Budowa autostrad

Wyłamali bramkę na A4 zamiast wziąć bilet. Co trwa krócej?

Operator bramek na autostradzie A4, gdzie w nocy załoga karetki wioząca rannych wyłamała szlaban, twierdzi że zachowanie to "było całkowicie nieuzasadnione".

Operator bramek na autostradzie A4, gdzie w nocy załoga karetki wioząca rannych wyłamała szlaban, twierdzi że zachowanie to "było całkowicie nieuzasadnione".

Ratownicy tłumaczą, że szlaban był zamknięty, a życie poszkodowanych w wypadku zagrożone.

W nocy z soboty na niedzielę dwie karetki ratownictwa medycznego Falck z Brzegu transportowały dwie poważnie ranne osoby z wypadku na drodze wojewódzkiej nr 401. Jedna z ofiar była na miejscu reanimowana. Obie - według relacji ratowników - były w stanie ciężkim. Ratownicy chcieli dotrzeć do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu jak najszybciej, czyli trasą A4.

Jednak, jak powiedział w niedzielę kierownik ratownictwa medycznego Falck z Brzegu Mariusz Baran, ratownicy po dojechaniu na sygnałach do szlabanów na A4 przy węźle Przylesie stwierdzili, że są one zamknięte.

Reklama

"Z relacji ratowników wynika, że stali tam 2-3 minuty. Osoby znajdujące się w budkach poboru opłat nie zareagowały na obecność karetek, więc jeden z ratowników wyszedł z karetki i ręcznie wyłamał szlaban bramki" - powiedział Mariusz Baran.

Zdaniem przedstawiciela firmy Falck taka sama sytuacja zdarzyła się przy wyjeździe z autostrady A4 na węźle Prądy. "Karetki straciły przez to kilka minut. To była sytuacja zagrażająca życiu ciężko poszkodowanych ofiar. W ich stanie każda minuta mogła zaważyć o życiu" - dodał. Zaznaczył, że na szczęście obie ofiary wypadku zostały dowiezione do szpitala w Opolu żywe.

Rzecznik prasowa firmy Kapsch, która zawiaduje poborem opłat na A4, Dorota Prochowicz, powiedziała, że incydent miał miejsce dlatego, że ratownicy nie zastosowali się do procedur opracowanych na takie sytuacje.

"Incydent został zarejestrowany przez monitoring. Na postawie analizy zapisu z monitoringu można stwierdzić, że zachowanie obsługi karetki było całkowicie nieuzasadnione. Wjazd na trasę nie był w żaden sposób utrudniony, a żeby otworzyć szlaban wystarczyło pobrać bilet, co zajmuje kilka sekund - a więc mniej niż ręczne wyłamanie szlabanu" - napisała firma Kapsch w oświadczeniu przesłanym w niedzielę PAP.

Wg operatora procedura przejazdu przez bramki zakłada dwa warianty: na ewentualność korków oraz przy ruchu płynnym. Zdaniem Prochowicz w związku z tym, że w nocy nie było ruchu, karetki powinny były podjechać do bramek, pobrać bezpłatny bilet wjazdu na autostradę i wjechać. "W razie zakorkowanych wjazdów lub zjazdów karetki powinny korzystać z pasa serwisowego dla pojazdów ponadgabarytowych, gdzie szlaban będzie dla nich otwierany zdalnie przez operatora monitoringu" - podała Prochowicz.

Ponadto, jej zdaniem, do wyłamania bramek przez ratowników doszło tylko na węźle Przylesie.

"Kierownictwo Pogotowia Ratunkowego i innych służb ma pełną wiedzę na temat procedur przejazdu pojazdów uprzywilejowanych przez bramki. Należy podkreślić, że podobne procedury obowiązują na innych polskich autostradach (m.in. A2) oraz w wielu krajach europejskich i nie powodują żadnych problemów" - podkreśla firma Kapsch.

W oświadczeniu poinformowano, że podczas spotkania z udziałem przedstawicieli służb ratowniczych i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad operator "szczegółowo wyjaśniał wszelkie kwestie związane z wjazdem samochodów tych służb na autostradę A4. Ustalono również, że Kapsch Telematic Services wyposaży również pojazdy służb ratowniczych w 500 bezpłatnych urządzeń pokładowych, które umożliwiają automatyczne otwieranie bramek autostradowych".

Mariusz Baran z firmy Falck potwierdził, że ich przedstawiciel był kilka dni temu na spotkaniu dotyczącym takich procedur. "Ale z tego, co wiem, zakończyło się ono sporą awanturą i nie dotarły do nas żadne ustalenia. Również dotyczące wjazdów awaryjnych, co do których nie wiemy, czy mamy np. pasujące klucze" - powiedział Baran.

Rzecznik opolskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Michał Wandrasz uważa, że ratownicy zamiast czekać przed bramką, powinni pobrać bilet, a szlaban otworzyłby się w ciągu 2-3 sekund. "Z naszych informacji wynika, że wszystkie służby ratownicze powinny być o takiej procedurze powiadomione" - powiedział Wandrasz. Zapewnił jednak, że Generalna Dyrekcja zażąda od firmy Kapsch, by taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła i by firma przesłała ustalone procedury do wszystkich zainteresowanych służb.

Wicewojewoda opolski Antoni Jastrzembski, który kilka dni temu na konferencji prasowej oświadczył, iż w związku z brakiem zatwierdzonego aktualnego planu ratowniczego dla autostrady będzie akceptował taranowanie bramek na A4, w niedzielę powiedział PAP, iż w pełni popiera zachowanie ratowników z karetki, która sforsowała bramki. "Mało tego - jeśli zdarzy się kolejny takie incydent i karetka sforsuje bramkę samochodem, który przy tym uszkodzi, to będziemy firmę Kapsch pozywać o odszkodowanie z tego tytułu" - stwierdził w niedzielę w rozmowie z PAP Jastrzembski.

Dodał też, że "życie pokazało", iż zaproponowana przez Kapsch procedura jest niedobra i potrzebna jest "zasadnicza zmiana". "Bramki mają być podnoszone, gdy zbliża się do nich karetka lub wóz strażacki na sygnale - nie ma innej możliwości" - zaznaczył. Dodał też, że w poniedziałek wraz z wojewodą opolskim zajmą się tą sprawą.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy