To nie "naburmuszony" mercedes

Kto z nas nie marzył w dzieciństwie, by wzbić się w przestworza i poczuć niczym nieograniczoną wolność.

Większość ludzi w starciu z brutalną rzeczywistością rezygnuje z tego typu planów jeszcze w szkole podstawowej. Jedynie garstce konsekwentnych szczęśliwców udaje się przebrnąć przez zasieki problemów i usiąść za sterami budzącej respekt skrzydlatej maszyny.

Niestety, latanie wciąż pozostaje domeną ludzi bogatych. Co więcej, posiadanie własnego samolotu rodzi cały szereg problemów. Po pierwsze trzeba mieć hangar. Po drugie - trzeba mieć lotnisko. I po trzecie... samolotem trudno będzie podskoczyć po pracy na zakupy.

Reklama

Właśnie z tego względu powstał prezentowany samochód. Podobnie jak z samolotem, większość ludzi raczej nie może sobie na niego pozwolić. Jest głośny, paliwożerny , kosztowny w eksploatacji i szybki. Piekielnie szybki. Nazywa się saab 93 sportkombi. Oczywiście, aero!

O saabie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest on przeciętny. Marka od zawsze podążała swoim torem. Przykładowo, do dziś z uporem maniaka, szwedzcy inżynierowie łączą mocne, turbodoładowane silniki z napędem na przednia oś. Trochę tak, jakbyśmy mistrzowi świata w sprincie, na złość, związali razem sznurówki. Co tam, niech się męczy!.

Linia nadwozia nie pozostawia wątpliwości, z pojazdem jakiego producenta mamy do czynienia. Każdy, kto ma pojęcie o motoryzacji, rozpozna w niej saaba. Prawdziwi maniacy mogą być jednak nieco zawiedzeni. Wersja sportkombi ma w sobie sporo uroku, ale większość fanów na widok tylnych lamp dostaje dreszczy. Śnieżno-biały plastik i różowo-czerwony, kiczowaty odcień światła przywołują na myśl podświetlenie witryn na paryskim Moulin Rouge... Na szczęście, to jedynie zastrzeżenie co do stylistyki. Pokaźne reflektory, typowe klamki, długa maska i niewielkich rozmiarów drzwi sprawiają, że samochód rozpoznawalny jest na pierwszy rzut oka i, co ważne, nie jest wcale wulgarny. Idealna propozycja dla pozbawionej kompleksów osoby, która kupuje auto by nim jeździć, a nie, z nieukrywanym poczuciem wyższości, drażnić Bogu ducha winnych sąsiadów.

Wnętrze prezentowanego auta ma, bez wątpienia, dużo wspólnego ze światem lotnictwa. Jest też pełne kontrastów. Gąszcz przycisków, pokrętła, ciekłokrystaliczne wyświetlacze i mnóstwo wskaźników przywołują na myśl kokpit nowoczesnego myśliwca.

Cały urok psuje jednak koło kierownicy. Jego plastikowe, dyskusyjnej urody, wstawki imitować mają samolotowy volant. Sęk w tym, że swoimi rozmiarami pasowałaby ona raczej do kabiny potężnego Iła 62 a nie średniej wielkości samochodu, o wyraźnie sportowym zacięciu. Ponieważ testowana wersja to wydatek rzędu 210 tys. zł. na brak wyposażenia nie można narzekać.

Na pokładzie jest dwustrefowa klimatyzacja, skórzana tapicerka, świetny system audio (z trzema wzmacniaczami, 10 głośnikami i subwooferem), zmieniarka na 6 płyt, podgrzewane fotele i wiele innych, niezwykle przydatnych "bajerów", których nie sposób wymienić.

Do obsługi niektórych elementów trzeba się jednak będzie przyzwyczaić. Komunikaty wyświetlane przez komputer zmienia się pokrętłem na desce rozdzielczej a nie, jak w większości samochodów, przyciskiem zamontowanym w którejś z dźwigienek przy kierownicy. Pozostaje też kwestia słynnej stacyjki między fotelami.

Ciekawym patentem jest funkcja "nightpanel". Po wciśnięciu odpowiedniego przycisku, by nie męczyć wzroku, wygaszają się wszystkie podświetlane panele, wyświetlacze i wskaźniki. Podświetlony pozostaje jedynie prędkościomierz.

Ilość miejsca na pewno zadowoli rodziny. Dwuosobowe...

Z przodu jest sympatycznie, ale tylna kanapa sprawdzi się najlepiej jako półka do wożenia garnituru i laptopa. Każdy szanujący się, średniej klasy sedan oferuje pod tym względem zdecydowanie lepsze warunki. Denerwowałoby to nas zapewne w podstawowej wersji z silnikiem diesla, ale kogo obchodzi tylna kanapa mając pod maską stado 250 KM... Dzieciaki mogą przecież jeździć do szkoły autobusem.

W samochodzie za te pieniądze denerwują natomiast piski i stuki dochodzące z okolic bagażnika. Cóż, kombi to kombi...

Obiegowa opinia głosi, że gdyby Bóg preferował przedni napęd, chodzilibyśmy na rękach. To nie do końca prawda, ale gdy pod maską znajduje się sporo więcej, niż 200 KM twierdzenie takie jest, jak najbardziej, słuszne. Kontrola trakcji i ESP mają tutaj żywot cięższy, niż mieszkańcy Zakaukazia.

Większość tubrodoładowanych silników po wciśnięciu gazu zachowuje się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Temu, z racji dużej pojemności i stosunkowo niewielkiej turbiny tzw. "turbodziura" jest niemal zupełnie obca. 2,8 litrowy V6 już przy 2 tys. obr./min (przy tej prędkości uzyskiwany jest maksymalny moment obrotowy 350 Nm) zapewnia potężniejszego "kopa". Na pierwsze 100 km/h czekać trzeba ledwie 6,9 sekundy a prędkość maksymalna to mocno nieprzepisowe 245 km/h.

Wbrew pozorom, przedni napęd czyni z tego auta samochodów dla prawdziwych twardzieli. Wszystko za sprawą magicznego przycisku z napisem ESP. Jeśli elektronika pracuje "pełną parą" a droga nie jest idealnie sucha, śmiało możemy zapomnieć o zabawie.

Czujniki nie pozwolą na szaleństwa i z deklarowanych 6,9 s/100 km zrobi się, mniej więcej, dziesięć... Prawdziwa frajda zaczyna się dopiero wówczas, gdy układowi ESP powiemy "dziękuję". Przyspieszenie wgniata w fotel, a napęd na przednią oś sprawia, że tym samochodem na prawdę trzeba umieć jeździć, by mieścić się w ciasnych zakrętach. Ułatwia to wprawdzie twardo zestrojone zawieszenie i samoskrętna oś tylna, ale i tak dość szybko się można spocić...

Kwestia zużycia paliwa to z natury rzeczy, nieco drażliwy temat. Co ciekawe, jest nawet lepiej, niż byśmy się tego spodziewali. Średnia konsumpcja na poziomie 13,8 - 14,1 l/100 km. to, naszym zdaniem, rozsądny wynik.

Sportkombi 93 w wersji aero to koszt około 180 tys. zł. Będzie to jednak stosunkowo uboga wersja , więc raczej nie spełni pokładanych w niej nadziei. Za gwarancję satysfakcji w postaci dobrego audio, metalizowanego lakieru, czujników deszczu, cofania i paru innych, przydatnych gadżetów trzeba będzie dopłacić jeszcze tyle, że starczyłoby na nową pandę dla żony.

Kupując saaba kupuje się coś więcej niż tylko samochód. Nie jest to ani nudne i pospolite audi, ani też wulgarne i fikuśne BMW. Ba, jest to nawet żaden naburmuszony mercedes. To saab. I tyle, kto nimi jeździł, ten wie o co chodzi...

Zjedź na pobocze.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy