Z lancera do space stara

Czy mitsubishi lancer nadaje się na zimowe wyjazdy narciarskie? Sprawdziliśmy to empirycznie i okazało się, że tak.

Najważniejsza wiadomość: nie trzeba montować bagażnika na dachu (choć taki sposób przewożenia sprzętu jest niewątpliwie bezpieczniejszy). Wystarczy złożyć częściowo oparcie kanapy. W tak powstałej przestrzeni spokojnie zmieszczą się, położone na ukos, 2-3 trzy pary nart (o długości do 195 cm) wraz z kijkami i butami.

Zmarzluchów z pewnością ucieszy fakt, że wnętrze lancera bardzo szybko się nagrzewa, co szczególnie docenimy w drodze powrotnej z gór.

O dobrych właściwościach jezdnych lancera w relacjach z testów tego modelu pisaliśmy już kilkakrotnie, więc nie będzie żadnym zaskoczeniem informacja, że również na krętych, zaśnieżonych drogach, prowadzących do stacji narciarskich, spisuje się nienagannie. Przed wyjazdem trzeba jednak koniecznie przetrzeć boczne lusterka, w zimowych warunkach bardzo szybko pokrywające się warstwą brudnej mazi. A ze względu na słabą widoczność przez tylną szybę lancera są one dla bezpieczeństwa podróży niezwykle pomocne.

Reklama

Przy okazji naszej narciarskiej eskapady lancerem mieliśmy niespodziewanie możliwość porównania tego samochodu z innym modelem Mitsubishi - space star. Jego kierowca uległ na stoku wypadkowi i nie mógł samodzielnie prowadzić auta. Szukał na parkingu pomocy i nic dziwnego, że udzielili mu jej ludzie podróżujący samochodem tej samej marki, zwłaszcza, że jechali oni do tego samego miasta...

Jeden z nas wyruszył w trasę lancerem, drugi zasiadł za kierownicą space stara. Rocznik 1998, a zatem z samego początku produkcji, silnik 1.8 GDI o mocy 122 KM, czyli o 21 KM słabszym od "naszej" testówki.

Wrażenia? No cóż, space star jest pojazdem niewątpliwie praktycznym, ma całkiem pojemny i ustawny bagażnik, wysoko umieszczony fotel i duże przeszklenie zapewniają dobrą widoczność we wszystkich kierunkach, nie da się jednak ukryć, że w konfrontacji z najnowszym lancerem zdecydowanie przegrywa. Zwłaszcza, że chodziło o egzemplarz dwunastoletni, z 205 tysiącami kilometrów na liczniku (rzeczywisty przebieg jest jak zwykle słodką tajemnicą poprzednich właścicieli auta). Co prawda przywieziony z Niemiec, więc nieźle jak na standardy z lat 90. wyposażonym (m.in. kilmatyzacja), lecz mimo wszystko bez porównania uboższym od współcześnie oferowanego modelu mitsubishi.

Space star, który mieliśmy odstawić wraz z kontuzjowanym właścicielem do domu, posiadał instalację gazową, ale pusty zbiornik powodował, że przez większą część trasy napędzała go benzyna. Niestety, na wolnych obrotach silnik pracował bardzo nierówno. Był również kłopot ze skrzynią biegów. Aby włączyć bez zgrzytów jedynkę, należało dłużej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni, przytrzymać sprzęgło.

Trudno było mieć również pełne zaufanie do hamulców, chociaż niewykluczone, że tu główną przyczyną kłopotów były niemarkowe opony. Przyzwyczajenia wymagały ponadto niektóre odmienności w obsłudze urządzeń pokładowych, na przykład uruchamianie tylnej wycieraczki przyciskiem umieszczonym na tablicy przyrządów.

Podsumowując: być może stare, używane samochody mają, poza rzecz jasna dużo niższą ceną, jakieś zalety w porównaniu z nowymi modelami, takimi jak lancer. W bezpośrednim porównaniu trudno je jednak wskazać. 12 lat to w motoryzacji cała epoka. Niezależnie od tego, że space star cieszy się na ogół dobrą opinią wśród użytkowników.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: star | Mitsubishi | Mitsubishi Lancer
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy