Wracamy z Chorwacji. Płacimy 6,35 zł za litr ON

Ostatnia noc podczas naszej wakacyjnej podróży mercedesem na południe Europy. I chyba najgorsza.

Po raz pierwszy od dwóch tygodni nie śpimy w namiocie, lecz w budynku. Na zewnątrz 26 st. Celsjusza. W pokoju - na pewno jeszcze więcej. Doskwiera jednak nie tylko upał. Za otwartym na oścież oknem huczy jakiś agregat. Skowycze pies, pozostawiony przed wejściem przez właścicieli, którzy poszli na spóźnioną kolację. Słychać też ludzkie głosy, trzaskanie drzwiami...

Rano budzimy się zmęczeni i niezadowoleni. 1100 koron, czyli około 190 zł za taką noc w dość obskurnym pokoju, ze skromnym śniadaniem, to chyba wygórowana cena. W hotelu "Salus" nocowaliśmy już wcześniej i nie mieliśmy zastrzeżeń. Teraz jest wręcz przeciwnie - nie polecamy noclegu w tym miejscu.

Reklama

Rano wsiadamy do mercedesa, który stał na piaszczystym placu, udającym parking. Mamy sporo czasu, więc jedziemy nad jezioro w pobliżu Mikulova. To ulubione miejsce weekendowego wypoczynku mieszkańców Brna. Jest tu duży autokemping, są wody termalne. Całość wygląda dość przyjemnie, choć komuś, kto wraca znad lazurowego Adriatyku, raczej nie zaimponuje.

Kierujemy się dwupasmową drogą, a później krytykowaną już wcześniej za kiepski stan nawierzchni autostradą w kierunku Olomouca. Ruch jest niewielki, jedziemy statecznie, nie przekraczając dopuszczalnej prędkości 130 km/godz. Nawet nie z obawy przed policją (prawdę mówiąc, nigdzie nie natknęliśmy się dotąd na czyhający na niesfornych kierowców patrol z fotoradarem). Po prostu chcemy odwlec moment zakończenia urlopu.

Olomouc, czyli Ołomuniec. Historyczna stolica Moraw. Mijaliśmy to miasto wielokrotnie, nigdy jednak nie zajrzeliśmy do jego centrum. Okazuje się, jak wiele straciliśmy. Parkujemy viano na bocznej uliczce. Tablica informuje, że postój tutaj kosztuje 20 koron za godzinę (ok. 3,50 zł), ale tylko w dni robocze, a jest przecież niedziela. Zastanawiamy się przez chwilę, czy nie wyjąć z bagażnika naszego mercedesa rowerów, ale w końcu decydujemy się na spacer. Ołomunieckie Stare Miasto stanowi, po centrum Pragi, największy zespół zabytkowych budowli w Czechach. Kolumna Świętej Trójcy na Górnym Rynku została wpisana na listę światowego dziedzictwa Kultury UNESCO. Są tu liczne, piękne kościoły, muzea, urokliwe uliczki, okazałe dziewiętnastowieczne kamienice... Ołomuniec przypomina Kraków i Wilno, tyle, że jest o wiele spokojniejszy.

Po trzech godzinach zwiedzania, wypiciu kawy i zjedzeniu pysznych lodów, wracamy do samochodu. Z lekkim niepokojem, wszak nie stanęliśmy na strzeżonym parkingu, a mercedes z polskimi tablicami rejestracyjnymi może przecież skusić złodziei. Obawy okazują się nieuzasadnione. Viano nie wzbudziło zainteresowania amatorów cudzego mienia.

Ruszamy w dalszą drogę. Zamiast, jak zwykle, kierować się na Cieszyn, postanawiamy jechać autostradą, która w przyszłości ma się połączyć z naszą A1. Ma, ale jeszcze się nie łączy. Czechom brakuje już niewiele. Nam, wskutek znanych problemów technicznych z jednym z wiaduktów - chyba dużo więcej.

Tuż przed granicą, spoglądając z niepokojem na świecący się od dłuższego czasu wskaźnik rezerwy, za resztki koron w gotówce tankujemy paliwo. Niecałe 5 litrów! 36,90 korony, czyli w kantorowym przeliczeniu 6,35 zł, za litr ON. Jesteśmy przekonani, że tuż za przejściem granicznym w Chałupkach trafimy na polską stację benzynową. Nic z tego. Z trudem, "na oparach", dojeżdżamy pod dystrybutor w Wodzisławiu Śląskim. Poimy viano solidną porcją oleju napędowego. 5,59 zł/l. I kto powiedział, że mamy w Polsce najdroższe w Europie paliwo?

Wypatrujemy znaku, kierującego na autostradę A1. Dostrzegamy taki drogowskaz - niewielki, mizerny, słabo widoczny - dopiero za Rybnikiem. Wyboistą drogą przez Świerklany docieramy do A1, stamtąd wpadamy na A4 i wieczorem dojeżdżamy do Krakowa. Tego dnia przejechaliśmy dokładnie 388 km. Cała urlopowa trasa wyniosła 2188 km.

Wakacyjna podróż na kemping w Chorwacji - z namiotem i pełnym wyposażeniem turystyczno-sportowym, łącznie z przewożonymi we wnętrzu pojazdu dwoma rowerami - dowiodła, że mercedes viano jest wymarzonym samochodem na takie eskapady. Wygodnym jak komfortowa limuzyna, pakownym niczym mała ciężarówka, a przy tym wystarczająco zwinnym, zrywnym i szybkim. Również w miarę oszczędnym. Średnie zużycie paliwa nie przekroczyło 10 l/100 km. Nie mieliśmy także żadnych zastrzeżeń do niezawodności auta, z litością obserwując wysiłki sąsiadów z kempingu, usiłujących po dwutygodniowym postoju odpalić silnik volkswagena california czy niepokój właścicieli renault scenica, wywożonego do serwisu na lawecie.

Co ważne, nie byliśmy zawalidrogami. Z satysfakcją wyprzedzaliśmy kampery i auta holujące przyczepy, wiedząc jednocześnie, że w razie potrzeby we wnętrzu viano dwie dorosłe osoby też mogą się w całkiem dobrych warunkach przespać. A gdyby właścicielowi mercedesa przyszła kiedyś ochota na podróż z przyczepą - w schowku znajdzie będący na wyposażeniu viano hak holowniczy. Nic tylko zamontować, doczepić i ruszać w drogę.

Jak to mówią? Bez gwiazdy nie ma jazdy...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Na południe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy