Autostrada A2. Szanse na odzyskanie pieniędzy zerowe

Kasa Dolnośląskich Surowców Skalnych jest pusta, a konta spółki zostały zablokowane. Firma, która jest w trakcie postępowania upadłościowego, nie ma pieniędzy, aby zapłacić podwykonawcom pracującym przy budowie autostrady A2.

Sytuacja jest bardzo zła - przyznaje w rozmowie z reporterem RMF FM syndyk DSS-u. Nie można wykluczyć, że podwykonawcy pracujący przy budowie trasy dla Dolnośląskich Surowców Skalnych nie odzyskają pieniędzy. Sytuacja DSS-u z tygodnia na tydzień jest coraz gorsza. Nie ma środków na wypłaty dla pracowników, na podatki oraz na trwające postępowanie upadłościowe. Najwięksi wierzyciele spółki nie chcą jej dać nawet złotówki, a dłużnicy nie odpowiadają na wezwania do zapłaty. Jak podkreśla syndyk Lechosław Kochański pieniędzy nie ma również na skierowanie sprawy do sądu.

Reklama

Problem też w tym, że nawet jeżeli uda się odzyskać jakieś środki to wszystkie powędrują do banków oraz do Skarbu Państwa. Ostatni w kolejce są podwykonawcy. Jedyną szansą dla nich jest umorzenie trwającego postępowania upadłościowego i próba dojścia do porozumienia z firmami którym DSS winne są pieniądze. Wniosek w tej sprawie wpłynął już do sądu. Decyzję powinniśmy poznać w ciągu najbliższych tygodni.

Krótka historia autostradowej klapy

Dolnośląskie Surowce Skalne przejęły po Chińczykach odcinek "C" na autostradzie A2. Firma jednak przestała płacić swoim podwykonawcom. Kilka razy blokowali oni drogi, żeby zmusić DSS do oddania im pieniędzy. Kiedy było już wiadomo, że firma nie poradzi sobie z budową, ustalono, że jej obowiązki przejmie czeska firma Boegl&Krysl.

10 maja minister transportu Sławomir Nowak oficjalnie potwierdził, że przejezdności na autostradzie A2 nie ma i na Euro nie będzie. Reporter RMF FM Paweł Świąder ustalił, którędy kibice i turyści będą omijać niewykończoną na mistrzostwa Europy drogę. Objazd ma 70 kilometrów.

Jednak GDDKiA zakłada, że tylko jeden z pięciu odcinków A2 nie będzie przejezdny. Kierowcy - jadąc od strony Poznania - musieliby zjechać z niedokończonej autostrady na drogę krajową numer 70. Nią dotrzeć do trasy numer 2. Dopiero w Błoniu mogliby drogą wojewódzką wrócić na autostradę A2 przed Warszawą.

To oznacza, że kierowcy musieliby nadrobić nawet 50 kilometrów, a cała trasa objazdu może mieć długość nawet 70 kilometrów. Niestety, niewykluczone, że kierowcy będą musieli jechać z prędkością najwyżej 70 km/h.

Jest szansa, że trasa objazdu będzie krótsza. To jednak zależy od tego, jak długi odcinek autostrady uda się dokończyć firmie, która przejęła realizację inwestycji po skompromitowanej firmie DSS.

Podwykonawcy padają ofiarami przygotowanych oszukańczych akcji

Oszukiwanie podwykonawców przy budowie autostrad to z góry zaplanowane akcje, często inicjowane przez największe firmy budowlane - mówi RMF FM ekspert ds bezpieczeństwa gospodarczego Kazimierz Turaliński. Jak podkreśla, polskie prawo jest na tyle ułomne, że pozwala na takie oszustwa.

Najbardziej znanym przykładem jest przypadek firmy DSS, której powierzono budowę odcinka autostrady A2. Firma zbankrutowała, a swoim podwykonawcom winna jest co najmniej kilkaset milionów złotych. Dlaczego polskie służby i urzędy są w tej sprawie kompletnie bezbronne? Mechanizm wygląda tak: duża firma zdobywa kontrakt w przetargu. Zakłada spółkę, np. do budowy autostrady, ta z kolei świadomie zatrudnia jako podwykonawcę firmę bez majątku i doświadczenia. Dopiero ona zleca szereg mniejszych prac często rodzinnym firmom, które na końcu zostają bez pieniędzy. Problemem jest to, że ich jawne oszukiwanie w świetle naszych przepisów oszustwem nie jest , bo prawo nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością.

Ekspert Kazimierz Turaliński zwraca też uwagę na słabość służb specjalnych, które nie są w stanie zweryfikować kondycji firm. Przykładem są DSS, które już w momencie starania się o budowę autostrady A2 nie zapłaciły Skarbowi Państwa za kupioną kopalnię. Poza tym, oszukańczy mechanizm powinien być znany w Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad oraz innym państwowym urzędom.

Osoby, które pracują w odpowiednich ministerstwach to specjaliści w swojej branży. Mają środki do tego, aby podjąć odpowiednie działania. Niemniej jednak te działania są bardzo anemiczne - tłumaczy Turaliński. Ekspert proponuje dwie proste zmiany w kodeksie karnym i cywilnym, które chroniłyby podwykonawców i wprowadzały kary za podobne oszustwa. Zaapelował w tej sprawie do premiera i ministrów transportu i sprawiedliwości, ale od miesiąca czeka na odpowiedź.

Tekst: Paweł Świąder, Piotr Glinkowski

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy