Dakar 2020

​Rafał Sonik: Dakar jest squadową sukcesu, do którego dążę

Z końcem grudnia, Rafał Sonik po raz trzynasty wyruszy na Dakar. W 2008 jako członek zespołu serwisowego był w Lizbonie, kiedy odwołano rajd. Potem dziesięć razy zmagał się z trasami w Ameryce Południowej, a przed rokiem przeżył super maraton w roli reportera i obserwatora. Teraz polski mistrz wraca do rywalizacji o czołowe lokaty, podkreśla jednak, że w obieraniu sportowych celów, mierzy zdecydowanie dalej i wyżej niż w statuetkę Beduina.

Ilekroć pojawia się na starcie Rajdu Dakar, jest wskazywany jako jeden z faworytów. Nie może być inaczej, skoro obok zwycięstwa w Dakarze, trzy razy stał również na podium super maratonu i ma na koncie dziewięć Pucharów Świata. Rafał Sonik nie lubi jednak pompować balonika oczekiwań. Wie, że mimo doskonałego przygotowania zespołu, wieloletniego doświadczenia i wprowadzania ulepszeń w organizacji pracy oraz technologii, w rajdach cross-country zawsze pozostanie element przypadkowości. Szczęście musi uśmiechnąć się do rajdowca, który staje na najwyższym stopniu podium i choć można mu na wiele sposobów pomóc, nigdy nie można być pewnym powodzenia. Dlatego Rafał Sonik po zdobyciu kolejnego Pucharu Świata i doskonałym sezonie, tonuje nastroje.

Reklama

- Jako sportowiec, któremu rodzice od najmłodszych lat wpajali ducha zdrowej, sportowej rywalizacji, zawsze będę walczył o jak najlepszy wynik. W Dakarze sukcesem jest jednak często dotarcie do mety po pokonaniu ogromnych przeciwności. Do zbliżającej się edycji podchodzę więc przede wszystkim jako do kolejnego etapu na drodze do sportowego sukcesu. Nie zamierzam podejmować zbędnego ryzyka dla zwycięstwa tylko w tym jednym rajdzie. Celuję w budowanie solidnej historii rajdowej i szlifowanie rekordów: w liczbie zwycięstw, podiów, czy ukończonych rajdów. Wiele wskazuje zaś na to, że będzie to Dakar jakiego nie znamy. Zarówno pod kątem tras - ich długości, stopnia trudności i terenu - jak i organizacji. Koncentruję się więc przede wszystkim na jak najlepszym przygotowaniu przed spotkaniem z nieznanym - podkreślił Rafał Sonik.

Nowe wyzwanie - nowy kraj

Po jedenastu latach w Ameryce Południowej, organizatorzy Rajdu Dakar zdecydowali się na przeprowadzkę. Wybrali kraj, w którym każdy z uczestników będzie mógł czuć się jak pionier, ponieważ Arabia Saudyjska była dotąd zamkniętym państwem. Mało kto, spoza świata muzułmańskiego mógł do niego wjechać. Podczas gdy ostatnia edycja w Peru przez wszystkich zawodników została zgodnie uznana za mało interesującą, tak w przypadku Arabii nie można mieć obaw o "jeżdżenie w kółko".

- To kraj o powierzchni siedmiokrotnie większej niż Polska. Odpowiada mniej więcej wielkości Maroka, Sahary Zachodniej, Mauretanii i Senegalu, a więc krajów, które najczęściej gościły Dakar podczas afrykańskich edycji - zauważa Rafał Sonik. - Trasy, które zostały wytyczone przez organizatora będą bardzo zróżnicowane. Codziennie będziemy pokonywać minimum 300km podczas odcinków specjalnych. Nie jeden raz przejedziemy w ciągu dnia 800 i więcej kilometrów. Zaczniemy w górach, gdzie czynnikiem decydującym o wyniku będzie bezbłędna nawigacja, a w drugiej części poznamy słynny Empty Quarter - największą, piaszczystą pustynię świata. To będzie niezwykłe wyzwanie.

W niedzielę 5 stycznia, 557 zawodników wyruszy w zupełnie nieznany kraj. Motocykliści i quadowcy mieli już w tym roku podobne przeżycia, kiedy po raz pierwszy zostali dopuszczeni do startu w Silk Way Rally. Przecierali wówczas nowe szlaki przez stepy Mongolii, czy pustynię Gobi w Chinach. - To było fascynujące przeżycie zarówno na płaszczyźnie rajdowej, jak i kulturowej. Teraz będzie podobnie. Arabia Saudyjska jest bardzo rygorystycznym krajem, ale Yazeed Al-Rajhi, jeden z czołowych kierowców ostatnich lat, zapewniał mnie, że możemy liczyć na ciepłe przyjęcie, a jego rodacy to niezwykle serdeczni ludzie. Jestem gotowy uwierzyć, bo sam Yazeed jest jedną z najbardziej pozytywnych postaci w świecie cross-country - powiedział Sonik.

Nowe wyzwanie - nowy organizator

Zmiany w Rajdzie Dakar nastąpiły również na szczeblu organizacyjnym. Tą najważniejszą jest zmiana dyrektora rajdu. Po wielu latach u sterów, Etienne Lavigne ustąpił miejsca Davidowi Casterze. - Bardzo ucieszyła mnie ta zmiana. Znam Davida jako doskonałego motocyklistę i pilota, ale przede wszystkim organizatora kilku ostatnich edycji Rajdu Maroka. Od czasu, gdy został jego dyrektorem, ta ostatnia runda pucharu i mistrzostw świata zyskała na jakości. Choć z zewnątrz być może nie widać radykalnych zmian, każdy zawodnik odczuł różnicę. Co więcej, Castera zaczął testować nowe rozwiązania. Elektroniczne, a potem tradycyjne, ale już pokolorowane roadbooki.

- To jest człowiek, w którego żyłach płynie duch dawnego Dakaru - kontynuował Sonik. - Jak sam podkreśla, od początku miał to być rajd dla amatorów, w którym mogą ścigać się zawodowcy. Wierzę, że David przywróci dawną magię. Sprawi, że Dakar stanie się jeszcze większym wyzwaniem, a każdy uczestnik będzie ścigał się o swoje własne zwycięstwo.

Nowi organizatorzy Dakaru otworzyli się również bardziej na światowe federacje. Pracują obecnie nad ujednoliceniem swoim regulaminów z samochodową federacją FIA oraz motocyklową federacją FIM. Celem jest włączenie rajdu do kalendarza Pucharu Świata już w 2021 roku. - To doskonała wiadomość. Dakar stanie się elementem cyklu i ważną składową na drodze do trofeum. Miejsce na podium będzie oznaczać sporą przewagę na starcie sezonu, a to może zmotywować wielu rajdowców do uczestniczenia w kolejnych rundach zmagań - podkreślił Sonik.

Nowe wyzwanie - nowe zasady

David Castera dąży do wyrównywania szans. W ostatnich latach więcej pracy nawigacyjnej od uczestników wykonywali "mapmani" zatrudniani przez profesjonalne zespoły. Analizowali oni roadbooki, porównywali z mapami satelitarnymi i wyznaczali optymalną trasę przejazdu - niekoniecznie zgodną z tą, wytyczoną przez organizatora. Teraz, na kwadrans przed startem aż sześciu z dwunastu etapów, rajdowcy otrzymają już pokolorowane książki drogowe. W ten sposób zostaną zweryfikowane ich umiejętności nawigacyjne.  

- Podczas ostatniego Rajdu Maroka dwukrotnie otrzymaliśmy gotowe roadbooki tuż przed startem. Były bardzo dobrze przygotowane i chwaliłem sobie te dwa etapy. Zgodnie z prośbą, przekazaliśmy drobne uwagi organizatorom, ale dotyczyły bardziej kosmetycznych zmian. To rozwiązanie, to kolejny krok zespołu Castery mający na celu wyrównywanie szans. Jestem wielkim orędownikiem sprawiedliwej rywalizacji w duchu fair play, więc uważam, że to świetny pomysł - zauważył krakowianin.

Zmian jest i w kolejnych latach będzie więcej. Już drugiego dnia motocykliści z elity czeka etap maratoński. Po trudnym, górskim odcinku specjalnym będą musieli poradzić sobie z ewentualnymi naprawami motocykli bez pomocy mechaników. Tymczasem amatorzy będą mogli normalnie serwisować swoje maszyny. Ich maraton zaplanowano na sam koniec zmagań tak, by każdy mógł już wejść w rajdowy rytm.

- Na etapach maratońskich niemal co roku zapadały ważne rozstrzygnięcia. Teraz, kiedy jeden z nich przypadnie na dziesiąty i jedenasty dzień ścigania, mogą nawet przewrócić klasyfikację zmagań do góry nogami. Pojazdy będą już mocno wyeksploatowane, więc znalezienie balansu między ściganiem się o miejsca i dbałością o sprzęt może okazać się ważniejsze, niż kiedykolwiek w przeszłości - przyznał "SuperSonik".

Nowe wyzwanie - nowy uQuad sił

Przeprowadzka do Arabii Saudyjskiej ma również kluczowe znaczenie pod kątem rywalizacji quadów. Była to najbardziej oblegana kategoria pojazdów w Ameryce Południowej. Ścigało się w niej wielu doskonałych zawodników, którzy świetnie znali trasy w Argentynie, Chile oraz Peru. Nowy kraj w dakarowej historii to więc równocześnie nowe rozdanie i nowy układ sił dla czterokołowców.

- Lokalni zawodnicy w Ameryce Południowej mieli ogromny handicap. Nie tylko trenowali regularnie na terenach, przez które prowadził Dakar, ale mogli też wykorzystywać roadbooki z poprzednich lat. Na przestrzeni tych jedenastu lat wiele odcinków specjalnych powtarzało się, z drobnymi różnicami. Tę sytuację można porównać do zorganizowania hipotetycznego wyścigu na "Zakopiance", na której znam każdy zakręt i wiraż. Co więcej doskonale wiemy, że Argentyńczycy, czy Chilijczycy mogli liczyć na "życzliwą", choć nie do końca legalną pomoc kibiców na trasie oesów - zauważył Rafał Sonik.

Nowy gospodarz Dakaru gwarantuje więc wyrównanie szans również w klasie quadów, a to z kolei budzi nowy głód walki w Rafale Soniku. - W 2015 roku powiedziałem na mecie w Buenos Aires, że najbardziej cieszy mnie fakt, iż wygrałem Dakar uczciwy. W Arabii Saudyjskiej wszyscy wystartujemy z tej samej pozycji. Każdy będzie ścigać się w tym kraju po raz pierwszy. Będzie to więc prawdziwy test naszych umiejętności, doświadczenia i doboru odpowiedniej strategii.

Nowe wyzwanie - nowy ważny kibic

Nowością dla Rafała Sonika podczas zbliżającego się Dakaru będzie też obecność w życiu małego kibica. Jego syn Gniewko skończył już trzy lata i jest coraz bardziej świadomy startów swojego taty. - Ostatnio Gniewko wręczył mi "Sonisia". Maskotkę, którą wymyślił mój zespół z Gemini Park Tychy. Widział go na zdjęciach z Silk Way Rally, bo mój team fotografował maskotkę w wielu miejscach na trasie, dobrze się przy tym bawiąc. I Gniewko musiał skojarzyć fakty, bo kazał zabrać mi "Sonisia" na Dakar - opowiadał z uśmiechem rajdowiec. - To będzie bez wątpienia mój najważniejszy amulet w Arabii Saudyjskiej, a zebrało się już ich kilka na przestrzeni lat - dodał.

Gniewko już kilka razy towarzyszył tacie na rajdowych wyjazdach. Oglądał z nim Abu Dhabi Desert Challenge w 2018 roku, kiedy świeżo po operacji Sonik nie mógł jeszcze startować, ale wybrał się do Emiratów Arabskich by podglądać rywali. Wielokrotnie towarzyszył ojcu podczas treningów na Pustyni Błędowskiej, a kilka razy obserwował, jak surfuje po wydmach w Dubaju.

- Jak niemal każdy mały chłopiec Gniewko uwielbia samochody. Ma swojego małego quada z napędem na dwie nogi, na którym przemierza dom. Trzeba przyznać, że ma wyczucie kierownicy, a kilka małych samochodów, w których siedział prowadził zaskakująco dobrze. Dzielenie pasji z synem to ogromna radość, nawet, a może zwłaszcza, na poziomie zabawy - przyznał rajdowy mistrz.

Cel? Meta!

Przed laty, kiedy Rafał Sonik startował w pierwszych Dakarach, na wewnętrznej stronie owiewki swojego quada miał słynny napis: "Meta durniu!". Ta "sentencja" obowiązuje w zespole krakowianina nadal, choć nie trzeba jej już nigdzie pisać. Każdy w zespole doskonale wie, że sukces świętuje się na mecie. Bez względu na miejsce.

- Najważniejsze jest dla mnie to, czy tegoroczny Dakar zbliży mnie do ostatecznego sukcesu sportowego, a nie sama wygrana. Mam dziewięć trofeów Pucharu Świata, czyli tyle, co Sebastien Loeb. Pokonałem 44 maratońskie rajdy i brakuje mi trzech, by przeskoczyć Marca Comę i Jacka Czachora - najbardziej doświadczonych rajdowców globu. Nie skupiam się na pojedynczych zwycięstwach, ale walczę o to, by suma moich wyników dała wynik sportowy, który zapisze się na długo w kronikach motosportu - zakończył "SuperSonik".


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy