Zmiany w egzaminie na prawo jazdy. Tylko po co?

Witam. Przeglądając serwisy natrafiłem na artykuł dotyczący zmian w formie egzaminu teoretycznego (na prawo jazdy). (*)

Same zmiany - wiadomo złe być nie muszą, tylko że w tym konkretnym przypadku, argumentacja przemawiająca "za zmianami" jest co najmniej wątpliwa i ociera się (a nawet przytula się do) manipulacje.

Wpierw Pan z WORDu: Jego zdaniem statyczny test już od dawna nie odzwierciedla realiów prawdziwej sytuacji na drodze.

Moim zdaniem - test NIGDY nie odzwierciedlał sytuacji na drodze. Czemu? Bo nie temu ma służyć. Test ma służyć sprawdzeniu znajomości przepisów. Dodatkowo - chyba każdy uważny czytelnik testów znalazł w nich multum pytań z idiotycznymi (to i tak eufemizm) odpowiedziami. Szczytem szczytów było pytanie dotyczące sposobu wyjścia z poślizgu - w którym poprawna odpowiedź zalecała (gwoli ścisłości chodziło o nadsterowność) dokręcenie kół w kierunku "poślizgu".

Reklama

Teraz Pan z Ministerstwa: "Test będzie też zawierał symulacje określonych zdarzeń, które mogą się pojawić na drodze."

Moje pytanie jest krótkie - po co ? W jaki sposób ten człowiek wyobraża sobie przeniesienie na test takich symulacji? Czyżby w trakcie egzaminu teoretycznego zamierzali sadzać kursantów do symulatorów? Bo jeśli chodzi o opisy sytuacji - to one są już obecne na egzaminach - i to od długiego czasu.

Teraz duet Obu Panów:

"Egzaminowany ma 25 minut, by przeanalizować, która odpowiedź jest prawidłowa i jak się w danej sytuacji zachować. A na drodze decyzję trzeba podjąć w kilka sekund" i "Zmiany mają na celu sprawdzenie czy przyszły kierowca umie szybko podejmować decyzje".

Wszystko ładnie i pięknie - ale czemu mają te zmiany służyć tak naprawdę? Jeśli zgodzimy się, że temu aby sprawdzić szybkość podejmowania decyzji (i związaną z tym szybkość reakcji) to czy aby EGZAMIN PRAKTYCZNY nie sprawdza tych obu rzeczy? I to w "środowisku naturalnym" (czyli na drodze)? Nie da się na egzaminie teoretycznym sprawdzić tego do czego jest potrzebny samochód, droga, etc.

Jeśli kursanci będą mieli dostęp do pytań (a pewnie tak będzie) to nauczą się ich na pamięć - (innej metody nie ma - samo nauczenie się przepisów niestety nie wystarcza) i test ani symulacja niczego nie sprawdzi. A jeśli nie będzie wcześniejszego dostępu do pytań - to hmmm czy tylko mnie się wydaje, czy też doprowadzi to do zmniejszonej zdawalności? A do czego taka zdawalność zmniejszona doprowadzi? Czyżby znowu usiłowano nam drenować kieszeń - zasłaniając się tym razem "naszym bezpieczeństwem"?

(*) - List od czytelnika

Dowiedz się więcej na temat: egzamin | prawo jazdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy