Polskie drogi

Kontrowersja. Limity prędkości są za wysokie?!

​Obecne limity prędkości, zwłaszcza na drogach szybkiego ruchu są zbyt wysokie i powinny zostać obniżone - uważa dyrektor ITS prof. Marcin Ślęzak. ITS poparł zmiany "kodeksu drogowego" dotyczące m.in. zatrzymywania praw jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h poza terenem zabudowanym.

Projekt nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym, która ma wejść w życie w lipcu, zakłada m.in. zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h także poza obszarem zabudowanym, ujednolicenie dopuszczalnej prędkości do 50 km/h w obszarze zabudowanym niezależnie od pory dnia, oraz zwiększenie zakresu ochrony pieszego w rejonie przejść dla pieszych.

Dyrektor Instytutu Transportu Samochodowego (ITS) prof. Marcin Ślęzak przyznał , że ustawa Prawo o ruchu drogowym jest jednym z najczęściej nowelizowanych aktów prawnych w Polsce. Podkreślił jednak, że ma to swoje uzasadnienie.

"Jest nim troska o poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym, która z jednej strony ma wymiar czysto ludzki, za którym kryje się tragedia ofiar i ich rodzin oraz wymiar ekonomiczny - dziesiątki miliardów złotych każdego roku" - zaznaczył.

Reklama


Ślęzak podkreślił, że ITS od lat opowiada się za zmianami zaproponowanymi w projekcie nowelizacji Prawa o ruchu drogowym. Zwrócił również uwagę, że były one przedmiotem wielu prowadzonych przez ITS analiz i debat.

"Już w 2015 roku Instytut - wraz z innymi ekspertami ds. BRD - przedstawił propozycję zmiany zapisów w ustawie Prawo o ruchu drogowym w zakresie ochrony pieszych i przysługujących im prawach oraz wynikających z tego faktu obowiązkach - zarówno po stronie kierującego, jak i pieszego" - zaznaczył. Dodał, że w tamtym czasie zabrakło jednak woli politycznej do wprowadzenia zmian.

Ślęzak zwrócił uwagę, że duża liczba komentarzy dotyczących proponowanych zmian w zakresie pierwszeństwa dla pieszych, wskazuje, że właśnie ta zmiana będzie miała największy wpływ na zachowania uczestników ruchu drogowego. Podkreślił, że ITS, choć popiera te zmiany to stoi na stanowisku, że nie należy ignorować formułowanych wątpliwości.

"Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie dla kogo właściwie miasta mają być przyjazne i bezpieczne - dla pojazdów, czy dla niechronionych uczestników ruchu drogowego" - zaznacza dyrektor ITS.

Jak dodaje - w przypadku zdecydowania się na drugą z możliwości - wokół niechronionych uczestników ruchu drogowego powinno się skoncentrować działania zarówno legislacyjne jak i inżynierskie.

Na pytanie o wpływ odbierania praw jazdy za przekraczanie prędkości powyżej 50 km/h na bezpieczeństwo ruchu drogowego oraz o planowane rozszerzenie tego przepisu również poza teren zabudowany podkreślił, że ITS stoi na stanowisku, że obecne limity prędkości, zwłaszcza na drogach szybkiego ruchu są jednymi z najwyższych w Europie i są zbyt wysokie, dlatego powinny zostać obniżone.


"Jak wiadomo problem przekraczania prędkości nie dotyczy wyłącznie terenu zabudowanego. Jazda poza dopuszczalnym limitem to stały obrazek na drogach szybkiego ruchu, gdzie z uwagi na rozwijane prędkości, następstwa wypadków drogowych są znacznie poważniejsze w skutkach" - ocenił. Zaznaczył również, że by kara była skuteczna, "musi być nieunikniona i szybka, a także powiązana z naruszeniem".

Dyrektor ITS dodał, że z badań Instytutu wykonanych po wprowadzeniu przepisu odbierania prawa jady po przekroczeniu prędkości 50 km/h w terenie zabudowanym wynika, że kierowcy zmienili swoje zachowanie na drodze.

"Po 18 maja 2015 roku średnia prędkość potoków ruchu pojazdów zmalała. A jak powszechnie wiadomo zmniejszenie prędkości zaledwie o 1 km/h może prowadzić do 3 proc. redukcji liczby zabitych" - przypomniał.

Ślęzak zaznaczył również, że Polska jest jedynym krajem w Europie, który ma podwyższony limit prędkości w obszarze zabudowanym w godz. 23-5 rano.

"To archaiczny przepis, dlatego fakt zapowiedzi zmiany prawnej w tym zakresie spotkał się m.in. z entuzjastycznym przyjęciem ze strony Europejskiej Rady ds. Bezpieczeństwa Transportu (ETSC)" - powiedział. Dodał, że wielu kierowców nawet nie potrafi wskazać okresu w jakim obowiązuje podwyższony limit prędkości w obszarze zabudowanym. Ponadto przepis stanowi utrudnienie dla policjantów, czy automatycznych urządzeń rejestrujących przekroczenia prędkości.

"Poza tym prędkość mniejsza tylko o 10 km/h, to więcej czasu na reakcję kierowcy, krótsza droga hamowania pojazdu i większe szanse na przeżycie zagrożonych wypadkiem pieszych" - powiedział. 

Od redakcji:

Dodać należy, że po 18 maja 2015 roku faktycznie średnia prędkość zmalała, tyle tylko, ze... chwilowo. Z biegiem czasu kierowcy do nowych przepisów przywykli i policja już od kilku... lat (!) donosi, że zatrzymuje coraz więcej praw jazdy za przekroczenie prędkości o 50 km/h. 

Jak w styczniu informował Interię asp. Michał Gaweł z Biura Prasowego Komendy Głównej Policji, w roku 2019 roku policjanci ujawnili 48 754 wykroczenia polegające na przekroczeniu prędkości powyżej 50 km/h w obszarze zabudowanym. To aż o 19 732 przypadki (+68 proc!) więcej niż w roku 2018. Co więcej, ta tendencja utrzymuje się w tym roku - od 1 stycznia do 28 kwietnia policjanci zatrzymali prawa jazdy 16,5 tys. osób, co oznacza wzrost do analogicznego okresu ubiegłego, rekordowego  roku o 12,5 proc! A dodać należy że niemal połowa z tych 4 miesięcy przypadło na okres pandemii, gdy ruch na drogach drastycznie spadł, a liczba wypadków zmalała.

Co więc należy zrobić z przepisem, który przestaje działać? Oczywiście, logika wskazuje, że... zaostrzyć, obejmując jego działaniem tereny niezabudowane... Jedno jest pewne, dzięki niemu... spadnie bezrobocie. Ministerstwo Infrastruktury już oszacowało, że po rozszerzeniu działania przepisu rocznie prawo jazdy będzie traciło 40 tys. kierowców więcej, co będzie wymagało zatrudnienia dodatkowych urzędników to obsługiwania tych spraw.

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy