"Tego mercedesa zjada rdza"

Kilkanaście lat temu na liście znalazłyby się również słowa jakość i niezawodność, ale od początku lat dziewięćdziesiątych niemiecka firma ma z nimi pewne problemy. Wychowani na W123 i W124 fani trójramiennej gwiazdy czerwienią się spoglądając w rankingi niezawodności, o niektórych modelach chcieliby jak najszybciej zapomnieć.

Jednym z nich jest chociażby mercedes klasy M, który mimo świetnego wyglądu i niezłych właściwości jezdnych nie ma najlepszej prasy. Wprowadzony na rynek w 1997 roku samochód wyglądał świetnie, ale żyjąca własnym życiem elektronika, skrzypienie i trzaski w kokpicie, a także polonezowska wręcz słabość do korozji zraziły wiele osób.

Reklama

Oczywiście niejednokrotnie słyszeliśmy już, że Mercedes wyeliminował wszelkie trapiące model usterki, a dobre wyniki sprzedaży zdają się to potwierdzać. Czy aby na pewno?

Na następnej stronie list naszego Czytelnika, właściciela pewnego mercedesa...

Mój mercedes ML 320cdi został zakupiony pod koniec 2005 r. W chwili obecnej ma przejechane 25 tys. km. Od początku miał problemy z elektroniką: z fabrycznym alarmem, który włączał się bez powodu oraz z kompromitującym działaniem tylnej pokrywy posiadającej funkcję automatycznego otwierania i zamykania. Nigdy nie było pewności, że się zamknie, a jednocześnie uniemożliwiało to zamknięcie całego samochodu. Incydentem niedopuszczalnym było otwarcie tylnej pokrywy podczas jazdy (na szczęście nic było w bagażniku).

Po około dziesięciu naprawach (ostatnia ok. 2 miesiące temu) i wymianie wielu elementów zamykanie na razie działa (pytanie jak długo?)

Niestety to nie koniec problemów związanych z tym "pojazdem". Po roku użytkowania zardzewiała pokrywa bagażnika, a serwis Mercedesa zleciła wyczyszczenie rdzy i częściowe pomalowanie pokrywy. Zrobili to tak "profesjonalnie", że po kolejnym roku zardzewiała ponownie w tym samych miejscach, a na dodatek stwierdzono, że czworo drzwi również rdzewieje w miejscach łączenia poszycia.

Propozycja przedstawiciela producenta jest taka, że wyczyszczą miejsca z korozją i polakierują je ponownie (zapewne miejscowo, aby zaoszczędzić na kosztach). Na taką propozycję się nie zgodziłem. Wolę mieć rdzewiejącego bubla, niż kolejną "profesjonalną" naprawę samochodu.

Tyle list naszego Czytelnika, który po nierównych bojach z serwisem okleił swój samochód w napis "tego mercedesa zjada rdza" i zaparkował w bezpośredniej bliskości salonu sprzedaży Mercedesa.

O wyjaśnienie tej sprawy zwróciliśmy się do Piotra Wójcika, Public Relations Product Communication Mercedes-Benz Cars Mercedes-Benz Polska.

Na następnej stronie odpowiedź, jaką otrzymaliśmy.

Szanowny Panie, Klient postawił oklejony samochód na drodze publicznej w bezpośredniej bliskości firmy Sobiesław Zasada bez otwarcia zlecenia naprawy a w związku z tym bez wiedzy o stanowisku sprzedawcy wobec zauważonych usterek (serwis nie miał możliwości zbadania pojazdu).

Dealer skontaktował się z klientem i po ustaleniu dalszych niezbędnych działań dla wyjaśnienia sprawy zlecenie zostało otwarte i samochód zdiagnozowany.

Zostało zaproponowane bezpłatne usunięcie nalotów korozyjnych pomimo, że usterki zgłoszone zostały po upływie okresu ochrony gwarancyjnej.

Klient zrezygnował jednak z naprawy (odpowiednia adnotacja znajduje się na zleceniu naprawy), nie motywując swojej decyzji i zabrał auto z serwisu.

Jeżeli klient zdecydowałby się jednak na dokonanie naprawy, to jest to nadal możliwe. Decyzja o naprawie lub wymianie poszczególnych elementów zostanie podjęta po stwierdzeniu zakresu i zaawansowania uszkodzeń.

Usterka elektrycznego domykania pokrywy bagażnika została usunięta we wrześniu ubiegłego roku dzięki wymianie na nową, zmienioną wersję zamka. Z pozdrowieniami, Piotr Wójcik

Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: naprawy | rdza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy