Budowa autostrad

Marna jakość niektórych nowo budowanych dróg. Prawda czy fałsz?

Zawodowi krytycy, wieczni malkontenci, czarnowidze i ludzie tzw. dobrze poinformowani ostrzegali, że związany ze zbliżającymi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej pośpiech przy budowie dróg fatalnie wpłynie na ich jakość i tuż po zakończeniu Euro 2012 trzeba je będzie zamykać i remontować.

Naprzeciw tym opiniom wychodzą niektórzy dziennikarze. Futbolowy turniej jeszcze trwa, a jedna z gazet, nie czekając na ostatni gwizdek sędziego, wszczęła podchwycony przez inne media alarm, że "nowe drogi w Polsce już się sypią". Aby uzasadnić tę tezę, przywołano dwa niedawne zdarzenia. Tragiczne zderzenie samochodu z łosiem na autostradzie A2 oraz, jak to określono, "katastrofę budowlaną" na obwodnicy Kielc.

Łoś znalazł się na szosie z nieznanych powodów. Może ogrodzenie wzdłuż autostrady jest zbyt niskie (choć zdaniem specjalistów zwierzęta te potrafią sforsować płot nawet 2,5-metrowej wysokości), może zostało niedbale zmontowane, a może ktoś je po prostu ukradł, bo potrzebował w obejściu kawałka siatki.

Reklama

A owa groźnie brzmiąca "katastrofa budowlana"? Ot, z budowanego wiaduktu oderwało się kilka kawałków blachy i spadło na tory kolejowe. "Ze wstępnej analizy wynika, że przyczyną katastrofy były błędy w technologii montażu" - stwierdziła rzeczniczka wojewody świętokrzyskiego. Czytaj: blacha została źle przymocowana.

Co to wszystko ma wspólnego z "sypaniem się dróg", tylko autor wspomnianego tekstu raczy wiedzieć...

Oczywiście trudno wykluczyć, że budowane obecnie drogi rzeczywiście wkrótce trzeba będzie poprawiać i naprawiać. Życie dostarcza dużo trafniejszych niż incydenty z łosiem i blachą przykładów, uzasadniających te obawy. Czy jednak każdą fuszerkę można tłumaczyć pośpiechem?

Przede wszystkim należałoby zacząć od odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście drogi w Polsce buduje się szybko. Owszem, na niektórych odcinkach autostrady A2 między Łodzią a Warszawą w ostatnich tygodniach obowiązywało iście stachanowskie tempo pracy i to na nich właśnie koncentrowała się uwaga opinii publicznej. Gdzie indziej o jakimkolwiek nadzwyczajnym pośpiechu nie ma jednak mowy.

Mijając place budów dróg widzimy często grupki opartych o łopaty i palących papierosy lub zajętych rozmową robotników. Pytani o to odpowiedzialni za drogowe inwestycje urzędnicy uspokajają, że takie obserwacje, dokonywane z boku, przez laików, są złudne, a sprawna realizacja ustalonego harmonogramu prac wcale nie zależy od liczby zatrudnionych pracowników. Potem okazuje się, że termin oddania drogi do użytku jest kilkakrotnie przesuwany, co oczywiście z reguły wyjaśnia się przyczynami obiektywnymi: deszczem, śniegiem, mrozem, trudniejszym niż się spodziewano terenem itp.

Gdyby drogi w Polsce faktycznie budowano szybko i sprawnie, nie notowalibyśmy tylu przypadków zerwania umów z ich wykonawcami.

Drugim często wymienianym powodem słabej jakości nowo budowanych dróg jest złe prawo zamówień publicznych, które każe faworyzować tych, którzy zaoferują najniższą, często absurdalnie niską cenę. Zwycięzca przetargu, aby jakoś zmieścić się w kosztach, szuka najtańszych podwykonawców, ci z kolei równie tanich podpodwykonawców itd. Na końcu tego łańcuszka są małe firmy, które aby w ogóle cokolwiek zarobić, zatrudniają najtańszych pracowników, często ludzi o niewystarczających kwalifikacjach.

Wszyscy też kombinują z materiałami. Czasem z oszczędności, a czasem dla nadzwyczajnego, złodziejskiego zysku. Jak pamięcią sięgnąć, wszelkie, zwłaszcza te finansowane z publicznych pieniędzy budowy w Polsce były źródłem "lewego" cementu, piasku, żwiru, oleju napędowego, rur itp.

Czy gdyby jednak zrezygnować z kryterium najniższej ceny, opisany wyżej proceder zostałby wyeliminowany? Niekoniecznie. Po prostu zwiększyłyby się zyski firm budujących drogi. Żadne nowelizacje prawa nie zmienią też natury ludzi, którzy z chciwości nie stronią od przestępczych działań.

Ogromny wpływ na jakość nowo budowanych dróg powinni mieć inspektorzy nadzoru, zatrudniani przez inwestorów. Powinni, ale nie zawsze mają. Bo im się nie chce. Bo nie są wystarczająco kompetentni. Bo dbają tylko o to, by wszystko zgadzało się "w papierach". Bo są "zarobieni", biorąc po kilka zleceń naraz i w związku z tym żadnemu nie poświęcając należytej uwagi. Bo brakuje im energii i stanowczości. Bo nie lubią się nikomu narażać. Bo wchodzą w nieformalne układy z tymi, których winni nadzorować...

Pośpiech jest złym doradcą. Podobno sprawdza się wyłącznie przy łapaniu pcheł. Ale to nie pośpiech jest główną przyczyną marnej jakości niektórych nowo budowanych dróg. Poza tym pracować szybko, wcale nie musi znaczyć - pracować niedbale.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy