Jazda (bez)alkoholowa

Po pijaku zabił dziecko. Kompromitacja prokuratury

W Sądzie Rejonowym w Lipnie ruszył w piątek proces ws. śmiertelnego potrącenia 11-letniego Kacpra przez 23-letniego kierowcę. Stanisława G. prowadził auto bez uprawnień, pod wpływem alkoholu i mając sądowy zakaz kierowania wszelkimi pojazdami. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

W Sądzie Rejonowym w Lipnie ruszył w piątek proces ws. śmiertelnego potrącenia 11-letniego Kacpra przez 23-letniego kierowcę. Stanisława G. prowadził auto bez uprawnień, pod wpływem alkoholu i mając sądowy zakaz kierowania wszelkimi pojazdami. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

Do wypadku doszło w lipcu 2015 roku. Kierujący oplem 20-latek potrącił wówczas w miejscowości Steklinek k. Torunia jadące rowerem dziecko, które zmarło w wyniku poniesionych obrażeń. Śledztwo prokuratorskie trwało blisko trzy lata.

Prokuratura oskarżyła Stanisława G. o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym poprzez kierowanie samochodem bez uprawnień i w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, a także poruszanie się środkiem drogi, co spowodowało, że prawą przednią częścią pojazdu uderzył w kierujące rowerem dziecko. Zdaniem śledczych, poruszanie się przez oskarżonego pojazdem prawą stroną jezdni w znaczący sposób zmniejszyłoby skutki zdarzenia. Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat 8.

Reklama

"Trzy lata czekaliśmy na postawienie zarzutów przez prokuratora. To skandal" - powiedział PAP ojciec chłopca. Jego zdaniem, jest to "jedna, wielka porażka". Dodał, że sprawca powinien odpowiedzieć za ten czyn.

"Ktoś powinien za to opowiedzieć, a nie zrzuca się wszystko na 11-letnie dziecko, którego już nie ma" - wskazał.

Rodzinę w tej sprawie bulwersuje kilka szczegółów. Jak wskazują, od początku nie są brane pod uwagę, ich zdaniem, najważniejsze okoliczności - fakt kierowania mężczyzny autem pod wpływem alkoholu (0,42 promila), brak posiadania przez niego kiedykolwiek prawa jazdy, a także sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych orzeczony za jazdę autem po spożyciu alkoholu. Wskazują, że prokuratura po wypadku nie wystąpiła nawet do sądu z wnioskiem o areszt. Mężczyzna przed sądem odpowiada z wolnej stopy.

Po wyjściu z sali rozpraw rodzice również wyrażali zdumienie odnośnie sposobu procedowania sprawy. W jej trakcie pełnomocnik zauważył, że w aktach sprawy brakuje m.in. wszystkich wyroków sądów związanych z przestępstwami i wykroczeniami komunikacyjnymi mężczyzny. Ten wskazał wcześniej, że zapadł jeden taki wyrok, o ile go pamięć nie myli, a pełnomocnik ojca dziecka przywołał trzy takie orzeczenia sądu.

Pierwsze trzy ekspertyzy w tej sprawie wskazywały na winę chłopca, który miał zdaniem biegłych wyjechać kierującemu oplem prosto przed maskę. Prokuratura skierowała akt oskarżenia po otrzymaniu czwartej ekspertyzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Z jej treści wynika, że Stanisław G. miał poruszać się autem środkiem drogi, co doprowadziło do takich obrażeń ciała chłopca, których konsekwencją była śmierć.

Stanisław G. nie przyznaje się do winy. Na sali rozpraw przeprosił rodzinę chłopca, który zmarł w wyniku wypadku, za to, co się stało, ale przyznał, że nie jest odpowiedzialny za ten wypadek. Odpowiadając na pytania sądu oraz swojego obrońcy wskazywał m.in., że poruszał się prawą stroną jezdni. Mówił, że droga w tej miejscowości jest wąska, a asfalt źle wykończony z prawej strony, więc trzeba zachować od prawej krawędzi jezdni pewną odległość. W swoich wcześniejszych wyjaśnieniach wskazywał najpierw, że poruszał się z prędkością 50 km/h, później zmieniając swoją ocenę prędkości pojazdu na 60-70 km/h. W miejscu wypadku obowiązuje ograniczenie prędkości do 90 km/h.

Dodał także, że droga w tej miejscowości jest prosta, widoczność dobra, a on sam nie był tego dnia zmęczony. Celem jego wyjazdu wraz z kolegą był zakup piwa w pobliskim sklepie. Wcześniej - po pracy - miał wypić w domu jedną butelkę piwa. Dziś nie potrafił wskazać jednoznacznie, czy pamięta dokładnie, ile i jakiego rodzaju alkoholu wypił, ale podtrzymał swoje wcześniejsze wyjaśnienia. Podkreślił, że dziecko zobaczył pół metra przed autem i nie mógł już nic zrobić. To, że brama posesji, z której wyjechał chłopiec była otwarta, kierowca miał zauważyć dopiero w chwili wypadku. Dodał, że posesję otaczały wysokie drzewa i krzewy, a on nie mógł widzieć tego, że chłopiec wyjeżdża na drogę. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie - dlaczego wsiadł "za kółko" mimo sądowego zakazu i po spożyciu alkoholu.

Rodziców chłopca i ich pełnomocników dziwi również fakt, że wcześniej za złamanie sądowego zakazu poruszania się pojazdami mechanicznymi, w dodatku po wpływem alkoholu, mężczyzna został skazany na osiem miesięcy pozbawienia wolności, ale karę odbył w systemie dozoru elektronicznego. Wypadek w Steklinku został spowodowany autem, które nie miało w momencie zdarzenia przeglądu technicznego, ale oskarżony ocenił w swoich wyjaśnieniach jego stan techniczny jako dobry

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy