"Za co się nie wezmą, spieprzą"

Kiedyś na rysunku niezrównanego mistrza komentowania polskiej codzienności, Andrzeja Mleczki, pacjent u lekarza wygłaszał wiekopomne zdanie: "Panie doktorze, za co się nie wezmę, wszystko spieprzę".

Wtedy, w latach 80., nie trzeba było specjalnej domyślności, by wiedzieć, że pacjentem tym jest partyjny czynownik, przesunięty z ramienia na czoło lub rzucony na kolejny odcinek. Dziś jednak mistrz Mleczko powinien sprzedać ten obrazek jako nowe godło Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Do pracy w tej wspaniałej instytucji najwyraźniej przyjmują z klucza. Tak jak kiedyś w Urzędzie Skarbowym zatrudnienie mógł dostać każdy, z dowolnie niskim wykształceniem, byle tylko nienawidził ludzi, tak od czasu jej stworzenia, do "gdaki" przyjmuje się chyba tylko takich ludzi, których nawet w stalinowskim urzędzie uznano by za betonowych.

Najnowsze dwa dowody na prawdziwość moich podejrzeń pochodzą z zeszłego tygodnia. I są tak jaskrawe, że aż trudno o nich czytać bez mrużenia oczu. Pierwszy to opisana w Interii kwestia przystanku PKS w Wiślicy pod Skoczowem - istniał tam od zawsze, od początku lat 60. Teraz, z okazji opóźnionego zaledwie o jakieś 20 lat remontu "wiślanki" (drogi prowadzącej do miejscowości uzdrowiskowej Wisła), katowicki oddział GDDKiA nagle doszedł do wniosku, że przystanek stał tam? nielegalnie! Bo nie było projektu budowlanego!!! Jasne, taka inwestycja, taka samowolka trwająca już 50 lat - i bez projektu budowlanego, bez pieczątki, bez załatwiania formalności przez dekadę?

Reklama

Wszystkie formalności były za to załatwione w drugim przypadku - łącznika budowanej właśnie w iście stachanowskim tempie autostrady A1 z Toruniem. Tu wszystkie zezwolenia się zgadzały - tyle że nie z rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem. Bo oto - o czym było wiadomo od co najmniej września ubiegłego roku - władze Torunia zapragnęły w swej naiwności skorzystać z okazji i wraz z budową łącznika dokonać modernizacji i racjonalizacji przebiegu własnej wylotówki.

Zwróćcie uwagę, bo to ewenement w tym zbiurokratyzowanym do poziomu odmóżdżenia kraju - chciały to zrobić WRAZ z budową, przy okazji, żeby nie pruć świeżego asfaltu POTEM, jak już wszystko będzie wybudowane i okaże się, że toruńscy architekci mieli rację, że trzeba było zrobić wiadukt. Tak, ci zbrodniarze postanowili za własne pieniądze wybudować wiadukt na wylocie z Torunia, żeby dojazd do łącznika z autostradą był nowocześniejszy i miał większą przelotowość, żeby nie kolidował z ruchem lokalnym.

Oczywiście, ani Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego (też swoją drogą wybitna instytucja), ani tym bardziej inwestor i nadzorca, czyli "gdaka", nie przyjęli do wiadomości tak ekstrawaganckich wymysłów. W efekcie gdyby nie gwałtowne protesty toruńskich władz oraz wymęczona przez nie decyzja Sądu Administracyjnego wstrzymująca budowę, łącznik nadzorowany przez GDDKiA oraz wylot z Torunia rozminęłyby się. Nie, nie na mapie. W pionie, o jakieś 8 m, co jednak dla mózgowców "gdaki" i Inspekcji Nadzoru Budowlanego nie ma znaczenia, bo w rzucie mapy wszystko się zgadza.

A że jakieś władze samorządowe pyskują? A kogo to, do cholery obchodzi? To my się znamy, i mamy na to papiery! To też jak z Mleczki: "podczas stosunku do rzeczywistości mam kłopoty z erekcją".

I właśnie dlatego proponuję, by arcymistrz Andrzej Mleczko zgodził się na wykorzystanie swojego genialnego rysunku na nowe godło "gdaki". Bo naprawdę, za co się nie wezmą, wszystko spieprzą! Maciej Pertyński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama