Zabójcza hipokryzja świętoszków

Znam osobiście lub przez przyjaciół wielu posłów, senatorów, ministrów i innych tzw. VIP-ów. Fascynuje mnie nieodmiennie, jak różne mają poglądy na motoryzację w rozmowach towarzyskich i w oficjalnych wypowiedziach "z trybuny" lub przed kamerami.

W swobodnej rozmowie są normalnymi, typowymi kierowcami, utyskującymi mniej lub bardziej na polski bałagan na drogach, na dróg owych brak, na złe oznakowanie, na fatalny stan samochodów i zbyt łatwe szermowanie ograniczeniami prędkości oraz kontrolami radarowymi.

Z najwyższą przyjemnością włączają się do dyskusji o sprytnych sposobach unikania policyjnych "łapanek", o radiu CB, o ostrzegawczym mruganiu lampami i oczywiście o tym, czy np. drogę Warszawa-Gdańsk pokonali za kierownicą w cztery godziny czy krócej.

Reklama

Bez najmniejszych wątpliwości mówią, że gdyby były porządne drogi (ekspresowe, autostrady), to byłoby mniej wypadków. I że nie szybkość zabija, a brak dróg, umiejętności i bezmyślność. No i rzucają klątwy pod adresem zbytniego fiskalizmu państwa, dążenia do zatkania wszystkich dziur budżetowych kosztem kierowców.

Czyli mówią tak, jak wszyscy. Po prostu normalni ludzie.

Wiedząc, z kim mam do czynienia i słysząc takie wypowiedzi, nabieram nadziei, że wreszcie "u góry" jest ktoś, kto rzeczywiście rozumie problemy polskiego kierowcy. Że ruszy budowa dróg - i to tam, gdzie one powstawać powinny. Że skończy się samowola inżynierów ruchu i tzw. zarządców dróg, że idiotyczne oznakowanie zniknie, że nikt już nie będzie dowalał kolejnych podatków do cen pali i aut.

Słucham, słucham, po czym za każdym razem ląduję z kacem moralnym - jak naiwna panienka, która znów dała się zbajerować kandydatowi na poważnego kandydata na męża.

Bo wystarczy, że takiemu politykowi czy urzędnikowi podetknąć pod nos "sitko" (mikrofon), wystarczy na niego skierować kamerę albo postawić go na mównicy, a już się nadyma i zaczyna gęgać, jak to polscy kierowcy są rozwydrzeni, że się u nas jeździ za szybko i stąd wszystkie polskie plagi. Że trzeba ostrzej, że więcej kontroli, że akcje uświadamiające. Że szybkość to śmierć lub kalectwo.

Czyli bla bla bla... Pieprzenie w bambus. Powtarzanie wyuczonych formułek, jak niegdyś o warchołach czy elementach antysocjalistycznych. Zaklinanie rzeczywistości.

O co tu chodzi, u diabła? Dlaczego ten sam facet, którego znam jako fascynata motoryzacji (czyli z pewnością nie człowieka zakochanego w jeździe "po duńsku" od 50 do 80 km/h), zachowuje się jak mój najgorszy wróg - ba! swój własny największy wróg! - kiedy mówi oficjalnie?

To jest najwyższy stopień zakłamania, bo jest to okłamywanie samego siebie!

Jak mam wierzyć w jakiekolwiek zapewnienia i obietnice dotyczące drogownictwa, przepisów i regulacji, jeśli ten sam człowiek, który wyprzedza mnie, gdy jadę naprawdę dużo szybciej niż wolno, machając przy tym do mnie przyjaźnie, zaraz potem w gazecie czy radiu lub telewizji rzuca gromy na piratów drogowych? A jak przyjdzie co do czego, to co, pomachamy legitymacją poselską, tak?

Sienkiewiczowski Zagłoba używał określenia: "Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni" - i to jest właśnie to.

Bądźmy wszyscy uczciwsi. Powiedzmy sobie otwarcie: w Polsce nie ma ludzi jeżdżących z przepisowymi prędkościami. Ale bez przesady!

Przytłaczająca większość ludzi najchętniej podróżuje z bardzo rozsądnymi prędkościami - rzędu maksymalnie 120-130 km/h. Czyli takimi, z jakimi pozwalają jeździć nawet Skandynawowie, Szwajcarzy czy Japończycy (by wymienić tylko najbardziej paranoidalnych wrogów szybkości).

Może zamiast bić pianę w oparach hipokryzji, spróbujmy znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Zróbmy wszystko, by w naszym kraju było PO CZYM jeździć. By drogi były bezkolizyjne. By z każdego miejsca w Polsce można było w dwie godziny dotrzeć do jakiegoś powszechnie dostępnego toru wyścigowego i poszaleć.

I bezwzględnie ścigajmy tych, którzy naprawdę stanowią zagrożenie - kretynów przejeżdżających skrzyżowania na czerwonym świetle, bezmózgów wyprzedzających na pasach, zabójców w autach bez hamulców, bez świateł (lub z nieprawidłowymi światłami) itp.

A wy wszyscy świętoszkowie, mówcie prawdę i weźcie się do prawdziwej roboty!

Maciej Pertyński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama