Safari z prawdziwego zdarzenia

Safari kojarzy nam się z niezapomnianą przygodą w afrykańskiej scenerii. Warszawa to oczywiście nie Czarny Ląd, ale pozostałe elementy już się zgadzają: był koszmarny upał, sporo piasku i kurzu oraz nieprzewidywane zwroty akcji. Ostatni akcent, czyli rozdanie nagród, miał miejsce w centrum stolicy, w cieniu Pałacu Kultury i Nauki.

Trasa rajdu Warszawskie Safari została wyznaczona na poligonie w okolicy Okuniewa i Zielonki, na wschód od Warszawy. Była naprawdę ciężka i wyczerpująca, choć nie ma wątpliwości, że za dramaturgię bardziej odpowiadała temperatura powietrza - po prostu wytrzymanie w sportowym ubraniu (nie było mowy o żadnym odstępstwie, przecież bielizna i kombinezon chronić mają od pożaru, o który w takich warunkach nietrudno!) w rozgrzanej kabinie samochodu to już wyzwanie samo w sobie, nawet gdy rajdówka nie rywalizuje na trasie odcinka. Kłopoty co rusz pojawiały się też z chłodzeniem silników i innych mechanizmów. Na szczęście obyło się bez większych wypadków.

Reklama

Po wygraniu dwóch sobotnich odcinków specjalnych najwyższy stopień podium w cyklu Rajdowych Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych zajęła ekipa Miroslav Zapletal i Bartosz Momot.  To już trzeci z rzędu wygrany rajd w tym sezonie! Pilot zapytany o podłoże sukcesu odpowiedział: "konsekwentnie realizujemy nasz plan, na trasie nic wielkiego się nie wydarzyło, choć na ostatnim odcinku  musieliśmy trochę bardziej skupić się na nawigacji. Jesteśmy na dobrej drodze do końcowego sukcesu!".

Zadanie ułatwili im konkurenci, a dokładniej ich samochody: w BMW Włodzimierza Grajka uszkodzeniu uległa rolka napinająca pasek klinowy, zaś silnik w aucie Sławomira Wasiaka wielokrotnie gasł, przez co załoga spadła na dalszą lokatę (ostatecznie czwartą). Choć drugie miejsce za zawodnikiem światowego formatu, jakim jest Zapletal, ujmy nie przynosi, to jednak Marcin Łukaszewski nie wyglądał na całkiem zadowolonego - myślami wydawał się być już w warsztacie, by wycisnąć jeszcze więcej z BMW, bo - jak podkreślił - to w aucie widzi większą rezerwę niż w załodze.

W swoim starym Land Cruiserze (buggy musiało zostać w warsztacie) świetny rezultat osiągnął Piotr Gadomski - wygrał grupę TH i zajął 5. lokatę w klasyfikacji generalnej. Tuż za nim uplasował się zwycięzca grupy T2, Grzegorz Szwagrzyk. To zawodnik z ogromnym stażem i doświadczeniem. Podkreślił, że trzeba było bardzo uważać na możliwość przegrzania się silnika na trudnych technicznie odcinkach.

Kolejny fantastyczny występ na swoje konto zapisali zdecydowani liderzy klasyfikacji generalnej Rajdowego Pucharu Polski Samochodów Terenowych - ekipa Jacek Soboń i Kacper Jeneralski. W ich aucie również pojawiły się kłopoty z silnikiem, który na pierwszej sobotniej próbie zaczął gasnąć, zaś na drugiej przerwy robił już notorycznie (problemy z elektroniką). Interwencja serwisu i nieco spokojniejsza jazda pozwoliły ukończyć ostatni odcinek już bez dodatkowych "atrakcji". Mniej szczęścia miała ekipa Gołka/Gołka - najpierw pojawiły się poważne problemy z układem napędowym (m.in. ukręcona półoś), następnie załoga dachowała.

Zwycięzcom kroku starali się za to dotrzymać Janusz Ellert i Tomasz Kwaśniewski. Szczegóły startu zdradzał nam pilot ekipy: "samochód przejechał dopiero trzeci rajd. Długo go budowaliśmy, na razie ciągle jeszcze można mówić o testowaniu - Warszawskie Safari okazało się chyba najcięższą próbą, jaką można sobie wyobrazić. Trudny, piaszczysty teren i wysoka temperatura to prawdziwy test i dla auta, i dla załogi. Po każdym odcinku wysiadaliśmy z auta niemal mdlejąc, na miękkich nogach. Rozjeżdżone na drugim okrążeniu drogi były też wyzwaniem dla zawieszenia. Ale auto okazało się świetnie przygotowane, tylko za bardzo grzała się podłoga w kabinie. To oczywiście drobiazg."

Poza zmodyfikowanymi autami z grupy S1 w pucharze startują również terenówki bardziej zbliżone do seryjnych. W tej kategorii w Warszawskim Safari najlepsi okazali się Michał Smoleński i Michał Wilczyński, korzystający z Jeepa Wranglera. Bardzo wielu kibiców miała też załoga Rajdos Ekipos - Michał Goleniewski i Mateusz Król, która trasę rajdu pokonywała... GAZ-em 69. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie metryka: pojazd miał 52 lata! Okazało się, że załoga spokojnie osiągnęła metę (nawet nie na ostatnim miejscu w S2) zdobywając cenne punkty do klasyfikacji rocznej.

Walcząc z upałem (nie tylko w samochodzie rajdowym, lecz także na zewnątrz) zastanawialiśmy się, czy zawodnicy jadący na quadach lub motocyklach łatwiej znoszą wysoką temperaturę, czy wręcz przeciwnie. Spytaliśmy o to najszybszego zawodnika Pucharu Polski w Rajdach Baja - Adriana Janika, który wygrał grupę Q2 (quady z napędem tylnej osi).

Odpowiedź trochę zaskoczyła: "chyba wcale nie mamy lepiej - przyczynia się do tego silnik umieszczony praktycznie między nogami, który mocno grzeje. Gdyby nie specjalne buty, ciężko byłoby to wytrzymać! Wbrew obawom wielu zawodników o zbyt gładką trasę, nawierzchnia wcale nie rozpieszczała - to była prawdziwa, ciężka baja!". Osiągnięty wynik pozwolił Adrianowi wrócić na czoło klasyfikacji rocznej Q2. Wśród zawodników motocyklowych najszybszy był Paweł Stasiaczek, ale kary zdecydowały o spadku na dalszą pozycję. Na czoło wysunął się Tomasz Dąbrowski. Nie była zaskoczeniem wygrana Andrzeja Pierona w kategorii Q4, podobnie jak pierwsza lokata Mateusza Budziło i Tomasza Walocha w gronie pojazdów UTV.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy