Wyścigówka na miejscu dla inwalidów

"Strasznie po mnie jeździli" - mówi o komentarzach dziennikarzy w jednym telewizyjnych kanałów informacyjnych Marek Wiśniewski, kierowca wyścigowy, którego samochód uczestniczący w Rajdzie Barbórka został sfotografowany pod centrum handlowym w Warszawie na miejscu dla niepełnosprawnych.

Wkrótce telewizja musiała sprostować podaną wcześniej informację. Dziennikarze nie kryli zdziwienia.

Cała przygoda wydarzyła się w przeddzień warszawskiego Rajdu Barbórka. Zbulwersowany zachowaniem niegodnym sportowca klient jednego z centrów handlowych, sfotografował i wysłał do telewizji zaparkowany na miejscu dla niepełnosprawnych samochód wyczynowy oklejony numerami startowymi z klatką bezpieczeństwa w środku.

Media wielokrotnie piętnowały podobne zachowania osób w pełni sprawnych. Postawienie na takim miejscu samochodu wyczynowego każdemu musiało się wydać wyjątkową bezczelnością. Szczególnie dotyczy to sportowców, osób, które powinny dawać przykład swoją postawą. Bo przecież mało komu przyszłoby do głowy, że wyczynowym samochodem może jeździć ktoś niepełnosprawny. Tymczasem Marek Wiśniewski, kierowca wspomnianej "rajdówki" jest jedynym w Polsce, czynnym kierowcą wyścigowym z niepełnosprawnością nóg, rywalizującym na równych prawach ze sprawnymi. Gdy nie siedzi za kierownicą, porusza się na wózku. Sam mówi z uśmiechem, "czy jadę samochodem, czy "idę" na zakupy, zawsze jestem "na kołach".

Relację i krytyczny komentarz w popularnym programie telewizyjnym przypadkowo zobaczyła osoba pracująca przy organizacji rajdu. Natychmiast skontaktowała się z autorami, ponieważ rozpoznała samochód Wiśniewskiego. Kilka minut po interwencji informacje sprostowano. "Telewizja zachowała się bardzo elegancko - przyznaje Wiśniewski. - Zaproszono mnie też do udziału w porannym programie w dzień po rajdzie. Wszyscy pytali jak udaje mi się skutecznie ścigać i podziwiali mój upór

w przezwyciężaniu niepełnosprawności".

Mimo doskonałego przygotowania Marek Wiśniewski nie ukończył tegorocznego Rajdu Barbórka. Nie poddaje się przeciwnościom, których pokonał do tej pory bardzo wiele. "Zaraz po moim wypadku wózek wydawał mi się nieodwracalnym wyrokiem, ale upór, optymizm i właśnie wola walki sprawiły, że dzisiaj mogę się ścigać" - przyznaje Wiśniewski. Rywalizacja na poziomie Mistrzostw Polski stała się możliwa dzięki wyścigom Kia Lotos Cup w modelu Picanto. Samochodem z wyposażeniem odpowiadającym jego stopniowi niepełnosprawności Marek Wiśniewski startuje od dwóch lat. W roku 2008, rywalizując z 31 pełnosprawnymi, młodymi kierowcami, zajął w klasyfikacji generalnej 18. miejsce. W roku 2009 mimo dachowania podczas jednego z ostatnich wyścigów wywalczył w "generalce" 12. miejsce na 26 startujących.

Reklama

Dziś jedyny polski niepełnosprawny kierowca wyczynowy szuka partnerów i sponsorów gotowych wesprzeć jego pasję i przełamać wiele stereotypów. Wierzy, że dzięki życzliwości ludzi będzie mógł w kolejnym sezonie kontynuować przygodę ze sportem samochodowym.

Warto wiedzieć, że Wiśniewski przed utratą władzy w nogach (w wypadku motocyklowym) nie brał udziału w żadnych formach sportu samochodowego. Dopiero po wypadku wystartował w rajdach popularnych, skutecznie ścigając się

z pełnosprawnymi. Było to więc dla niego większe wyzwanie, niż powrót do wyścigów słynnego kierowcy F1 i amerykańskiej formuły CART/Champ Car, Alessandro Zanardiego. Zanardi po makabrycznym wypadku w 2001 roku stracił obie nogi. Wywołał sensację wracając do sportu samochodowego w dwa lata po wypadku. Ostatnie lata był kierowcą BMW w wyścigach WTCC.

Dowiedz się więcej na temat: telewizja | kierowca | barbórka | kierowca wyścigowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy