Toyota w Le Mans. Te samochody to kamienie milowe dla japońskiej marki

Toyota GR010 Hybrid pojedzie po czwarte z rzędu zwycięstwo dla japońskiego koncernu w prestiżowym Le Mans 24h, ale pierwsze w ramach nowej kategorii Le Mans Hypercar. To kolejne przełomowe dla Toyoty auto, które zmierzy się z najtrudniejszym wyścigowym wyzwaniem na świecie.

Toyota wyścigowe prototypy tworzy od 35 lat. Japońska firma w latach 80. XX wieku dołączyła do grona producentów chcących zmierzyć się z legendą Le Mans. I sięgnąć po jedno z najcenniejszych trofeów w motorsporcie. Pierwszym autem, które dawało realne szanse na to, by myśleć o zwycięstwie była Toyota TS010 z 1992 roku. Auto powstało w ekspresowym tempie, bo trzeba było się dostosować do nowych przepisów dla grupy C.

3,5-litrowy, 10-cylindrowy silnik zamontowano centralnie. Osiągał 600 KM i kręcił się do 13 tys. obrotów. Do tego była manualna skrzynia biegów, wielowahaczowe zawieszenie obu osi oraz niesamowity pakiet aerodynamiczny. TS010 generował docisk dwukrotnie wyższy niż auta Formuły 1 w tamtych czasach, a duża w tym zasługa monumentalnego tylnego skrzydła. Auto miało piorunujące osiągi, a potwierdzeniem tego były w sumie trzy wygrane w 10 wyścigach, w których wystartował. Do pełni szczęścia zabrakło triumfu w Le Mans. Najbliżej było w 1992 roku, gdy Pierre-Henri Raphael, Kenny Acheson i Masanori Sekiya osiągnęli drugie miejsce. Wyznacznikiem możliwości auta były z pewnością najlepsze czasy okrążenia na Circuit de la Sarthe osiągane w trzech kolejnych latach.

Reklama

Pod koniec lat 90. Toyota podjęła kolejną próbę walki o zwycięstwo. Powstał ekscytujący model TS020, który znany jest dzięki grom komputerowym raczej jako GT-One. Centralnie zamontowany silnik V8 z podwójnym turbodoładowaniem o pojemności 3,6 litra, wytwarzający około 620 KM, sekwencyjna skrzynia biegów, monokok z włókna węglowego i aluminium, niezależne zawieszenie - to auto było prawdziwym dziełem motorsportowej inżynierii.

W 1998 roku wystawiono dwa samochody. Wyścigówka z numerem 28 zajęła drugą lokatę w kwalifikacjach, przez większość dystansu jechała na drugim miejscu, ale mety nie osiągnęła w wyniku awarii skrzyni biegów. Samochód z numerem 27 finiszował dziewiąty. Rok później Toyota do rywalizacji rzuciła trzy auta. Od wcześniejszej generacji różniły się białym malowaniem przedniej części kokpitu, auta dopracowano też pod kątem technicznym. Kwalifikacje okazały się sukcesem - pierwsze, drugie i ósme miejsce dla Toyoty. Wyścig nie ułożył się jednak po myśli japońskiego zespołu - dwa TS020 nie dojechały do mety przez kolizje. Auto numer 3 było na mecie drugie ze stratą okrążenia do zwycięzców. Był to kolejny prototyp Toyoty, który osiągnął rekord okrążenia toru. Wciąż jednak brakowało końcowego sukcesu.

Hybrydą po wygraną

Nowe możliwości pojawiły się po rozpoczęciu ery hybryd w wyścigach długodystansowych. Toyota, która w pierwszej dekadzie XXI wieku rywalizowała w F1, postanowiła znów powalczyć o triumf w Le Mans i wykorzystać swoje doświadczenie jako globalnego lidera w łączeniu napędów spalinowych z elektrycznymi. W 2012 roku do boju rzucono model o oznaczeniu TS030 Hybrid. Napędzany 3,4-litrową V-ósemką pojazd z karbonu reprezentował Japończyków w nowo powstałym World Endurance Championship i stał się pierwszym autem z napędem hybrydowym zasilanym benzyną, który wystartował w WEC. Chociaż ekipie nie udało się zwyciężyć w najważniejszym Le Mans, to w inauguracyjnym sezonie wygrała trzy z sześciu wyścigów World Endurance Championship i zebrała mnóstwo doświadczeń pod przyszłe sukcesy.

Przełom nastąpił wraz z debiutem modelu TS050 Hybrid. Auto z miejsca stało się poważnym pretendentem do najwyższych laurów od momentu prezentacji w 2016 roku. 2,4-litrowa V-szóstka z podwójnym turbodoładowaniem została sparowana z dwoma elektrycznymi silnikami układu Toyota Hybrid System - Racing, co w sumie dawało moc 1000 KM w aucie ważącym bez kierowcy 878 kg. Bardzo mocno pracowano także nad niezawodnością, która jest elementem niezbędnym, by myśleć o zwycięstwie po 24 godzinach rywalizacji.

Po najcenniejszy triumf udało się sięgnąć po raz pierwszy w 2018 roku. Do zespołu zaproszono gwiazdę z F1 - Fernando Alonso. Hiszpan do spółki z Nakajimą oraz Buemim byli najszybszym tercetem w Le Mans w 2018 i 2019 roku. W 2020 roku Toyota TS050 Hybrid triumfowała w legendarnym wyścigu po raz trzeci, ale już bez Alonso, którego zastąpił Brendon Hartley z Nowej Zelandii.

Trzy zwycięstwa w Le Mans dają modelowi TS050 Hybrid szczególne miejsce w historii tego wyścigu. Dlatego nie dziwi, że egzemplarz z 2020 roku został przekazany do muzeum, które mieści się obok toru Circuite de la Sarthe. Ale TS050 Hybrid to nie tylko legenda Le Mans, ale i ostatnich lat w wyścigach długodystansowych. O skuteczności auta najlepiej mówią te liczby z ostatnich czterech sezonów: 19 zwycięstw w 34 wyścigach, 16 pole position, 15 najszybszych okrążeń i po dwa tytuły mistrzów świata w kategorii zespołów i dwa w kategorii kierowców.

GR010 Hybrid też przejdzie do historii?

Od 2021 roku w wyścigach barwy Toyota Gazoo Racing reprezentuje nowe auto. Model GR010 Hybrid powstał w oparciu o przepisy nowej najwyższej kategorii wyścigowej - Le Mans Hypercar (LMH), która ma być jeszcze lepszym pomostem między motorsportem a autami drogowymi. Nowa auto ma napęd na cztery koła oraz mocny układ hybrydowy, na który składają się 3,5-litrowy silnik V6 z podwójnym turbodoładowaniem, który osiąga moc 680 KM i przekazuje ją na koła tylne, oraz 272-konny silnik elektryczny, który napędza oś przednią. Łączna moc układu hybrydowego wynosi 680 KM i jest ograniczona przepisami.

Blisko dekada startów samochodami z napędem hybrydowym pozwoliła Toyocie zbudować auto, które wygrywa od samego początku. Na torach Spa-Francorchamps, Portimao i Monza samochód Toyot Gazoo Racing nie miał sobie równych w FIA WEC. I wyrósł na głównego pretendenta do triumfu w Le Mans. Pierwszego w erze hipersamochodów i czwartego z rzędu dla Toyoty.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy