Z haremu do lambo...

Wyobraź sobie, że jesteś szejkiem w Arabii Saudyjskiej. Po upojnej nocy spędzonej w jednym z twoich haremów, w końcu budzą cię promienie palącego słońca.

Lokaj przynosi do łóżka twoje ulubione śniadanie, leniwie konsumując, zastanawiasz się nad planem dnia. Jest kilka możliwości. Możesz udać się swoim rolls roycem na objazd twojej rafinerii, wyskoczyć własnym bombardierem na obiad do Wenecji, albo na zakupy do Paryża. Każda z opcji wymagałaby jednak dwóch uciążliwych poświęceń.

Po pierwsze - trzeba by wstać z łóżka, a po drugie - gorsze - opuścić twoją klimatyzowaną sypialnię i wyjść na zewnątrz, gdzie panuje potworny upał. Szybko rezygnujesz więc z tych pomysłów przywołując do siebie swoje najnowsze trzy żony, które umilą ci popołudnie masażem erotycznym. Po kilku godzinach od pobudki zapada zmierzch. Temperatura na zewnątrz spada do rozsądnych 27 stopni, można w końcu opuścić swoją posiadłość i oddać się rozrywce. Zjeżdżasz więc windą do podziemnego garażu i krocząc w gąszczu rolls royce'ów, ferrari, porsche i jaguarów i wybierasz coś, co podpasuje kolorem do butów. O, jest. Dziś pora na lamborghini. W drogę!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama