Dwadzieścia lat agonii

Począwszy od połowy lat dziewięćdziesiątych FSO miała coraz większe problemy ze znalezieniem dla siebie miejsca na rynku.

Wprawdzie zmodernizowany polonez caro sprzedawał się dobrze, ale otwarcie granic spowodowało szybki wzrost importu samochodów używanych z zachodu. Przestarzały konstrukcyjnie polonez nie był w stanie rywalizować z nowszymi konstrukcjami, należało więc podjąć odważne decyzję. Niestety, na te ostatnie zabrakło środków...

Nie było marki

Wiele osób porównuje FSO ze Skodą, a ostatnio - coraz częściej - również z Dacią. Chociaż takie właśnie zestawienie wydaje się całkiem naturalne, nie jest ono do końca uprawnione. Niestety, pamiętać trzeba że nazwa Skoda była rozpoznawalną w Europie na długo przed tym, jak Czechy znalazły się w radzieckiej strefie wpływów. Nie można też zapominać, że w czasach gdy skody, dacie czy łady eksportowane były niemal do wszystkich krajów socjalistycznych, jedynie ułamek produkcji FSO przeznaczony był na inne niż rodzimy rynki. Co więcej, trzonem oferty nie był wcale samochód, który promowałby FSO jako markę. Pamiętajmy, że w latach siedemdziesiątych produkowaliśmy "polskiego fiata".

Reklama

Duże szanse na promocję FSO miał stosunkowo nowoczesny i dobrze wyposażony polonez. Niestety, również w tym przypadku polityka eksportowa musiała zakończyć się fiaskiem. Ponieważ wszystkim zależało na dewizach, zamiast w Czechach, Rumunii czy ZSRR, poloneza kupić można było w: Chinach, Wielkiej Brytanii, Egipcie, Francji, Danii, Holandii, Hiszpanii, Grecji czy RFN. Niestety, w tym przypadku o jakiejkolwiek promocji marki można było zapomnieć. Pojazd, który w porównaniu z zachodnimi konstrukcjami był ociężały i kiepsko wykonany nie pomagał raczej w budowaniu wizerunku solidnego producenta...

Szukając przyczyn upadku FSO szybko dojdziemy więc do wniosku, że zarówno Czesi jak i Rumuni, startując w kapitalizm mieli o jeden poważny atut więcej niż my - rozpoznawalną markę.

Było blisko?

Podobnie jak w przypadku innych katastrof, na upadek FSO również złożyło się wiele różnego rodzaju czynników. Najsmutniejsze jest jednak to, że przy odrobinie szczęścia, trwającej niemal dwadzieścia lat agonii można było uniknąć.

W 1982 roku inżynierowie z Żerania zaczęli prace nad projektem auta, które zastąpić miało starzejącego się poloneza. Zadanie było niezwykle skomplikowane - postanowiono bowiem zrezygnować z płyty podłogowej fiata 125p (na której powstał również polonez) i zbudować auto z napędem na przednią oś. Co ważne, samochód bez kompleksów stawać miał w szranki z takimi autami jak opel kadett czy volkswagen golf. Pięciodrzwiowego hatchbacka z przednim napędem i niewielkimi benzynowymi silnikami o pojemnościach 1,1 l i 1,3 l nazwano wars. Auto było nie tylko nowoczesne, bezpieczne i całkiem ładne, ale też - co najważniejsze - znacznie bardziej "rozwojowe" od poloneza.

Gdyby w 1986 roku, gdy prace konstrukcyjne zostały już zakończone, udało się uruchomić produkcję, jest całkiem prawdopodobne, że zmodernizowane warsy do dziś wyjeżdżałby z żerańskich hal. Niestety, pogarszająca się sytuacja finansowa zmusiła dyrekcję FSO do zarzucenia projektu. W 1984 roku Rosjanie zaprezentowali światu pierwszą ładę samarę, cztery lata później zadebiutowała również przednionapędowa skoda favorit. Oba auta odniosły w krajach socjalistycznych ogromny sukces, oba też z powodzeniem eksportowane były do zachodniej Europy. Zarówno samara jak i favorit przyniosły swoim producentom rozgłos, przyczyniły się też do zmiany niekorzystnego wizerunku "okołosowieckich" wytwórców. W czasach, gdy czeskie i rosyjskie konstrukcje święciły triumfy, o warsie, nawet w Polsce, prawie nikt nie słyszał...

To już koniec?

Obecnie, sytuacja FSO jest dramatyczna. Zarząd firmy ma problemy z uzbieraniem pieniędzy na odprawy dla pracowników, by pokryć te zobowiązania najprawdopodobniej trzeba będzie sprzedać 110 ha gruntów, na których stoi zakład. Tereny wyceniono na 1,3 mld zł.

Czy producent, który przez ostatnie pół wieku nadawał ton określeniu polska motoryzacja ma jeszcze jakiekolwiek szanse na przetrwanie?

Jedyną nadzieją na wznowienie w FSO produkcji samochodów jest pozyskanie partnera strategicznego. Od kilku miesięcy pojawiają się pogłoski o możliwej współpracy z Chińczykami, którzy coraz śmielej poczynają sobie na rynkach europejskich. Dziś do Polski przyleciała na kilka dni rządowa delegacja z Chin. Chiński ambasador nie zdementował pojawiających się informacji o możliwej produkcji chińskich aut na Żeraniu.

Ciekawe spojrzenie na najnowszą historię FSO znajdziesz w liście naszego czytelnika. Wystarczy kliknąć tutaj.

Poniżej filmik przedstawiającą chlubną historię żerańskiej fabryki:

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pracownicy | fabryka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy