Dakar 2017

Dakar. Polacy pechowo, dobrze tylko quadowcy

Czwartkowy 10. etap z Chilecito do San Juan w Argentynie był pechowy dla Polaków uczestniczących w Rajdzie Dakar. Z powodu choroby musiał się wycofać motocyklista Adam Tomiczek, a duże straty czasowe spowodowane przewrotką poniósł jadący Mini Jakub Przygoński.

Tomiczek poczuł się źle na trasie i helikopterem został przewieziony do szpitala. Prawdopodobnie dała o sobie znać choroba wysokościowa. 22-letni motocyklista już wcześniej narzekał na ból głowy spowodowany dużymi wysokościami w Boliwii. Podczas dnia przerwy w La Paz zbadał go lekarz, ale nie stwierdził groźnych objawów.

Już w środę, gdy z powodu odwołania etapu z Salty do Chilecito, dakarowa karawana drogami publicznymi przejechała kilkaset kilometrów na biwak, Tomiczek wyglądał na zmęczonego. Długo leżał na trawie koło swojego motocykla. W czwartek stanął na starcie, ale przegrał z chorobą.

Reklama

Pech dotknął Przygońskiego, którego samochód na 80. kilometrze odcinka specjalnego przewrócił się na bok i doznał uszkodzeń. Pękła szyba, były problemy z kołem.

"Osunęliśmy się z półtorametrowego urwiska i auto przewróciło się na bok. Musiałem wyjść przez drzwi Toma (Coulsola, pilota - PAP). Był wielki problem, jak się z tej sytuacji pozbierać. Nie było w pobliżu innych samochodów, żeby nas pociągnąć liną i musieliśmy chwycić za łopaty. Jakieś nadludzkie siły w nas wstąpiły i te dwie i pół tony jakoś postawiliśmy na koła" - powiedział  Przygoński, który do zwycięzcy odcinka stracił ponad dwie godziny, ale utrzymał ósme miejsce w klasyfikacji generalnej.

"Drugi problem był taki, że w lewym przednim kole pękły felga i tarcza hamulcowa. Wszystko się zakleszczyło. Nie mieliśmy zapasowej tarczy, więc do końca odcinka musieliśmy jechać na trzech hamujących kołach" - dodał.

Czwartkowy etap odbywał się w bardzo wysokich temperaturach. Na mecie zwłaszcza motocykliści wyglądali, jakby mieli zemdleć. Wielu musiało dochodzić do siebie w klimatyzowanym autobusie w asyście służb medycznych.

"Było naprawdę bardzo gorąco, więc przez te półtorej godziny gdy walczyliśmy z samochodem raz ja, raz Tom musieliśmy co jakiś czas odpocząć. Przy tej temperaturze inaczej się nie dało" - podkreślił Przygoński.

Czwartek był za to niezły dla quadowców - Rafał Sonik uzyskał piąty czas, a Kamil Wiśniewski ósmy. Po dziesięciu etapach są - odpowiednio - na szóstym i dziesiątym miejscu.

W piątek odbędzie się 11., przedostatni etap z San Juan do Rio Cuarto. Będzie liczył 915 kilometrów, z czego 449 kilometrów odcinka specjalnego będą pokonywały motocykle, quady i ciężarówki, a 292 - samochody.

Praktycznie w piątek rozstrzygną się losy zwycięstwa w poszczególnych kategoriach. W sobotę jest zaplanowany tylko krótki, 62-kilometrowy odcinek specjalny i przejazd na metę w Buenos Aires.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy