Kapryśna pogoda zablokowała ostatni trening Sonika

Po przyjeździe do Ameryki Południowej w ostatnich dniach ubiegłego roku, Rafał Sonik miał okazję trenować na quadzie, który zostawił w Argentynie do rajdzie Desafio Ruta 40.

Niestety ostatni test sprzętu dakarowego, Yamahy Raptor 700 musiał zostać odwołany ze względu na obfite opady deszczu.

Kapitana Poland National Team w Buenos Aires powitały rekordowe tego lata upały. Słupek rtęci wędrował powyżej 40 kresek, a media donosiły, że na trasie pierwszych etapów rajdu znacznie przekracza 50 stopni. - Wszystko wskazuje na to, że będzie to ekstremalny Dakar - mówił Sonik, zwracając jednocześnie uwagę, że tak wysokie temperatury mogą przynieść nagłe załamanie i doprowadzić do anomalii pogodowych.

Kilka dni później okazało się, że krakowianin miał rację. Po tradycyjnej już wizycie w Maciaszkowie - polonijnym ośrodku duszpasterskim OO. Bernardynów w prowincji Misiones, "SuperSonik" ruszył na znajomy tor motocrossowy. Ostatnie treningi przed wyjazdem do Ameryki Południowej odbył na znacznie mniejszym quadzie, więc jak sam przyznał, te kilka godzin na zdecydowanie większym i mocniejszym czterokołowcu wyostrzyły tylko jego apetyt na ściganie. Niestety nie udało się przeprowadzić treningu na startowym Raptorze, który w pierwszym dniu nowego roku został odebrany z portu.

- Kiedy przyjechaliśmy do Buenos Aires, obserwowaliśmy na horyzoncie burzę, która wyglądała pięknie, ale przyniosła tak ulewny deszcz, że cała nasza ekipa została zablokowana. Musieliśmy odwołać trening, który miał się odbyć na farmie położonej kilkanaście kilometrów od najbliższej asfaltowej drogi, bo ten odcinek był zupełnie nieprzejezdny - relacjonował Sonik.

Reklama

Atmosfera przed startem, we wszystkich załogach powoli zaczyna się zagęszczać. Zwłaszcza, że piątek to dzień odbiorów administracyjnych i badań technicznych. - Nie lubię tego dnia, bo piękny jest dopiero wtedy, kiedy się kończy, wszystkie formalności są spełnione i mogę założyć opaskę dakarową. Wtedy jestem w rajdzie. Do tego momentu musimy oddać długie godziny procedurom biurokratycznym, których nie da się przyspieszyć. Niestety taki to już dzień - trzeba go po prostu przejść - przyznaje rajdowiec.

Na sobotę zaplanowano oficjalny początek rywalizacji z przejazdem przez rampę startową. Na pierwsze emocje związane z walką na trasie, musimy poczekać do niedzieli.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy