Kto ma płacić za egzamin?

Z jakim wydatkiem musi się liczyć młody człowiek, który pragnie zdobyć prawo jazdy?

Sam kurs to (w zależności od szkoły i regionu kraju) przynajmniej 1000 zł, to tego dochodzą badania (około 100 zł) i koszt egzaminu (112 zł praktyczny i 22 zł teoretyczny; razem 134 zł).

Przeciętnie na zdobycie upragnionego dokumentu trzeba więc przeznaczyć około 1500 zł i to zakładając, że obejdzie się bez problemów na egzaminie.

Jednak statystyki mówią, że za pierwszym razem zdaje (w zależności od regionu kraju) około 30-40 procent zdających. Pozostali muszą przyszykować kolejne 112 zł, a bywa, że i kolejne i kolejne...

Reklama

Dlaczego tak się dzieje? Autoszkoły i ośrodki egzaminowania wzajemnie obarczają się winą za niską zdawalność.

- Zwiększyliśmy liczbę godzin szkolenia z 20 na 30, ale zdawalność kursantów w Poznaniu nawet nie drgnęła. Uważam, że to po stronie ośrodków ruchu drogowego leży odpowiedzialność za wielokrotne podchodzenie do egzaminów kursantów - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" Zbigniew Ogiński, prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Ośrodków Szkolenia Kierowców i Instruktorów.

Za to Władysław Drozd z Krajowego Stowarzyszenia Egzaminatorów uważa, że autoszkoły są źle zorganizowane. - Jeśli kursant nie zda trzykrotnie, jest zobligowany do wykupienia w autoszkole dodatkowych pięciu godzin jazdy. Są to dodatkowe pieniądze dla szkół jazdy. - mówi Drozd zdając się zapominać, że każdy egzamin to również pieniądze dla ośrodków egzaminacyjnych.

Sposób na poprawienie wskaźnika zdawalności znalazł Zbigniew Skowroński, szef łódzkiego WORD. Proponuje on, żeby za pierwszą poprawkę kursant płacił sam. Za drugą 25 proc kosztów. pokrywałaby autoszkoła. Trzecia poprawka kosztowałaby szkołę nauki jazdy już 50 proc., czwarta - 75 proc. Piąte i każde kolejne podejście do egzaminu właściciel szkoły jazdy musiałby opłacić w całości.

Zdaniem Skowrońskiego, nowe przepisy wyeliminowałyby pseudoszkoły, uczące nierzetelnie, a także zlikwidowałoby kolejki w ośrodkach egzaminacyjnych.

Pomysł za absurdalny uważają właściciele szkół oraz instruktorzy. Szans na jego wprowadzenie nie widzi również minister infrastruktury.

- Nie można karać szkoły za to, że zapisała się do niej osoba, która nie ma predyspozycji do prowadzenia auta, a chce mieć prawo jazdy - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" Cezary Grabarczyk. - Wprowadzenie ustawy albo rozporządzenia przerzucającego obowiązek pokrycia kosztów egzaminu na autoszkoły nie będzie łatwe. Na początek szkoły same mogłyby umawiać się na takie rozwiązanie z kursantami. Na pewno wzrosłaby ich konkurencyjność.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: egzamin | szkoły | prawo jazdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy