Polskie drogi

Policjanci zatrzymali piratów drogowych. Ale czy sami zachowali się prawidłowo?

Praca policjantów za kierownicą nieoznakowanego radiowozu z wideorejestratorem bywa trudna. Poprawne zmierzenie czyjejś prędkości, ponieważ odbywa się "na oko", jest dość problematyczne, a do tego czasami trzeba się namęczyć, aby takiego pirata dogonić i zatrzymać (niektórzy zwyczajnie próbują uciec widząc radiowóz). Okazuje się jednak, że policjanci też nie są bez winy i niektórzy stosują dość... osobliwą procedurę zatrzymania kierowców łamiących przepisy.

Oto pierwszy przykład, z minionego piątku z okolic Kielc - kierowca Opla Vectry wyprzedził nieoznakowany radiowóz z wideorejestratorem tuż przed przejściem dla pieszych, przekraczając podwójną ciągłą linię. Co jednak zastanawiające, policjanci nie zdecydowali się na natychmiastowe zatrzymanie kierującego, co jest ich obowiązkiem. Postanowili jechać za nim, a pół minuty później dokonali "pomiaru prędkości" (będącej de facto prędkością radiowozu). Dopiero kiedy na ekranie widerorejestratora pojawiła się wartość 122,7 km/h, funkcjonariusze uznali, że warto takiego kierowcę zatrzymać (choć w komunikacie policyjnym czytamy, że zatrzymanie nastąpiło "natychmiast").

Reklama

"Cierpliwość" policjantów "opłaciła się" - nie dość, że kierowca Opla Vectry dostał kumulację wykroczeń, co kosztowało go 900 zł i 20 punktów karnych, to jeszcze funkcjonariusze zatrzymali mu prawo jazdy na 3 miesiące za przekroczenie dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h.

A tak na marginesie, zwróćcie uwagę na sam początek nagrania - zanim jeszcze policjanci zaczęli jechać za Vectrą, w oczekiwaniu na kolejne wykroczenia, sami przekraczali prędkość! Na samym początku widzimy wskazanie 74,1 km/h, a że na ekranie wyświetla się prędkość radiowozu to, w przeciwieństwie do "pomiaru" robionego wideorejestratorem, nie ma tu mowy o pomyłce. Przekraczanie prędkości przez funkcjonariuszy w pogodni za piratem drogowym bez włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych (aby nie ostrzec go zbyt wcześnie i móc dokonać "pomiaru") wielokrotnie budziło wątpliwości. Sądy jednak zwykle przychylały się do tłumaczeń policji, że nie ma innego sposobu, aby móc zdobyć "materiał dowodowy". Przekraczanie prędkości przez radiowóz, zanim jeszcze została podjęta interwencja, nie wydaje się mieć jednak jakiegokolwiek uzasadnienia.

Nieco ponad godzinę później, ci sami policjanci zatrzymali kierowcę Mercedesa W124, który, według "pomiaru", jechał z prędkością 103,8 km/h. W tym przypadku nie było kumulacji, ale wystarczyło to na 400 zł mandatu i 10 punktów karnych. Kierowca stracił również prawo jazdy na 3 miesiące. Można jedynie zastanawiać się, czy słusznie - w przypadku korzystania z wideorejestratora wystarczy nieznaczna różnica w prędkościach między samochodami, aby pomiar nie był rzetelny. Zwykle, jeśli radiowóz pomału dogania auto jadące przed nim, co zawyża pomiar, nie ma większego znaczenia dla wymiaru kary. Kiedy jednak 4 km/h decydują o odebraniu prawa jazdy, możliwość wystąpienia tego typu błędu nie powinna mieć miejsca. Warto też podkreślić, że oficjalnie taki "pomiar", jeśli dokonywany jest przy prędkości ponad 100 km/h, obarczony jest błędem wielkości 3 %. Czy na pewno więc kierowca Mercedesa powinien był stracić prawo jazdy?

A może te przykłady to przypadek jednej załogi radiowozu, której zależało na dobrym "wyniku" podczas służby? Niekoniecznie. 19 lutego w Miliczu inny patrol zauważył agresywnie jadącego kierowcę Audi Q5, który wyraźnie przekraczał prędkość i wyprzedzał na podwójnej ciągłej linii. Czy policjanci natychmiast go zatrzymali? Oczywiście, że nie. Pozwolili, aby jechał dalej, choć później, jeśli odpowiednio przyglądniemy się niezwykle rozpikselowanemu obrazowi, widzimy, że przed wjazdem w teren zabudowany radiowóz jedzie już 146 km/h! Czy tak rażące przekroczenie prędkości to nie powód do zatrzymania? Nie. Funkcjonariusze jadą dalej, a kierowca Audi przy prędkościach ponad 100 km/h (w terenie zabudowanym!) ścina zakręty, aby nie wypaść z drogi.

Policjanci jadą dalej. Dokonują wreszcie "pomiaru", który wykazuje 107,3 km/h, a potem drugi (126,6 km/h). Ile trwał cały "pościg"? Trudno powiedzieć, ponieważ tragiczna jakość nagrania nie pozwala na odczytanie godziny, o której cała akcja miała miejsce. Znamienne jest natomiast to, że w czasie nagrania trwającego nieco ponad minutę, są dwa cięcia, czyli podążanie za piratem w Audi trwało znacznie dłużej.

A co się okazało po zatrzymaniu tego pana? Ano to, że 38-latek miał promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Innymi słowy, policjanci widząc niebezpiecznie jadący samochód nie zatrzymują go, czekając najwyraźniej aż zrobi coś "wyżej punktowanego". W ten sposób pozwolili, aby pijany kierowca jechał ponad 120 km/h przez wieś (Dziadkowo), stwarzając o wiele większe zagrożenie, niż na początku nagrania. Gdyby natychmiast go zatrzymali (jak sugeruje komunikat policyjny), nie doszłoby do tej sytuacji, która, potencjalnie, mogła skończyć się tragicznie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy