciałbym już jeździć bardziej konkurencyjnie. Im szybciej jadę, tym trudniej o poprawianie czasów, więc wiem, że czeka mnie mozolna praca nad detalami.

- Twoja żona nie protestowała, gdy dowiedziała się, co będziesz robić w tym sezonie?

- Trochę protestowała. Nie dziwię się jej, bo mimo że jesteśmy dobrze zabezpieczeni w kombinezonach, kubełkowych fotelach i nadwoziach wzmocnionych klatką bezpieczeństwa, jest to sport wysokiego ryzyka. Co ciekawe, moi bliscy chyba bardziej przeżywają moje starty w Volkswagen Castrol Cup, niż przeżywali moje mecze. Piłka była moim zawodem, do którego już przywykli, więc bardziej martwili się o wynik niż o mnie. Teraz też interesuje ich rezultat, ale bardziej to czy wrócę cały do domu.

- Twoi koledzy z Madrytu lubią szybkie samochody, więc twoja nowa pasja zapewne nie przeszła bez echa?

- Byli nią bardzo zainteresowani. Wielu się dziwiło - nie tylko piłkarze, z którymi grałem. Pytali po co to robię, skąd taki pomysł? A odpowiedź jest całkiem prosta. Jak prawie każdy chłopak od zawsze pociągała mnie motoryzacja, a po zakończeniu kariery piłkarskiej mogę poświęcić jej więcej czasu. Poza tym wyścigi samochodowe mobilizują mnie do działania, do utrzymywania wysokiej formy i koncentracji. 

- Jak będziesz się przygotowywał do kolejnych rund? Masz już zaplanowane treningi?

- Chciałbym położyć nacisk na zajęcia praktyczne, czyli jazdę po torze. Postaram się wybrać na Tor Poznań i do Brna. Planuję też odwiedzić Slovakia Ring. Przed rundą na EuroSpeedway Lausitz chciałbym odbyć cztery sesje treningowe.

- Nowy tor budzi w tobie niepokój, respekt czy raczej ekscytację?

- Na początku jest oczywiście ekscytacja i zaciekawienie. Za kierownicą samochodu to szybko zamienia się w niepewność, bo nie znam toru, nie wiem gdzie i na co mogę sobie pozwolić. To wszystko trzeba odkryć i sprawdzić na własnej skórze. Hungaroring bardzo mi się spodobał, to naprawdę świetny i ciekawy obiekt.

Tekst pochodzi ze strony Volkswagen Racing Polska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy