Polskie drogi

Tajemnica prawa jazdy Piotra Najsztuba

W miniony czwartek znany dziennikarz Piotra Najsztub, spowodował wypadek drogowy - na oznakowanym przejściu potrącił 77-letni kobietę. Wkrótce po zdarzeniu informowano, że kierowca nie posiadał dokumentów pojazdu, ani prawa jazdy. Kwestia tego ostatniego jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka...

Do wypadku doszło po zmroku, około godziny 19, w Konstancinie-Jeziornie. Kierujący chevroletem dziennikarz potrącił przechodzącą przez przejście dla pieszych starszą kobietę. 77-latka z urazem żeber przetransportowana została do szpitala.

Wkrótce po zdarzeniu okazało się, że dziennikarz nie posiadał przy sobie prawa jazdy. Policjanci zatrzymali dowód rejestracyjny jego pojazdu, gdyż samochód nie miał ważnych badań technicznych.

Szybko okazało się, że brak prawa jazdy nie był przypadkowy. Kilka lat temu Najsztub stracił dokument w związku z przekroczeniem dozwolonej liczby punktów karnych. Co ciekawe z prawnego punktu widzenia nie było to jednak równoznaczne z cofnięciem uprawnień. Zgodnie z procedurą, jeszcze w 2010 roku, policjanci wysłali stosowne dokumenty do wydziału komunikacji w Starostwie Powiatowym w Piasecznie. Mimo tego w zagadkowy sposób sprawa "utknęła", a urzędnicy do dziś nie wydali prawomocnego postanowienia o cofnięciu uprawnień do prowadzenia.

Reklama

Oznacza to, że Najsztub figuruje w Centralnej Ewidencji Kierowców, jako osoba posiadająca uprawnienia, chociaż fizycznie od lat nie posiada prawa jazdy i, przynajmniej z punktu widzenia logiki, nie powinien siadać za kierownicą...

W tym miejscu wypada wyjaśnić, że taki zbieg okoliczności jest dla dziennikarza bardzo korzystny. Za brak dokumentu w czasie kontroli kierowcy grozi bowiem mandat w wysokości zaledwie 50 zł. Gdyby jednak Najsztub figurował w CEP jako osoba z cofniętymi uprawnieniami i wsiadł za kółko mimo orzeczonego zakazu, groziłoby mu nawet do 2 lat więzienia (taki czyn traktowany jest w kategoriach przestępstwa).

Sam dziennikarz nie chciał komentować sprawy, stwierdził jedynie, że najprawdopodobniej znajdzie ona finał w sądzie.

Wypadkiem zajęła się już prokuratura. Ze wstępnych ustaleń wynika, że prędkość samochodu nie była duża, a widoczność utrudniał padający deszcz. Na korzyść Najsztuba świadczą też zeznania świadków, z których wynika, że starał się udzielić pomocy poszkodowanej do momentu przyjazdu karetki pogotowia.

Wiadomo, że dziennikarzy był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem żadnych innych środków odurzających.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy