NASCAR: Niesamowity wypadek na torze Daytona

Do niesamowitego wypadku doszło w miniony weekend podczas wyścigu NASCAR Coke Zero 400 na torze Daytona International Speedway.

Karambol wydarzył się gdy cała grupa samochodów jechała w wielkim ścisku z prędkością około 180 mil/godzinę (czyli ok. 290 km/h!). Jeden z kierowców, zapewne na skutek uderzenia, stracił panowanie nad swoim pojazdem i zaczął się obracać. Inni kierowcy nie mieli już wówczas szans na reakcję - bolidy przy niemal pełnej prędkości zaczęły na siebie wpadać.

Najgorzej wyszedł na tym Austin Dillon jadący samochodem z numerem 3, który na wejściu w zakręt został wystrzelony w powietrze niczym z procy i z olbrzymią siłą uderzył w siatkę zabezpieczającą tor. Siatka na szczęście wytrzymała, w przeciwnym wypadku doszłoby do maskary ludzi siedzących na trybunach. Mimo wszystko, w trybuny poleciały drobne fragmenty samochodu.

Reklama

13 osób zostało przebadanych, osiem nie wymagało pomocy. Z pięciu pozostałych jedna osoba została przetransportowana do szpitala, z którego wyszła po badaniach. Czterem udzielono pomocy w centrum medycznym na torze.

Samochód Dillon po uderzeniu w ogrodzenie został wyhamowany praktycznie w miejscu niemal do zera. Po tym jak klatka bezpieczeństwa auta, z resztami poszycia nadwozia, pozbawiona już silnika zatrzymała się na dachu na torze, została jeszcze uderzona przez przejeżdżający samochód.

Wrak auta nr 3 zatrzymał się ostatecznie niedaleko miejsca, gdzie znajdowali się mechanicy różnych ekip, którzy rzucili się na pomoc. Kierowca został wydobyty z auta, stanął na nogach o własnych siłach i pomachał do kibiców. Po przebadaniu w centrum medycznym na torze Dillon został wypuszczony. Okazało się, że ma stłuczone przedramię i kość ogonową. To wszystko!

Dillon dobrze pamiętał całe zdarzenie. "Z każdym uderzeniem pasy się luzują, więc każde kolejne boli bardziej i jest bardziej niebezpieczne. Z całej siły trzymałem się kierownicy i czekałem aż się to skończy. Gdy samochód zatrzymał się na dachu, myślałem, że to już koniec, że wszyscy przejechali. Ale wtedy dostałem jeszcze jedno mocne uderzenie".

Wydarzenie pozostało spory ślad na psychice kierowcy i wywołało dyskusję w świecie NASCAR.

"Myślę, że to nie jest do zaakceptowania. Musimy coś z tym zrobić. Nasze prędkości są zbyt wysokie, myślę, że możemy robić dobre wyścigi jeżdżąc wolniej. Musimy nad tym pracować. Nad tym oraz nad metodami utrzymywania samochodów na ziemi. Ciężko walczymy, by wyścigi były dobre. Mam nadzieję, że fani to cenią" - powiedział Dillon.


Na najszybszych torach NASCAR prędkości przekraczają 200 mil/godz, czyli 320 km/h. Przy tych prędkościach samochody jadą błotnik w błotnik i zderzak w zderzak. Kierowcy zdają sobie sprawę, że w tych warunkach drobne trącenie powoduje, że nad autem nie można już zapanować, nikt nie jest w stanie zapobiec karambolowi. A co się dzieje dalej, to już kwestia szczęścia i przeznaczenia.

Czy wypadek na torze Daytona wpłynie na władze sportu? To wątpliwie, skoro nic nie zmienił nawet śmiertelny wypadek siedmiokrotnego mistrza NASCAR Dale'a Earnhardta Seniora, do którego doszło w 2001 roku...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nascar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy