Filozofia gender na salonach nie obowiązuje

Na początku marca Genewa, we wrześniu, naprzemiennie, Frankfurt i Paryż. To najważniejsze w roku imprezy wystawiennicze w branży samochodowej w Europie.

Często bywają nazywane, nieco górnolotnie, "wielkimi świętami motoryzacji". Święto jak święto, ale wielkości rzeczywiście trudno tym wydarzeniom odmówić.

Dziesiątki, jeśli nie setki wystawców, tysiące dziennikarzy, dziesiątki tysięcy zwiedzających. Samoloty przylatujące w tych dniach do Genewy są tak wypełnione przedstawicielami świata mediów i firm samochodowych, że piloci przed lądowaniem życzą pasażerom "dużo zabawy podczas autosalonu".

I znowu: zabawa jak zabawa, gdyż dla dziennikarzy to okres wytężonej pracy, do której należy się odpowiednio przygotować. Nie tylko merytorycznie, lecz również kondycyjnie. Bowiem choć salon w Genewie uchodzi za najmniej męczący - tu wszystko mieści się pod jednym dachem, co uwalnia od konieczności uciążliwych wędrówek pomiędzy poszczególnymi halami - to i tak swoje kilometry trzeba przejść. Dlatego warto zadbać o wygodne buty i odpowiedni strój. To jeden z tych momentów, kiedy absolutnie nie zazdrościmy wystawcom, zmuszonym do nieustannego paradowania pod krawatami i w garniturach. W trudnej sytuacji są także fotoreporterzy i operatorzy kamer telewizyjnych, objuczeni ciężkim sprzętem.

Reklama

Niektórzy dźwigają nawet podręczne drabinki, na które wspinają się, aby zapewnić swoim obiektywom lepszą widoczność. Każdy radzi sobie, jak umie. Spotkaliśmy spryciarza, który do przewozu rozlicznych aparatów, kamer, akumulatorów, lamp, statywów, w które był wyposażony, używał zwykłego... wózka sklepowego.

Dziennikarze piszący mają łatwiej. Im wystarczy jakaś poręczna torba lub plecak na laptopa i na gromadzone w trakcie dnia pracy materiały prasowe. Z tymi materiałami też zresztą nie ma większego kłopotu. Minęły czasy, gdy każdy z wystawców przygotowywał tony drukowanych katalogów i broszur. Obecnie papier został zastąpiony przez pendrive'y lub, coraz częściej, malutkie kawałki kartonu czy plastiku z nadrukowanym kodem, zapewniającym dostęp do stron internetowych z wszelkimi potrzebnymi informacjami. Rozczarowani mogą być także łowcy darmowych długopisów, czapeczek, breloczków itp. O tego typu giftach w dzisiejszych czasach należy, niestety, zapomnieć. Firmowe drobiazgi owszem są, ale do kupienia - w licznych sklepikach i butikach. Ceny raczej niezbyt okazyjne, przy czym im bardziej luksusowa marka samochodów, tym droższe też gadżety. Płaci się za logo.

Dni prasowe w Genewie zaczęły się co prawda we wtorek, ale my przylecieliśmy już w poniedziałek i, podobnie jak wielu innych dziennikarzy, skierowaliśmy pierwsze kroki na położone tuż obok lotniska tereny wystawiennicze, by załatwić ostatnie formalności związane z akredytacją i rozejrzeć się wstępnie w sytuacji. Trafiliśmy akurat na finał najnowszej edycji konkursu Car of the Year. Na wielkim ekranie pokazywano jak głosowali jurorzy - dziennikarze motoryzacyjni z poszczególnych krajów (Polskę reprezentują w COTY dwie osoby). Każdy z nich ma do podziału określoną liczbę punktów, a całe wydarzenie przypomina głosowanie podczas dorocznych konkursów piosenek Eurowizji. Triumf Peugeota 308 przyjęto oklaskami, chociaż na widowni słychać też było kąśliwe uwagi w rodzaju: "No tak, Francuzi przeżywają trudne chwile, więc musieli zrobić wszystko, żeby wygrać". Cóż, o podobnych plebiscytach można mieć rozmaite opinie, ale nie ukrywamy, że gdy w ostatniej fazie do późniejszego zwycięzcy zaczęło się niebezpiecznie zbliżać BMW i3, było trochę autentycznych emocji.

Genewskie hotele nie pomieszczą wszystkich uczestników "wielkiego święta motoryzacji", dlatego wielu z nich nocuje po francuskiej stronie granicy. Tak jest zresztą taniej. My śpimy w malowniczo usytuowanym miasteczku Annecy, dokąd jedziemy wygodną, choć zatłoczoną autostradą. Co ciekawe, jej szwajcarski odcinek przez kilka lat po wybudowaniu nie był ponoć użytkowany, bowiem lokalna ludność w referendum nie zgodziła się na jego otwarcie. Taki kraj, takie obyczaje...

Wieczorem wracamy do Genewy, by wziąć udział w Volkswagen Group Night, imprezie, podczas której zaproszonym dziennikarzom i ludziom z branży motoryzacyjnej prezentowane są wybrane nowości wszystkich marek koncernu. Volkswageny, Audi, Bugatti, Lamborghini, Seaty, Bentley, Porsche, motocykle Ducati, projekty Giugiaro... Nasze szczególne zainteresowanie wzbudziła Skoda VisionC, piękne koncepcyjne coupe, którego śmiałe, dynamiczne linie sugerują przyszłe zmiany stylistyczne samochodów z Mlada Boleslav.

I jeszcze jedno małe spostrzeżenie: otóż sądząc po składzie przedstawicieli koncernu, występujących w trakcie poniedziałkowego wieczornego spotkania, by zostać w strukturach Volkswagena ważną personą, trzeba być mężczyzną, człowiekiem w, hm... sile wieku, z siwą głową (dopuszczalne są także przejawy łysienia) oraz tytułem doktora albo jeszcze lepiej profesora doktora. Młodzi, rzutcy menedżerowie nowego typu szybkiej kariery tu raczej nie zrobią...

Początek dni prasowych podczas wielkiej samochodowej imprezy wystawienniczej jest szczególnie pracowity i męczący. Co 15 minut od wczesnego ranka do późnego popołudnia organizowane są konferencje prasowe, czy raczej należałoby rzec - firmowe prezentacje. Kwadrans pokazywania nowości, podsumowywania dorobku minionego okresu, nakreślania wizji najbliższej i dalszej przyszłości.

W Genewie prężenie muskułów o 8.00 zaczął nie byle kto, bo Renault z kandydatem na autentyczny rynkowy przebój w postaci najnowszej generacji popularnego modelu Twingo. W trudniejszej sytuacji są ci, którzy nie bardzo mają się czym pochwalić. W ich przypadku do rangi epokowego wydarzenia urasta premiera zmienionego zderzaka, zwężonych o 20 milimetrów przednich reflektorów czy nowego koloru tapicerki. Przygotowany specjalnie z myślą o podobnych okazjach pojazd koncepcyjny, który nigdy nie wejdzie do produkcji, niszowa odmiana pobocznej wersji rzadko kupowanego auta, ukazywane są jako przełomowe osiągnięcia techniki motoryzacyjnej. Ma być przy tym głośno, z rytmiczną muzyką, kolorowo, błyszcząco, migająco, multimedialnie, w oprawie efektownych występów artystycznych. Tu mistrz stepowania, grupa tancerzy, tam akrobaci lub żonglerzy. Bywają też dodatkowe atrakcje. Na stoisku Mazdy po konferencji (godzina 14.00 - 14.15) serwowano pyszne lody, po które ustawiła się długa kolejka łakomczuchów. Przy ekspozycji Forda można było skorzystać z relaksującego masażu karku i szyi. Toyota zapraszała do robienia sobie zdjęć z rozmaitymi zabawnymi akcesoriami i do gry, sprawdzającej refleks.

Gdyby organizatorzy salonów samochodowych poszli w ślady ludzi odpowiedzialnych za dobór personelu pokładowego linii lotniczych, co najmniej połowę hostess, które czuwają przy prezentowanych w Genewie samochodach, stanowiłyby panie w wieku 50 plus oraz wypielęgnowani osobnicy płci męskiej. Na szczęście organizatorzy motoryzacyjnych imprez wystawienniczych nie podążają za trendem narzucanym przez filozofię gender i wciąż zatrudniają młode, atrakcyjne dziewczyny.

Niestety, zauważyliśmy pierwszy wyłom w tej tradycji - przy Range Roverach pozował do fotografii facet z różowym irokezem na głowie. Wyglądał być może efektownie, my jednak opowiadamy się za rozwiązaniami konserwatywnymi. Tym bardziej, że tak na oko 90 procent zwiedzających wystawę w Genewie stanowią mężczyźni.

Wśród nich coraz więcej jest Azjatów. Chodzą, oglądają, pilnie notują, wykonują tysiące fotografii, kładą się na podłodze, by zlustrować podwozia. Ba, zauważyliśmy nawet skośnookiego dżentelmena, który za pomocą specjalnego przyrządu mierzył wielkość szczelin w nadwoziach aut. Co to będzie, gdy na imprezy w Genewie, Paryżu, Frankfurcie zaczną przyjeżdżać masowo dziennikarze motoryzacyjni z Chin, których jest tam pewnie ze sto tysięcy. A to przecież tylko kwestia czasu...

Polub MOTO INTERIA na Facebooku. Tam znajdziesz więcej zdjęć, ciekawostki i... konkursy. Do wygrania wkrótce samochód na weekend!. Wystarczy kliknąć TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy