Polskie drogi

Uwaga na zwierzęta. Nikt nie zapłaci za szkody

Słoneczna pogoda i dłuższy dzień sprzyjają samochodowym wycieczkom. Wielu kierowców zapomina jednak, że wraz z nastaniem wiosny do życia budzi się też świat fauny...

Przełom wiosny i lata to okres, w którym dochodzi do dużej liczby zdarzeń drogowych z udziałem dzikich zwierząt, które z powodu sezonowych migracji coraz liczniej pojawiają się w pobliżu dróg przebiegających przez tereny leśne i mogą przekraczać jezdnię w najmniej spodziewanym momencie. 

Przykładów na niebezpieczne sytuacje z udziałem dzikich zwierząt nie trzeba wcale daleko szukać. Do groźnie wyglądającego wypadku doszło np. w ubiegłą niedzielę w na drodze krajowej nr 61 w pobliżu miejscowości Chojny Młode (Podlasie). Na drogę, tuż przed jadący samochód, wybiegł łoś. Kierowcy volkswagena nie udało się uniknąć zderzenia, w wyniku którego dwie osoby wymagały pomocy lekarskiej. 

Reklama

Paradoksalnie, jeśli wierzyć policyjnym statystykom, do wypadków z udziałem dzikich zwierząt dochodzi na polskich drogach stosunkowo rzadko. W całym ubiegłym roku zanotowano zaledwie 195 tego typu zdarzeń, w których śmierć poniosło 10 osób, a kolejnych 229 odniosło obrażenia. Niestety policyjne statystyki nie oddają drogowej rzeczywistości. Kierowcy niechętnie zgłaszają tego typu "wypadki" policjantom drogówki, o ile pomocy (najczęściej dobicia) nie wymaga okaleczone zwierzę. Jeśli zwierzę ucieka, nie ma rannych ludzi, a ucierpiała tylko blacha, policja nie dowiaduje się o takich zdarzeniach, nie ma więc ich w statystykach.

Takiemu zachowaniu zmotoryzowanych nie ma się jednak, co dziwić. W przypadku, gdy dany odcinek oznakowany został znakiem A-18b, dochodzenie odszkodowania od zarządcy drogi jest niezwykle trudne (by nie powiedzieć, że niemożliwe). Ustawienie stosownego oznakowania (jego integralną częścią jest tabliczka określająca długość "niebezpiecznego" odcinka) w praktyce zdejmuje odpowiedzialność za zdarzenie z zarządcy drogi i przerzuca ją bezpośrednio na kierowcę. 

Mówiąc prościej - wzywając policję kierowca sam naraża się na mandat. Funkcjonariusz drogówki może bowiem uznać, że kierujący nie zastosował się do znaków i nie zachował "szczególnej ostrożności". 

Wzywanie policji do kolizji z udziałem dzikich zwierząt nie ma też sensu z punktu widzenia likwidacji szkody. Dziki, sarny czy jelenie nie posiadają przecież obowiązkowego dla właścicieli pojazdów mechanicznych ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej. Wniosek? O ile nie dysponujemy polisą autocasco - wszelkie szkody pokryć trzeba z własnej kieszeni.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy