Warto rozmawiać. Ale z autem?

Tak przynajmniej twierdzi Jan Pospieszalski. Ale żeby z własnym autem?!

Pamiętacie "Knight Ridera" z gadającym Pontiakiem TransAm, który bez szemrania spełniał wszystkie życzenia Davida Hasselhoffa? To poniekąd tłumaczyło, dlaczego bohatera serialu rzadko widywano z kobietami. Gdyby jego "Kitt", oprócz prowadzenia pogawędek, potrafił jeszcze gotować, Hasselhoff z pewnością by się z nim ożenił. Wtedy to było totalne science-fi ction. Za moment to będzie rzeczywistość. No, może niekoniecznie widzę facetów poślubiających samochody (chociaż paru pewnie by chciało), ale już auto występujące jako świadek na rozprawie rozwodowej - czemu nie? Bo niebawem twój samochód będzie wiedział o tobie więcej, niż chciałbyś komukolwiek zdradzić.

Reklama

Tak przynajmniej twierdzi profesor Uniwersytetu Stanforda, Clifford Nass, zgłębiający interakcje pomiędzy ludźmi a maszynami. Jego odkrycia (m.in. udowodnienie, że ludzie traktują przedmioty jak istoty społeczne - nadają im imiona, mówią do nich, starają się nie zrobić przykrości, obdarzają uczuciami itd.) doprowadziły do współpracy z Toyotą, która zleciła mu badania nad "wirtualnym pasażerem", mającym zabawiać kierowcę konwersacją podczas długich podróży. Nass został też wynajęty przez BMW do rozwiązania nietypowego problemu - niemieccy kierowcy płci męskiej nie chcieli stosować się do wskazówek nawigacji mówiącej damskim głosem... Najnowszy projekt Nassa, którego wdrożeniem jest zainteresowanych kilka firm, nosi nazwę "Car-tharsis". Tym razem za cel obrano zwiększenie bezpieczeństwa jazdy przez rozładowywanie negatywnych emocji kierowcy, które - według statystyk - często przyczyniają się do powstawania wypadków.

Jak to ma działać? Kamera śledząca mimikę twarzy oraz system rozpoznający emocje w głosie nauczą się odczytywać, jak reagujesz w różnych sytuacjach drogowych. Jeśli okaże się, że wraz z poziomem stresu lub zmęczenia rośnie u ciebie poziom agresji, spada czujność i zaczynasz jeździć jak wariat, twój wirtualny przyjaciel zechce cię uspokoić. Nie wystarczy jednak zaproponowanie przerwy na kawę, jak w nowym Mercedesie E, lub suchy komunikat: "Uwaga, jedziesz niezgodnie z przepisami". Taki tekst może działać na kierowcę jak płachta na byka, albo jak telefon od gderliwej żony. Podczas jednego z eksperymentów, Ness posadził różne osoby za kierownicą symulatora. W miarę jak popełniali kolejne błędy, wirtualny pasażer stawał się coraz bardziej stanowczy. Okazało się, że na grzeczną prośbę "Zwolnij" kierowcy reagowali przekornym dociśnięciem pedału gazu. Kiedy komputer mówił "Naprawdę jedziesz zbyt niebezpiecznie", uczestnicy eksperymentu nie tylko nie zwalniali, ale dodatkowo rzucali pod adresem niewidzialnego stróża krótkie "Spier...j". Wreszcie, gdy głos elektronicznego rozsądku ostro ordynował: "Stanowisz zagrożenie dla ruchu, zjedź na pobocze i zatrzymaj się!" najczęstszą konsekwencją była próba dania właścicielowi głosu w pysk, a niedługo potem zwykle następowało spowodowanie wypadku.

Według Nessa, najważniejszym elementem w ludzko-samochodowym porozumieniu jest empatia. Przygnębieni kierowcy lepiej reagują na informacje i komendy wydawane przez komputer "zdołowanym" głosem, podczas gdy nadmierny entuzjazm wirtualnego pasażera jeszcze bardziej ich irytuje. Dlatego widząc za kółkiem nagrzanego nerwusa, system "Car-tharsis" nie stara się pouczać i nakazywać. Zamiast tego wchodzi w rolę współczującego kumpla, mówiąc na przykład: "Nie martw się, stary, będzie jeszcze szansa, żeby wyprzedzić tę ciężarówkę".

Nowy system powoduje również skutki uboczne - i to ciekawsze, niż jego oryginalny zamysł. "Po zebraniu danych na twój temat, auto nauczy się je przetwarzać. Zapamięta gdzie i kiedy najczęściej bywasz. Pozna twój gust muzyczny, na jakie newsy w radiu reagujesz najsilniej, jakie rozgrywki sportowe śledzisz, a nawet to, co najchętniej jadasz i gdzie robisz zakupy" - cieszy się profesor Nass. Cieszą się też reklamodawcy. Równolegle z pracami nad "Car-tharsis" trwają przygotowania do uruchomienia usługi reklam kontekstowych, przekazywanych kierowcy w zależności od miejsca, w którym się znajduje. Już niebawem twój samochód zaproponuje ci lunch w mijanej właśnie nowej bułgarskiej knajpie, wnosząc po częstotliwości parkowania auta pod innymi bułgarskimi knajpami, że lubisz takie jedzenie. Z kolei towarzystwo ubezpieczeniowe może do ciebie wysłać list o treści: "Szanowny panie, zauważyliśmy, że ostatnio często parkuje pan samochód w niebezpiecznej okolicy, w związku z tym zmuszeni jesteśmy podnieść pana składkę o 80%". A kiedy jeszcze twoje auto w nieodpowiednim momencie wpadnie w łapy policji, urzędu skarbowego lub zazdrosnej żony, zatęsknisz za czasami, kiedy chodziłeś piechotą.

Na filmie wykład profesora Clifforda Nassa

Marcin Prokop

Tekst pochodzi z miesięcznika

Auto Moto
Dowiedz się więcej na temat: auto | Twierdzi | kierowcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy