Tragedia na torze Le Mans w 10 minut po starcie

Duński kierowca Allan Simonsen, który tuż po rozpoczęciu 24-godzinnego wyścigu na torze Le Mans miał poważny wypadek, zmarł w szpitalu - poinformował organizator zawodów L'Automobile Club de l'Ouest (ACO).

34-letni kierowca w niespełna 10 minut po starcie wypadł przy dużej prędkości z toru i uderzył w bandę bezpieczeństwa. Samochód marki Aston Martin został poważnie uszkodzony, a Simonsena przewieziono do centrum medycznego na torze. Duńczyk startował w tej słynnej imprezie po raz siódmy.

Wyścig został przerwany na godzinę, aby służby techniczne mogły naprawić uszkodzoną barierę. Na torze znalazł się samochód bezpieczeństwa, za których jechali wszyscy zawodnicy.

To pierwszy tragiczny wypadek kierowcy w tej imprezie od 16 lat, gdy w kwalifikacjach zginął Francuz Sebastien Enjolras. W trakcie zawodów kilka razy doszło do wypadków śmiertelnych.

Reklama

Najbardziej tragiczny miał miejsce w 1955 roku, gdy jeden z samochodów po awarii ogumienia wjechał w tłum widzów na trybunach. Zginęło wtedy ponad osiemdziesiąt osób, team Mercedesa wycofał się z rywalizacji sportowej aż do 1988 roku.

Tragedia na torze spowodowała, że Szwajcaria całkowicie zabroniła organizacji wyścigów samochodowych, zakaz został odwołany dopiero w czerwcu 2007 roku.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy