Kończ Waść, wstydu oszczędź!

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle - te słowa najlepiej scharakteryzują sytuację w polskich sportach motorowych.

Od dawna wiadomo, że poważne uprawianie rajdów czy wyścigów wiąże się z poważnymi nakładami finansowymi. Samochód trzeba kupić, przygotować do sportu, zatankować, "ubrać" w opony, zapewnić serwis. Tego wszystkiego nie da się zrobić bez sponsorów. A sponsor to nie darczyńca. Dając pieniądze ma nadzieje na zysk poprzez reklamę. Oczywiście przed bezpośrednimi widzami zawodów, ale przede wszystkim - w mediach, które mają nieporównywalnie większy zasięg.

Kilka lat temu sytuacja była nieporównywalna. Firmy tytoniowe i alkoholowe szczodrze płaciły najlepszym polskim kierowcom, rajdy były długie, a prologi, które nieraz odbywały się w centrach miast, oglądały setki tysięcy widzów.

Reklama

Niestety, zmieniły się przepisy i przy okazji "wylano dziecko z kąpielą". Od tamtej pory jest coraz gorzej. Rajdy rangi mistrzostw Polski mają taką długość, jak dawniej "okręgówki", a poszczególne eliminacje są raz po raz odwoływane. Kierowcy nie domykają budżetów i niewiele zmienił zakaz startów samochodami WRC, które - nota bene - budziły zawsze największe emocje.

Niewiele lepiej jest w wyścigach. Mamy w Polsce jeden prawdziwy tor (w Poznaniu), drugi - bardzo techniczny i ciekawy w Kielcach wymaga zamykania drogi krajowej. Zawodników jest niewielu i reprezentują bardzo różny poziom techniczny.

Oczywiście powód jest jeden - pieniądze. Jakie jest zainteresowanie startami pokazał Puchar Kia, który relatywnie tanio pozwala poczuć smak prawdziwych wyścigów - w Kielcach w inauguracji wzięło udział ponad 30 kierowców!

Dlaczego więc brakuje pieniędzy? Bo sporty motorowe nie istnieją w telewizji! Najwięksi fani mogą zobaczyć skróty grubo po północy, ew. usłyszeć (!) w wiadomościach sportowych, że ktoś tam coś gdzieś wygrał. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że przeciętnemu Polakowi słowo "rajd" kojarzy się z Dakarem? Przecież jeśli się zapłaci (jak nasza narodowa rafineria), to TVP znajdzie czas antenowy na codziennie relacjonowanie jazd po wydmach i nawet wyśle tam swojego wysłannika...

Powyższe spostrzeżenia to nie żadne prawdy objawione, ale codzienność, której świadomi są sportowcy i kibice. Dlatego nie dziwi zaskoczenie i konsternacja ludzi z wyścigowego światka, którzy w miniony weekend w Kielcach byli świadkami wręczenia szefowi sportu w TVP, Robertowi Korzeniowskiemu najwyższego odznaczenia Polskiego Związku Motorowego - "Złotej Kierownicy". Za co? Cytujemy prezesa PZMOT, Andrzeja Witkowskiego: "Za wkład w rozwój i propagowanie sportów motorowych w Polsce"...

Spuentować to wydarzenie można chyba tylko jedną uwagą, którą kierujemy do zarządu PZMOT: "Kończ Waść, wstydu oszczędź!"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wstyd | Kielce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy