Polskie drogi

Śmierć profesora Vetulaniego. Do tragedii przyczynili się kierowca i pieszy?

Krakowski sąd zadecyduje w lutym, czy powoła nowego biegłego z zakresu wypadków drogowych w procesie kierowcy oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym śmiertelne obrażenia odniósł prof. Jerzy Vetulani. Na ostatniej rozprawie wniosek taki złożyła obrona.

Krakowski sąd zadecyduje w lutym, czy powoła nowego biegłego z zakresu wypadków drogowych w procesie kierowcy oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym śmiertelne obrażenia odniósł prof. Jerzy Vetulani. Na ostatniej rozprawie wniosek taki złożyła obrona.

Do wypadku doszło 2 marca ub.r. wieczorem na ul. Balickiej w Krakowie. Samochód prowadzony przez 33-letniego kierowcę Iwa P. potrącił przechodzącego przez przejście dla pieszych prof. Jerzego Vetulaniego. Wybitny psychofarmakolog, neurobiolog i biochemik wracał do domu z Instytutu Farmakologii PAN. W wyniku doznanych obrażeń 81-letni naukowiec trafił do szpitala i był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Po miesiącu zmarł. Prokuratura oskarżyła kierowcę, że umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, jadąc z nadmierną prędkością, i nieumyślnie spowodował wypadek, w którym obrażenia odniósł pieszy. Skutkiem tych obrażeń była śmierć przechodnia.

Reklama

Biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych podtrzymał na rozprawie w piątek swoją opinię, według której zarówno kierowca samochodu, jak i pieszy przyczynili się do zaistnienia wypadku. Kierowca poruszał się z prędkością ok. 65 km na godzinę i tym samym ograniczył sobie możliwość uniknięcia wypadku. Mógł uniknąć potrącenia pieszego, gdyby jechał z dopuszczalną prędkością 50 km na godzinę i zastosował ekstremalny manewr hamowania.

Z kolei pieszy przyczynił się w sposób bezpośredni do zdarzenia w ten sposób, bo wszedł na pasy bez uwzględnienia rzeczywistej prędkości zbliżającego się i oświetlonego auta.

Biegły w odpowiedzi na pytania obrony i oskarżonego nie odniósł się jednak do zarejestrowanego na nagraniu z monitoringu momentu potrącenia pieszego, wyjaśniając, iż nie jest on widoczny. To spowodowało wniosek obrony o powołanie nowego biegłego. Zdaniem obrony moment potrącenia pieszego jest na nagraniu widoczny, a widzieli go m.in. policjanci i sąd, który wcześniej zlecił poprawę jakości nagrania.

Sąd, który zmierzał do zakończenia procesu, nie podjął decyzji w sprawie wniosku o powołanie nowego biegłego. Po analizie materiałów decyzję w tej kwestii podejmie na kolejnej rozprawie na początku lutego.

Proces w tej sprawie rozpoczął się we wrześniu ub.r. Oskarżony Iwo P. nie przyznał się do winy. W złożonych wyjaśnieniach przekonywał, że jest doświadczonym kierowcą i dojeżdżając do przejścia dla pieszych zachował ostrożność. Nie pamięta, z jaką prędkością jechał prowadzony przez niego samochód, ale - wedle jego słów - "nie było to szybko". Po potrąceniu przechodnia zatrzymał się, podbiegł do poszkodowanego, wezwał karetkę i zaczął udzielać pierwszej pomocy. Przed sądem wyraził ubolewanie i przeprosił wszystkich za to, co się zdarzyło. "To wielka tragedia dla mnie i całej rodziny, cały czas to przeżywamy" - mówił.

Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym Kodeks karny przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy