Tragedia w piątkową noc...

Usłyszałem potężny huk. Citroen wisiał jakiś metr nad ziemią okręcony wokół drzewa - opowiada Kurierowi naoczny świadek. Tak zakończył się wyścig dwóch młodych kierowców. 23-latek nie żyje. Jego rywal trafił w szoku do szpitala.

Lublin w piątkową noc. Jest kilka minut po godz. 23. Ul. Wileńską w dół mkną dwa samochody. Ścigają się. Citroen prowadzi. Za nim jedzie volkswagen polo. Citroen ma na liczniku co najmniej 130 km na godzinę. Na łuku jezdni kierowca xsary traci kontrolę nad samochodem. Wóz zawadza o słup. Niedaleko od skrzyżowania z Głęboką uderza w drzewo i owija się wokół pnia jak wąż.

- Siła uderzenia była tak wielka, że silnik z xsary upadł na chodnik około 10 metrów od drzewa. Całe szczęście, że nikt tamtędy nie przechodził - mówi Andrzej Kołodziej, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Lublinie.

Policjanci nie mają wątpliwości, że tragedia była efektem wyścigu kierowców citroena i volkswagena. Kierowca drugiego samochodu widział śmierć swojego kolegi.

Reklama

- Po wypadku był w szoku. Nie było z nim żadnego kontaktu, tylko siedział pod płotem i nic nie mówił. Pogotowie zabrało go do Abramowic - opowiada Kurierowi policjant, który był na miejscu tragedii.

Funkcjonariusze drogówki natychmiast sprawdzili, czy pomiędzy ścigającymi się autami nie było kontaktu. Jak się dowiedzieliśmy, nie doszło między nimi do zderzenia.

Pogotowie i policję na miejsce wypadku wezwał Józef S. pilnujący pobliskiego parkingu. Mężczyzna, kiedy zobaczył roztrzaskane auto, wiedział, że kierowca nie miał szans na przeżycie. Potem widział z oddali, jak ekipy ratunkowe wyciągają z wraku zmasakrowane ciało.

W sobotę w miejscu wypadku pojawiły się znicze.

Zanim doszło do wypadku, grupa młodych kierowców, w tym członkowie kilku lubelskich klubów tuningowych, spotkała się na parkingu hipermarketu E. Leclerc. Ochroniarze wezwali radiowóz, który eskortował całą grupę aż do parkingu przy McDonaldzie przy ul. Puławskiej.

- W czasie tego przejazdu kierowcy citroena i volkswagena odłączyli się od konwoju i urządzili sobie wyścig - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie.

Tragedia wstrząsnęła środowiskiem lubelskich tunerów i fanów motoryzacji. Przed rokiem, 17 listopada 2002 r., w wypadku na Czechowie zginął inny młody kierowca. Opis tamtego wydarzenia można znaleźć w Internecie na tzw. forach dyskusyjnych poświęconych lubelskiej motoryzacji. O wypadku z piątku nie mówi się niemal w ogóle. Dlaczego? Lubelscy tunerzy są przerażeni tym, co się stało.

- Od blisko dwóch lat staramy się w jakiś sposób zapanować nad młodymi kierowcami - mówi szef jednego z lubelskich klubów tuningowych. - Bezskutecznie. Na legalnie organizowane wyścigi nie przyjeżdża prawie nikt oprócz nas. Młodych to nie interesuje. Oni chcą robić coś wbrew prawu. Imponować przekraczaniem prawa, łamaniem dozwolonych reguł.

Wszyscy tunerzy spodziewają się teraz zmasowanych kontroli policyjnych i odbierania dowodów rejestracyjnych. Uważają jednak, że ewentualna akcja tego typu trafi nie w tych co trzeba. - Policjanci będą kontrolować charakterystyczne, zmodyfikowane pojazdy - mówią tunerzy. - Ci, którzy naprawdę szkodzą, jeżdżą samochodami rodziców, a tych nie da się odróżnić w tłumie. (Kurier Lubelski)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: NAD | drzewa | wyścig | nie żyje | kierowca | Citroen | tragedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy