Jazda (bez)alkoholowa

Mateusz S. nie hamował. Wjechał w ludzi i zabił

Biegły z zakresu techniki samochodowej i ruchu drogowego oświadczył wczoraj przed szczecińskim sądem, że nie dostrzegł na jezdni śladów hamowania auta Mateusza S., sprawcy wypadku w Kamieniu Pomorskim. W Nowy Rok mężczyzna wjechał tam w grupę pieszych, zabijając sześć osób.

Mateusz S. jest oskarżony o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Mężczyzna w chwili wypadku był pijany i pod wpływem amfetaminy oraz marihuany. Grozi mu do 15 lat więzienia.  

 Zeznający w drugim dniu procesu biegły powiedział, że nie dostrzegł śladów hamowania auta, które prowadził oskarżony, ale nie oznacza to, że kierujący nie hamował. "Mógł hamować z niepełną skutecznością" - zaznaczył.     

Biegły ocenił także prędkość, z jaką poruszał się samochód Mateusza S. "Moje symulacje dotyczyły zachowania samochodu, mając na uwadze zgodność z zabezpieczonymi śladami. Z tych symulacji wynika, że przy prędkościach około 80 kilometrów na godzinę one idealnie pasują" - powiedział.  

Reklama

 Według specjalisty pojazd oskarżonego "ściął nieco zakręt", następnie wjechał na swój pas ruchu, a później skręcił w prawo. Biegły zaznaczył, że świadczą o tym zabezpieczone ślady, a skręt w prawo był wynikiem działania kierującego, a nie wynikał z innych czynników.   

Jak relacjonował biegły, po uderzeniu w krawężnik samochód "zaczął się przemieszczać w poślizgu bocznym, znacząc przy tym ślady na trawniku". Następnie auto wjechało na chodnik, gdzie doszło do uderzenia pieszych. Później pojazd znalazł się na trawniku i wywrócił się na dach, częściowo obrócił i zatrzymał - mówił biegły.   

Jego zdaniem od uderzenia w krawężnik do zatrzymania się samochodu upłynęło od półtorej do maksymalnie dwóch i pół sekundy.    

 Pytany przez obrońcę S., czy przed skrętem w prawo mogło dojść do uszkodzenia obręczy koła pojazdu na spowalniaczu, który znajduje się na jezdni, biegły wykluczył takie uszkodzenie. Zdaniem jednego z kamieńskich policjantów, który został przesłuchany w środę, Adriana B. (partnerka S., była w samochodzie podczas wypadku) sugerowała zaraz po nim, że S. celowo skręcił w prawo.   

Oskarżony przyznał się we wtorek, kiedy rozpoczął się proces, do jazdy po pijanemu. Jak powiedział, nie miał jednak zamiaru nikogo przejechać.     

 Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na czwartek; na ten dzień wezwany został biegły z zakresu toksykologii. Sąd zdecyduje także, czy dopuści wnioski dowodowe złożone w środę przez strony postępowania i wyznaczy kolejny termin rozprawy, czy też zdecyduje, że przeprowadzanie tych dowodów nie jest konieczne.     Mateusz S. jest oskarżony o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób.

Akt oskarżenia mówi także, że mężczyzna miał 2,15 promila alkoholu we krwi i był pod wpływem amfetaminy i marihuany. Prowadził samochód bez okularów leczniczych, do czego był zobowiązany orzeczeniem lekarskim. S. przekroczył także dozwoloną prędkość o co najmniej 30 kilometrów na godzinę. Został oskarżony również o prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym przed spowodowaniem wypadku.   

 W Nowy Rok kierowany przez Mateusza S. samochód wypadł z drogi i wjechał w grupę ludzi. Zginęło pięć dorosłych osób i jedno dziecko. Dwoje kolejnych dzieci trafiło do szpitala; chłopiec, który w wypadku stracił rodziców, był w stanie ciężkim i wymagał opieki na oddziale intensywnej terapii, stan zdrowia dziewczynki był lepszy. Dzieci opuściły szpital na przełomie stycznia i lutego.  

 S. w 2006 r. zatrzymano na rok prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. Mężczyzna był też karany za przestępstwo przeciwko mieniu; miał ukraść w 2012 r. niedużą sumę pieniędzy.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy