Polski kierowca

Nie zasłaniaj przejścia dla pieszych

Wielokrotnie już pisałem o nieprawidłowym parkowaniu, które jest w naszym kraju prawdziwą plagą. Polski kierowca „musi” zaparkować, choćby miał to uczynić na trawniku, na podjeździe dla karetek pogotowia, na chodniku albo na przejściu dla pieszych. Do tego dochodzi jeszcze niemal zerowa wiedza o przepisach ruchu, a często także zerowa wyobraźnia, którą doskonale zastępują egoizm i bezczelność.

Dziś chcę poruszyć temat parkowania w okolicach przejść dla pieszych. Chodzi tu nie tylko o formalne wykroczenia, naruszanie przepisów, ale przede wszystkim o stwarzanie bardzo niebezpiecznych sytuacji. Nie trzeba mieć szczególnie wysokiego ilorazu inteligencji, by uzmysłowić sobie, że pojazd zaparkowany tuż przed przejściem albo tuż za przejściem znacznie ogranicza widoczność - po prostu to przejście zasłania.

Ty nie widzisz pieszego, pieszy nie widzi ciebie

Ze względu na to, że wielu ludzi ma poważne problemy z myśleniem, wyjaśnię zagadnienie łopatologicznie, rozkładając je na czynniki pierwsze. Popatrzcie na sytuację zaprezentowaną na powyższej fotografii - przejście dla pieszych, oznakowane znakami poziomymi i pionowymi. Na to przejście wchodzi właśnie mały chłopiec, powracający ze szkoły. Do przejścia zbliża się też samochód - srebrna Skoda Fabia. W tym momencie dziecko nie widzi jadącego auta, a kierowca samochodu nie widzi dziecka. Czy wiecie dlaczego? Oczywiście dlatego, że widoczność ogranicza białe BMW zaparkowane bezmyślnie tuż przed przejściem.

Reklama

Chłopiec, chcąc przejść, musi wejść na jezdnię. Wejść w sytuacji, kiedy nie widzi, czy jakieś auto nie nadjeżdża, nie zbliża się do przejścia.

Popatrzcie, jak wygląda ta sytuacja widziana oczami kierowcy:

Kierujący Skodą w ogóle nie widzi w tym momencie dziecka wchodzącego na przejście. Jedzie dalej i dopiero kiedy jest tuż przed przejściem, dziecko wyłania się zza BMW:

Gwałtowne hamowanie i loteria: uda się uniknąć wypadku czy nie?

Oczywiście zaraz ktoś powie, że przecież to dziecko powinno mimo wszystko upewnić się, czy nie zbliża się pojazd, wychylić się ostrożnie zza zaparkowanego białego samochodu. Czy jednak na tym ma polega przechodzenie pieszego przez jezdnię, by skradał się, czaił, bawił w chowanego? Formalnie chłopiec jest w tym momencie już na przejściu, a więc ma pierwszeństwo przed pojazdami. Przypomnijmy art. 26 ust. 1 Prawa o ruchu drogowym:

"Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na przejściu."

Trzeba też pamiętać, że wśród pieszych są właśnie dzieci, a także osoby starsze, niepełnosprawne itd. Nie od każdego pieszego można wymagać doskonałej orientacji, wspaniałego refleksu. Wystarczy, że ten chłopiec zrobi o jeden krok za daleko i znajdzie się torze jazdy zbliżającego się do przejścia samochodu.

Oczywiście rozsądny kierowca samochodu widząc, że przejście jest zasłonięte przez zaparkowany samochód, powinien zachować podwójną ostrożność i zmniejszyć prędkość, być gotowym do natychmiastowego zatrzymania pojazdu.  Ba, tylko ilu jest tych rozsądnych kierowców? Większość jeździ z klapkami na oczach.

Obserwowałem to przejście i 90% samochodów przejeżdżało bez zmniejszenia prędkości, osiągając około 50-60 km/h. Przy takiej prędkości, jeśli dziecko wyłoni się zza zaparkowanego tuż przed przejściem samochodu, a wasz pojazd będzie 4-5 metrów przed pasami, nie ma szans na zahamowanie i uniknięcie wypadku.

Z drugiej strony takie bezmyślne parkowanie. można napotkać niemal na każdej ulicy. Żeby mieć pewność, że uniknę wypadku, powinienem przejeżdżać przez każde zasłonięte przejście z prędkością 20 km/h. W praktyce jest to trudne do realizacji, bo staję się wówczas zawalidrogą. A poza tym ja mam się wlec jak żółw dlatego, że jakiś pozbawiony wyobraźni egoista zaparkował sobie tuż przed przejściem?

Jeśli jednak w opisanej sytuacji dojdzie do uderzenia w pieszego na przejściu, kierowca znajdzie się w bardzo trudnym położeniu. Sąd nie będzie miał wyrozumiałości. A wszystko przez bezczelnego kierowcę parkującego tuż przed przejściem i zasłaniającego widoczność.

Jeśli ktoś jeszcze nie zrozumiał, dlaczego parkowanie przez przejściem i za przejściem jest takie niebezpieczne, pokazuję schemat rysunkowy:

Na lewym rysunku przedstawiam, jak bardzo zaparkowany przed przejściem samochód ogranicza pole widzenia kierowcy jadącego auta. Na prawym widać skutek...

Na tej jednej małej ulicy parkowanie tuż przed przejściem odbywa się niemal nagminnie. Oto sytuacja zastana kilka godzin później. Białe BMW odjechało, ale za to na jego miejsce przyjechał Volkswagen, a po drugiej stronie zaparkował Nissan:

Tym razem przejście jest zasłonięte z obu. Brawo, panowie kierowcy! Wam również udało się stworzyć niebezpieczną sytuację. No tak, ale przecież wy też MUSIELIŚCIE zaparkować.

Wbij sobie te zasady do głowy

Art. 49. ust. 1. pkt. 2 ustawy stanowi:

"Zabrania się zatrzymania pojazdu (...) na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem."

Wyjaśnijmy to po kolei. Popatrzcie na rysunek:

Zabronione jest zatrzymywanie pojazdu na przejściu dla pieszych. Ale uwaga! Dotyczy to nie tylko jezdni, ale także chodnika przyległego do przejścia.

A teraz kwestia parkowania przed przejściem i za przejściem:

Na jezdni dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu (po jednym dla każdego kierunku) zabronione jest zatrzymywanie nie tylko PRZED PRZEJŚCIEM, ale i ZA PRZEJŚCIEM, w odległości mniejszej niż 10 metrów od przejścia (lewy rysunek). Na jezdni jednokierunkowej zatrzymywanie pojazdu za przejściem jest dozwolone, natomiast zakaz dotyczy tylko obszaru PRZED przejściem (prawy rysunek).

Na jezdni dwukierunkowej o większej liczbie pasów ruchu (np. po dwa dla każdego kierunku) zatrzymanie pojazdu za przejściem jest również dozwolone, natomiast zabronione jest PRZED przejściem:

Identyczne wymogi jak te odnoszące się  przejść dla pieszych dotyczą przejazdów rowerowych:

Oczywiście zakazy zatrzymywania przed przejściem i za przejściem nie dotyczą sytuacji, kiedy to musimy zatrzymać pojazd ze względu na warunki ruchu, czyli np. ustępując pierwszeństwa pieszemu albo jadąc w korku. I tu istotna uwaga! Właśnie w korku, jeśli zbliżamy się do przejścia dla pieszych, to nie zatrzymujmy się na nim, bo utrudnimy ruch przechodniom. Zatrzymajmy się przed przejściem. Nie zbawi nas to, że podjedziemy 3-4 metry do przodu.

Oznakujmy strefy zakazu zatrzymywania przy przejściach

Ilu kierowców zostało w Polsce ukaranych za nieprzepisowe parkowanie przed przejściami dla pieszych? Takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki. Policja nie ma czasu na podejmowanie interwencji  dotyczących nieprawidłowego parkowania i nawet trudno się temu dziwić, bo gdyby chciała reagować na każdy taki przypadek, to musiałaby się tym i tylko tym zajmować przez całą dobę.

Strażnicy miejscy też niechętnie podejmują takie interwencje, gdyż musieliby dokładnie opisywać, w jakiej odległości od przejścia był zaparkowany pojazd, mierzyć tę odległość itd.

Wiadomo zaś, że bezkarność rozzuchwala i szanowni kierowcy z tego właśnie powodu nagminnie ignorują zakaz parkowania w pobliżu przejść. Proponuję zatem, by strefy objęte zakazem zatrzymywania przed przejściami i za przejściami były specjalnie oznakowane. Skoro miejsca postojowe dla inwalidów są malowane na niebiesko, to dlaczego stref zakazu parkowania przy przejściach dla pieszych nie pomalować na żółto? Popatrzcie na rysunki:

Takie żółte powierzchnie wyraźnie przypominałyby kierowcom, że na tym obszarze parkowanie jest absolutnie zabronione. Nie byłoby tłumaczeń, że kierowcy wydawało się, iż zachował odległość 10 metrów, że nie zauważył przejścia itp. Stoisz kołami na żółtej powierzchni? To płacisz mandat i nie ma dyskusji.

Takie żółte powierzchnie przed przejściami dla pieszych musiałyby oczywiście być pomalowane specjalną farbą przeciwpoślizgową z domieszką chropowatego żwiru, gdyż zwykła farba byłaby bardzo śliska i niebezpieczna.

Chcesz zarobić? To pstrykaj fotki

Mam też drugi pomysł. Jak już wspomniałem, policja i straże miejskie bardzo rzadko reagują na nieprawidłowe parkowanie przed i za przejściami, bo po prostu nie wyrabiają się ze swoimi zadaniami i nie mają czasu na takie "błahostki". Jest jednak i na to rada.

Straż miejska, podejmując interwencję, wykonuje fotografie nieprawidłowo zaparkowanego pojazdu. A czy takiego zdjęcia nie mógłby zrobić każdy zwykły obywatel? Przecież aparaty fotograficzne mamy w komórkach.

Idziesz sobie ulicą i widzisz samochód zaparkowany egoistycznie i bezmyślnie tuż przed przejściem, tak jak na przykład te pokazywane wcześniej pojazdy na zdjęciach. Wyjmujesz telefon i robisz fotkę. Następnie bez żadnych przeróbek wysyłasz ją mailem na specjalny adres e-mail.

W mailu podajesz swoje nazwisko, pesel i... numer konta bankowego. Nadesłane zdjęcie przegląda policjant i jeśli stwierdzi, że istotnie przedstawia ono wykroczenie, ustala dane właściciela pojazdu i wysyła wezwanie do uiszczenia mandatu karnego w wysokości np. 500 zł. Po wpłynięciu pieniędzy za mandat ty dostajesz na swoje konto 10% czyli 50 zł.

Twoje dane nie są udostępniane kierowcy, który popełnił wykroczenie. To policja nakłada mandat i nie musi się tłumaczyć, kto wykonał zdjęcie, czy był to policjant, czy może jakiś obywatel. Ukarany kierowca ma oczywiście prawo odwołać się od mandatu zarzucając, że zdjęcie nie jest autentyczne, że to fotomontaż. Wówczas powołuje się biegłego, który poddaje fotografię badaniom. Jeśli jednak okaże się, że zdjęcie jest autentyczne, odwołujący się kierowca pokrywa także koszty pracy biegłego, np. dodatkowo 1000 zł.

Taki system byłby o wiele tańszy, niż praca policji czy straży miejskich. Wystarczyłoby kilku funkcjonariuszy siedzących sobie w komendzie i przeglądających nadesłane maile z fotografiami. Jakie to oszczędności etatów, paliwa, czasu! Ponadto w krótkim czasie budżet państwa zostałby zasilony ogromnymi kwotami, za które można by remontować drogi, budować nowe, wyposażać szpitale itd.

Trzeba też skończyć z chorymi procedurami stosowanymi obecnie, gdy właściciel pojazdu może oświadczyć, że nie pamięta kto w danym dniu kierował jego samochodem i popełnił wykroczenie. Skoro ma taką słabą pamięć to niech sam płaci mandat.

Już wyobrażam sobie, jaka fala hejtu poleje się pod tym moim tekstem. Zarzucicie mi, że chcę propagować płatne donosicielstwo. A przecież obecnie też każdy obywatel ma prawo zgłosić popełnienie wykroczenia i wystąpić do sądu z wnioskiem o ukaranie sprawcy. Tyle tylko, że zamiast gratyfikacji pieniężnej czeka go chodzenie po sądach, składanie zeznań, ujawnianie swoich danych personalnych sprawcy wykroczenia. Cała ta procedura skutecznie zniechęca ludzi do podejmowania takich działań. W moim systemie wszystko byłoby łatwe i proste. Poza tym byłby to system niezwykle skuteczny. Już po roku widok nieprawidłowo zaparkowanego tuż przed przejściem samochodu należałby do rzadkości.

Niestety, ludzie muszą czuć nad sobą bat, najlepiej finansowy. Dopiero wtedy respektują prawo. Jeden z drugim mistrz - egoista zapłaciłby 500 zł. i wtedy już by uważał, żeby nie narazić się na kolejny mandat. Jeśli tworzymy przepisy, ale nie potrafimy skutecznie wyegzekwować ich przestrzegania, to są one tyle warte, co papier w muszli klozetowej. A ci, którzy takie prawo tworzą, tylko się ośmieszają i tracą autorytet.

Jestem też gotów założyć się, że bardzo wielu z was chętnie robiłoby takie fotki. Nie ma to jak motywacja finansowa. Ludzie dla kasy są gotowi zrobić wszystko. Wychodzisz sobie na ulicę, pstrykasz 4 zdjęcia i już masz 200 zł. Czy to nie wspaniałe? Skoro policja i straż miejska nie jest w stanie poradzić sobie ze zwalczaniem drogowych wykroczeń, to dlaczego nie mieliby pomóc w tym obywatele?

A tym, którzy MUSZĄ zaparkować, radzę pomyśleć, że nie wszędzie trzeba jechać własnym samochodem. Są takie zatłoczone miejsca w centrum, do których zawsze jeżdżę taksówką. Właśnie po to, by nie martwić się o zaparkowanie auta, nie łamać przepisów. Skoro stać was na wspaniałe wypasione fury, to chyba i na taksówkę (albo nawet na bilet komunikacji miejskiej) co jakiś czas można się wykosztować?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama