Fotoradary

Znów kontrowersje. Nagrywali zepsutym wideorejestratorem!

Głośna sprawa Krzysztofa Hołowczyca przyłapanego przez drogówkę na rzekomym przekroczeniu prędkości aż o 114 km/h, odbiła się echem w całym kraju.

Coraz większa liczba kierowców wytyka policjantom braki w szkoleniu kładące się cieniem na wiarygodności dokonywanych przez nich pomiarów. Duża grupa ukaranych mandatami sygnalizuje też problemy z prawidłowym funkcjonowaniem policyjnego sprzętu. W naszym serwisie opisywaliśmy przykład czytelnika, który jechał na włączonym tempomacie z prędkością 120 km/h, a policyjny pomiar wykonany podczas doganiania wykazał 171 km/h. Dodajemy, że biegły przyznał, że pomiar wykonano nieprawidłowo, ale 'oszacował błąd", wobec czego sąd wydał wyrok skazujący.

Reklama

Nieprawidłowe wykonywanie pomiarów to nie wszystkie grzechy policjantów użytkujących nieoznakowane radiowozy. "Gazeta Wyborcza" ujawniła właśnie, że w grudniu ubiegłego roku na autostradach A1 i A4 śląska policja używała niesprawnego wideorejestratora. Mimo że urządzenie wielokrotnie się zawieszało i często pojawiały się problemy z zapisaniem plików sprawy kierowców, którzy odmówili przyjęcia mandatu, i tak kierowane były do sądu.

Gazeta przywołuje przykład pewnego kierowcy, który 18 grudnia 2014 roku miał zostać ukarany za rzekome przekroczenie prędkości o 51 km/h. Ponieważ mężczyzna nie poczuwał się do winy (jego zdaniem wjechał przed radiowóz, który rejestrował właśnie wykroczenie innego pojazdu) - poprosił o okazanie nagrania wideo. Zdaniem kierowcy, na monitorze zobaczył on wówczas "kontury jakiegoś pojazdu" - w związku z tym odmówił więc przyjęcia mandatu, licząc na to, że nagranie - w wysokiej rozdzielczości - będzie mógł zobaczyć w czasie rozprawy w sądzie.

Sąd rutynowo wydał w trybie nakazowym (bez udziału stron) wyrok kończący postępowanie grzywną w wysokości 200 zł. Mężczyzna złożył od niego sprzeciw, co jest procedurą prowadzącą do "normalnej" rozprawy. Kierowca liczył, że wówczas nagranie udowodni, że jest niewinny. Okazało się jednak, że policja nie dostarczyła nagrania, bo zostało ono skasowane!

Okazało się, że w trakcie zabezpieczania nagrania "pojawił się problem" ze zgraniem go na twardy dysk komputera, w wyniku którego materiały przepadły. Z policyjnych notatek wynika, że utracono  nagrania dokonane między 17 a 26 grudnia. Co więcej, z ich odzyskaniem nie poradził sobie autoryzowany serwis. W notatce czytamy również, że wideorejestrator o numerze 024 już wcześniej sprawiał problemy, które - po krótkim czasie - powracały mimo aktualizacji oprogramowania.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami policjanci nie mogą dokonywać pomiarów nie dysponując w pełni sprawnym sprzętem. Finał sprawy może być jednak różny. Sąd może skazać kierowcę w oparciu o same zaznania policjantów, traktując zapis wideo jedynie, jako "pomocniczy". W takim przypadku, trudno jednak wskazać, na jakiej podstawie policjanci uznają, że kierowca przekroczył prędkość, skoro wiadomo, że urządzenie dokonujące pomiarów nie działało prawidłowo. Jak jednak wiemy z przykładu naszego czytelnika, fakt błędnego wykonania pomiaru, wcale nie musi być powodem uniewinnienia.

Warto też dodać, że kierowcy, którzy ukarani zostali na podstawie nagrań dokonanych przez feralny wideorejestrator nr 024 w dniach między 17 a 26 grudnia nie mogą się od tego odwołać. Przyjmując mandat przyznali się bowiem do winy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: fotoradar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy