Polski kierowca

Holowanie, czyli dwóch półgłówków to nie cała głowa

Zdarza się tak, że samochód ulega awarii. To przecież tylko urządzenie i to na dodatek często znajdujące się w rękach nie do końca rozsądnej osoby. Wówczas mamy do wyboru: wezwać pomoc drogową i zapłacić słono za ściągnięcie pojazdu do warsztatu, albo poprosić kogoś znajomego, by nas holował, co wyjdzie zapewne taniej.

Tak, tak, wyjdzie taniej, o ile ty i ten drugi kierowca macie nieco oleju w głowie, a ściślej: odrobinę  wyobraźni. W przeciwnym razie może wyjść znacznie drożej. Niestety, bardzo często właśnie podczas holowania ujawnia się zupełna niewiedza, ignorancja i dyletanctwo polskich kierowców.


Tylko nie awaryjne!

Jakże często można zobaczyć migające w pojeździe holowanym i holującym światła awaryjne. To podstawowy błąd! Światła te służą do sygnalizowania awaryjnego postoju, a nie awaryjnej jazdy. Zapamiętajcie to sobie raz na zawsze.

Reklama

Pojazd jadący z włączonymi światłami awaryjnymi nie może przecież sygnalizować zamiaru zmiany pasa ruchu lub kierunku jazdy. Trzeba zaś pamiętać, że pojazdy holujący i holowany są normalnymi uczestnikami ruchu i nic nie zwalnia ich od tego obowiązku.

Jeśli zobaczycie holowanie na światłach awaryjnych, od razu możecie być pewni, że to drogowi analfabeci.

Przy okazji wyjaśnię, że pojazd holowany i holujący nie stanowią zespołu pojazdów. Wspominam o tym, bo nawet w ośrodkach szkolenia kierowców, a zwłaszcza w prezentowanych przez nie filmikach dydaktycznych można usłyszeć takie brednie.

Trójkąt albo migająca żółta lampa

Jak zatem powinno być sygnalizowane holowanie? Pojazd holowany musi mieć z tyłu z lewej strony umieszczony ostrzegawczy trójkąt odblaskowy. Powstaje tylko problem, jak go zamocować.  Można przywiązać do zderzaka, chociaż to nie takie łatwe, można podczepić sznurki pod tylną klapę albo w ostateczności powiesić na dźwigni wycieraczki tylnej. Wprawdzie znajdzie się pośrodku, ale chociaż będzie na pojeździe.

Umieszczanie trójkąta na tylnej półce w samochodach z mocno pochyloną tylną szybą jest niewłaściwe, gdyż stanie się on słabo widoczny.

Zamiast trójkąta można umieścić na dachu pojazdu, z tyły z lewej strony żółtą lampę błyskową, mocowaną  na przyssawkę albo magnes. Oczywiście lampa ta musi być włączona, np. do gniazda zapalniczki. No i trzeba mieć taką lampę...

Światła mijania czy pozycyjne

Pojazd holujący musi mieć włączone światła mijania, a zatem uwaga! Nie światła do jazdy dziennej. Z kolei w pojeździe holowanym, według przepisów, powinny być włączone w okresie niedostatecznej widoczności światła pozycyjne.

I tu jasno jawi się niedbalstwo twórców prawa.  Art. 51. ust. 1 Prawa o ruchu drogowym stanowi, że "kierujący pojazdem jest obowiązany używać świateł mijania podczas jazdy w warunkach normalnej przejrzystości powietrza". Nie napisano jednak, że nie dotyczy to pojazdu holowanego.

Z kolei art. 31. ust. 1.  pkt. 5 tej samej ustawy głosi: "Kierujący może holować pojazd silnikowy tylko pod warunkiem, że pojazd holowany (...) w okresie niedostatecznej widoczności ma ponadto włączone światła pozycyjne".

Wyjaśniam od razu nieoduczonym, że niedostateczna widoczność to okres od zmierzchu do świtu, a także jazda w czasie ulewnego deszczu, śnieżycy, mgły w ciągu dnia.

Art. 31 nie jest przepisem szczególnym w stosunku do art. 51, a zatem powstaje formalna sprzeczność. Pozycyjne czy mijania? Trzeba tu pokierować się zdrowym rozsądkiem.

W praktyce nie polecam włączania w pojeździe holowanym świateł mijania. Po pierwsze dlatego, że jeśli nie pracuje silnik, akumulator nie jest ładowany i szybko możemy zupełnie stracić zupełnie oświetlenie. Po drugie światła mijania będą nieco oślepiać kierowcę w pojeździe holowanym.

I jeszcze jednak ważna kwestia! W żadnym razie nie wolno holować pojazdu z niesprawnymi światłami. Brak kierunkowskazów, świateł stop, świateł pozycyjnych oznaczają, że samochód może być przewożony tylko na lawecie.

Linka

Aby móc holować, trzeba mieć do tego specjalna linkę. I tu kolejna uwaga! Różni mądrzy eksperci i instruktorzy oznajmiają mentorskim tonem, że  linka musi mieć długość od 4 do metrów. NIE! Te parametry dotyczą odległości pomiędzy pojazdami. Są bowiem elastyczne linki, które rozciągają się. Ich długość może być zatem mniejsza w stanie, no powiedzmy, spoczynku.

Linka powinna być oznakowana przemiennie pasami barwy białej i czerwonej (co w praktyce nie zdarza się), albo pośrodku być oznaczona chorągiewką barwy żółtej lub czerwonej.

I znowu muszę sprostować poglądy niektórych wspaniałych instruktorów nauki jazdy, którzy twierdzą, że ma to być chorągiewka biało-czerwona. No tak, nie ma to jak profesjonaliści. Jeżeli nie wierzycie, obejrzyjcie sobie filmiki instruktażowe o holowaniu, prezentowane w internecie. 

W każdym razie na lince nie może wisieć jakaś brudna szmata, co często jest w Polsce praktykowane. Majtki, skarpetki itp. do tego się nie nadają. W praktyce najlepiej kupić linkę jak najbardziej jaskrawą.

Oznakowanie linki jest bardzo ważne. Sam miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć inteligentną inaczej niewiastę, która próbowała wjechać pomiędzy mój holowany pojazd, a samochód holujący. Innym zaś razem o linkę potykali się przechodzący pomiędzy samochodami piesi. I jeszcze pukali się w głowę...

Nie za zderzak

Warto poczytać instrukcję obsługi auta. Większość nowoczesnych aut ma wkręcane uchwyty do holowania.. Oczywiście linkę zaczepiamy nie za zderzak, nie za wahacz lub resor, ale za przeznaczone do tego celu uchwyty. Jeżeli auto holujące wyposażone jest w hak do przyczepy, to można na nim zamocować linkę.

Pamiętajcie jednak, że dla waszego samochodu każde holowanie to poważne obciążenie i to tylko nie dla silnika, ale całego nadwozia. Odradzam zwłaszcza, nawet chwilowe, holowanie ciężkiego pojazdu, np. załadowanego busa autem osobowym. Wielu życzliwych kierowców w ten sposób spaliło sprzęgło w swoim aucie.

Pedał będzie twardy

Tak, tak. To nie żarty. Jeśli silnik w pojeździe holowanym nie pracuje, przestaje działać wspomaganie hamulców i układu kierowniczego. Trzeba będzie zatem o wiele mocniej naciskać pedał hamulca. Ktoś, kto o tym nie wie, może w bardzo przykry sposób doświadczyć tej prawidłowości, uderzając przy pierwszym silniejszym hamowaniu w tył pojazdu holującego. Kierownica również będzie obracała się z trudem, zwłaszcza podczas manewrowania przy niewielkiej prędkości.

Holowany musi być mądrzejszy

Cała sztuka holowania polega jednak na umiejętnej jeździe. Jakże często można zobaczyć linkę wlokącą się po jezdni, a następnie gwałtowne szarpnięcia pojazdu holowanego. Zapamiętajcie! Przy prawidłowym holowaniu linka nie może zwisać, powinna być cały czas naprężona.

Jak to osiągnąć?  Kierowca pojazdu holowanego nie może hamować dopiero wtedy, gdy zobaczy światła stop w aucie holującym.  Tu trzeba umieć myśleć i starać się obserwować drogę także przed tym autem, które nas holuje. Jeśli zbliżamy się do sygnalizatora lub przejścia dla pieszych, łatwo przewidzieć, że zaraz holujący rozpocznie hamowanie. I to my pierwsi powinniśmy zacząć hamować. Z kolei kierowca pojazdu holującego nie może ostro ruszać, lecz powolutku, by najpierw naprężyć linkę.

Oczywiście wymaga to zgrania obu kierowców i no rzecz jasna odpowiedniej dozy inteligencji. Aha, no i w aucie holowanym należy koniecznie włożyć kluczyk do stacyjki i odblokować kierownicę.

Jedź wolniej, dalej zajedziesz

Przepisy określają, że dopuszczalna prędkość podczas holowania wynosi na obszarze zabudowanym (A NIE TERENIE ZABUDOWANYM, co często uporczywie głoszą niedouczeni pismacy) 30 km/h, a poza tym obszarem 60 km/h.

Nie radzę lekceważyć tego wymogu. Pieszy nagle wejdzie jezdnię, ktoś wyjedzie z drogi podporządkowanej, durny rowerzysta wpakuje się przed auto holujące, nagłe hamowanie i nie zdołacie uniknąć zderzenia. Nie ma cudów.

Pamiętajcie też, że absolutnie zabronione jest holowanie na autostradzie. Na takiej drodze mogą tego dokonywać wyłącznie pojazdy pomocy drogowej i tylko do najbliższego wyjazdu. 

Poza autostradą radzę unikać holowania najbardziej uczęszczanymi drogami i w godzinach największego ruchu.  

A na koniec powiem wam tak. Jeśli nie czujecie się na siłach, albo jeżeli nie znacie umiejętności drugiego kierowcy, albo wręcz macie świadomość, że jest to niefrasobliwa niewiasta (tzw. "słodka..." ) albo miejscowy, we własnym mniemaniu "maczo"  (z kompleksem małego... rozumu), to dajcie sobie spokój z holowaniem.

Widziałem, jak jeden z kierowców rozpoczął holowanie, zanim ten drugi zdążył wsiąść do auta. Głupota nie zna granic. A dwóch półgłówków w dwóch autach wcale nie daje jeszcze choćby jednej myślącej głowy.

Lepiej zapłacić za lawetę, niż narobić sobie kłopotów i uszkodzić auto.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy