Kontrowersyjne zmiany w egzaminach na prawo jazdy

Egzamin teoretyczny co rok, własny plac manewrowy dla każdej szkoły, instruktor obecny na egzaminie i wyższe ceny za szkolenie - to założenia projektu ustawy dotyczącej szkolenia kierowców i systemu egzaminowania. I od razu wywołały burzę wśród instruktorów, kierowców i egzaminatorów.

O co toczy się spór? Przede wszystkim o konkretne zapisy projektu ustawy, które już na pierwszy rzut oka są kontrowersyjne. Wybraliśmy te najistotniejsze.

1. Zakaz współdzielenia infrastruktury 

Projekt zakłada, że każda szkoła jazdy będzie musiała mieć własne zaplecze. I nie chodzi wyłącznie o biuro czy sale wykładowe, ale także plac manewrowy. Dzisiaj wiele mniejszych szkół wynajmuje plac na kilka godzin, na tyle, ile przewidują przepisy oraz na czas, jaki potrzebny jest na ćwiczenia. Zgodnie z założeniami to się zmieni. Każda szkoła, nawet ta najmniejsza, będzie musiała mieć własny plac manewrowy. Czy to potrzebne?

Reklama

- Wzięliśmy pod lupę Szczecin i Poznań. Okazało się, że w każdym z tych miast jest po 70 różnych szkół jazdy - tłumaczy Interii Jakub Ziębka zastępca redaktora naczelnego ogólnopolskiego miesięcznika "Szkoła Jazdy". - Ile jest tam placów manewrowych? O połowę mniej.

Zdarza się, że na jednym placu manewrowym działa po 10 szkół. Nie jest to komfortowe dla kursantów, jednak zmiana może wyeliminować najmniejsze szkoły. Ziębka uważa, że pomysł może był i szlachetny, ale zaproponowana zmiana nie ma sensu i podaje przykład. - Na kategorię B na placu ćwiczy się tylko łuk. Oznacza to, że szkoła, która uczy jazdy tylko w tej kategorii, będzie musiała mieć także własny plac. Dla jednego elementu - dodaje.

2. Instruktor obecny przy egzaminie

To kolejna zmiana, która budzi duże kontrowersje. Instruktor będzie musiał poświęcić czas na egzamin zamiast na szkolenie kolejnych kursantów. Autorom zmian nie chodzi tylko i wyłącznie o obecność instruktora przy egzaminie, ale wzięcie przez niego odpowiedzialności za bezpieczeństwo osób i pojazdów. Co to oznacza? Że instruktor, nie egzaminator, będzie siedział obok kursanta, będzie dyktował trasę i manewry, będzie mógł w każdej chwili zareagować. Egzaminator będzie się przyglądał i w całości będzie mógł się skupić na ocenie kursanta.

Zdaniem pomysłodawców instruktor na egzaminie służy zdyscyplinowaniu i zwiększeniu odpowiedzialności. Ma działanie czysto psychologiczne. - Jak będzie na miejscu i będzie widział, co wyprawia jego podopieczny, być może się zarumieni - mówi jeden z członków ministerialnego zespołu, który chce zachować anonimowość. Dodaje, że kiedyś już tak było. Na początku lat 90. właśnie instruktor zmieniał się w egzaminatora i nikomu to nie przeszkadzało.

3. Likwidacja e-learningu.

Dzisiaj wielu kursantów do egzaminu teoretycznego uczy się sama dzięki platformie internetowej. Zmiany mają znieść taką możliwość. Dlaczego?

- Nie ma danych, które mówiłyby, że osoby same przygotowujące się do teorii są gorzej przygotowane i rzadziej zdają egzamin. Na jakiej podstawie zrezygnowano z takiej możliwości, nie mam pojęcia - zastanawia się Ziębka. - To powrót do tablicy i kredy - dodaje.

4. Cena minimalna

Dzisiaj najtańszy kurs na kategorię B kosztuje 800 zł, najdroższy 1700 zł. To bardzo duża rozpiętość, a przecież liczba godzin jazd i samochody, na których prowadzone jest szkolenie, są takie same. Skąd różnice?

Jak twierdzi Roman Stencel, członek ministerialnego zespołu oraz prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców, zgodnie z ustawą o swobodzie działalności gospodarczej od początku lat 90. kursy na prawo jazdy mogą prowadzić firmy, nie tylko powołane do tego instytucje jak LOK czy PZM. - Ponad 27 lat doświadczeń pokazuje, że nie do końca nam to wyszło na dobre. To biznes jak każdy inny - twierdzi Stencel. Jego zdaniem o cenie często decyduje chęć zysku, a nie troska o jakość szkolenia i bezpieczeństwo. Cena minimalna ma to zmienić. Ile będzie wynosić? Tego dzisiaj nie wiadomo. Ustalona będzie w rozporządzeniu.

5. Pytania utajnione

Dzisiaj w bazie pytań egzaminacyjnych jest kilka tysięcy pytań. Są one znane, bo publikuje je na swoich stronach internetowych ministerstwo. Projekt zakłada utajnienie bazy pytań. Oznacza to, że ośrodki będą musiały korzystać ze zbliżonych pytań, ale nie tych samych. Kursant uczyć się więc będzie, bazując jedynie na tych samych zagadnieniach. To także powrót do tego, co już było.

6. Punkty, nie liczba błędów

Dzisiaj w przypadku części praktycznej obowiązuje zasada dwóch błędów. Każdy manewr możesz powtarzać raz. Jeśli za drugim razem wykonasz go źle, oblewasz (nie licząc błędu wpływającego na zagrożenie bezpieczeństwa, po którym egzamin zostaje przerwany). Projekt zakłada odejście od takiego systemu. Ma się pojawić liczba punktów, która składać się będzie na całość części praktycznej. Szczegółów jednak brak.

7. Egzamin teoretyczny co rok

Pomysłodawcy zmian zakładają, że każdy kierowca, co roku będzie musiał zdawać egzamin teoretyczny. Jak twierdzą to słuszny pomysł, bo przepisy się często zmieniają. Poza tym coroczny egzamin to dobra okazja, by przypomnieć sobie obowiązujące zasady i odświeżyć znajomość przepisów ruchu drogowego.

Jaka miałaby być forma takiego egzaminu? Jak twierdzi Dariusz Chyćko, członek zespołu i prezes Rady Głównej Krajowego Stowarzyszenia Egzaminatorów Kandydatów na Kierowców i Kierowców, tradycyjna - kilkanaście pytań i określone minimum potrzebne do zaliczenia.

8. Przejęcie WORD-ów przez administrację rządową

Dzisiaj Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego podlegają marszałkowi, czyli władzy samorządowej wybieranej przez mieszkańców danego województwa. Po zmianach miałyby podlegać wojewodom, czyli administracji rządowej. Po co taka zmiana? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak szacuje Stencel wszystkie WORD-y to ok. 800 mln zł w infrastrukturze, budynkach i sprzęcie. To spory majątek, który w tej chwili leży w rękach samorządów.

Projekt przewiduje także powołanie przy wojewodach Biura do spraw Szkolenia i Egzaminowania, które realizowałoby zadania związane z egzaminowaniem i szkoleniem oraz zmieniłby adresata środków finansowych z egzaminów. Pieniądze nie trafiałyby do budżetu marszałkowskiego, a do budżetu centralnego.

Wycofują się rakiem

Autorzy zmian, po burzy, jaką wywołał ich projekt zaczynają się z niego wycofywać. Twierdzą, że nie jest to ostateczna wersja, tylko zebrane pomysły. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, które zespół powołało, milczy, odcinając się od wszelkich nieoficjalnych dokumentów. Jak udało się nam ustalić, projekt w niezmienionej wersji miał jeszcze w czerwcu trafić do ministerialnych prawników. Teraz jego los stoi pod dużym znakiem zapytania.

Roman Stencel, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców, członek ministerialnego zespołu twierdzi, że to, co przeciekło, to są tylko pomysły. - Nic nie jest jeszcze przesądzone, projekt nie ma akceptacji członków zespołu ani ministerstwa - powiedział Interii. - Sprawa jest otwarta. Prace trwają. Wstępnie planowaliśmy, by z końcem czerwca projekt trafił do komisji, ale najpewniej stanie się to po wakacjach. Projekt jest skomplikowany i wymaga zmiany ustawy o kierujących, ustawy prawo o ruchu drogowym, a także ustawy o transporcie. Poza tym musimy mieć też gotowe założenia rozporządzeń - wyjaśnia Stencel i dodaje, że członkowie komisji umówili się, że do czasu przedstawienia oficjalnej propozycji, nie będą się publicznie wypowiadać na ten temat. Przyznaje jednak, że każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. - Każda nowość i każde zmiany powodują, że ktoś będzie niezadowolony. Jednak zmiany, jakie chcemy wprowadzić, będą rewolucyjne - dodaje.

Brak wizji

Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że zmiany zaproponowane przez zespół mają charakter organizacyjno-administracyjny. W tym wszystkim zabrakło wizji zmierzającej do poprawy umiejętności przyszłych kierowców. Nic się nie mówi o liczbie godzin szkolenia, projekt nie zakłada obowiązku nauki jazdy na autostradzie czy zapoznania kursanta z nowymi systemami, w które wyposażane są współczesne samochody. Jeśli nawet zda egzamin, nadal nie będzie wiedział, jak działa układ wykrywania kolizji, co to jest system monitorowania martwego pola czy aktywny tempomat.

- Mam wrażenie, że zmiany zaproponowane przez zespół wprowadzane są ad hoc, bez spójnej myśli, co chcemy zmienić i po co - podsumowuje założenia projektu Jakub Ziębka. - Po dyskusji jaka się teraz wywiązała, mam nadzieję, że wiele z tych propozycji zostanie jeszcze raz przemyślane przez członków zespołu - dodaje.

Znowu opóźnienie

O zmianach w systemie kształcenia kierowców mówi się od dawna. Część z przyjętych jeszcze kilka lat temu zmian odsuwana jest z roku na rok. Tym razem z powodu opóźniającego się startu systemu CEPiK 2.0. To właśnie one zakładały, że świeżo upieczony kierowca będzie miał okres próbny i między czwartym a ósmym miesiącem posiadania prawa jazdy będzie musiał przejść dodatkowe szkolenie.

Powstały nawet ośrodki doszkalające, ale stoją puste, a umiejętności wielu nowych kierowców pozostawiają wiele do życzenia. Najpierw CEPiK 2.0 miał ruszyć na początku roku, później jesienią tego roku, a teraz mówi się o roku przyszłym. Ministerstwo Cyfryzacji na pytanie o termin uruchomienia systemu nie udzieliło nam żadnej odpowiedzi.

Zk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama