Te ogłoszenia to "ściema". Nie daj się nabrać, bo stracisz tysiące!

Z każdym rokiem rośnie w Polsce rynek zakupów internetowych. Bez wychodzenia z domu można dziś kupić ubranie, sprzęt AGD czy nawet zaopatrzyć lodówkę.

Niestety, coraz większa grupa ludzi wierzy również w to, że w podobny sposób można stać się właścicielem samochodu. Z ich naiwności stałe źródło dochodu uczyniła sobie całkiem duża liczba naciągaczy...

W naszym serwisie niejednokrotnie opisywaliśmy przeróżne wybiegi i sztuczki stosowane przez oszustów. Problem w tym, że w ogłoszeniach wciąż aż roi się od ofert, którymi - z urzędu - powinna zająć się prokuratura.

Jakie ogłoszenia omijać należy szerokim łukiem i czym kierować się przy poszukiwaniach interesującego nas pojazdu?

Jeszcze do niedawna w internetowych serwisach ogłoszeniowych najpopularniejsze było oszustwo polegające na przekazywaniu zadatku na pojazd znajdujący się za granicą. Fikcyjny sprzedający umieszczał w internecie zdjęcia auta i proponował wysłanie mu zaliczki (za pośrednictwem różnego rodzaju instytucji parabankowych - np. Western Union), która pokryć miała koszt transportu samochodu do Polski. By uwiarygodnić ogłoszenie, zainteresowanym "sprzedawana" była historyjka o pilnym wyjeździe, chorobie bądź innym zrządzeniu losu, a kontakt ze sprzedawcą odbywał się telefonicznie i mailowo.

Reklama

Ta metoda wymagała jednak od "sprzedawcy" pewnych inwestycji. Nie dość, że oszust kupić musiał telefoniczny "starter", to jeszcze - by wzbudzić nasze zaufanie - zainteresowanemu tłumaczyć trzeba było całą procedurę związaną z zarejestrowaniem w Polsce sprowadzonego auta.

Nabierają się tylko leniwi...

Oszuści szybko udoskonalili jednak pierwotną metodę, żerując poniekąd na naszym wygodnictwie. Dziś kuszą naiwnych ogłoszeniami dotyczącymi aut, które - rzekomo - znajdują się na terenie naszego kraju. Oznacza to, że ze strony kupującego formalności ograniczają się do minimum.

Stworzenie ogłoszenia wymaga od oszusta poświęcenia kilku minut i kilkunastu złotych. Zdjęcia najczęściej kradzione są w sieci, pozostaje już tylko ustalenie atrakcyjnej ceny (np. roczna Dacia Doker za jedyne 15 tys. zł) i sklecenie kilku słów opisu. Potem już tylko czeka się na "jelenia"...

Wspólną cechą większości "lewych" ogłoszeń jest zazwyczaj brak numeru telefonu sprzedającego. Kontakt z nim - przynajmniej w początkowej fazie - odbywa się wyłącznie za pośrednictwem poczty elektronicznej.

Oto przykładowa treść autentycznego maila od złodzieja, który z naciągania ludzi uczynił sobie źródło stałego dochodu.

"Nazywam się Garcia Mas Juan Manuel i ja się w hiszpańskim Asturias. Kupiłem ten samochód, gdy pracowałem w Polsce jako przedsiębiorca na Clínica Cisem CLÍNICA ESTÉTICA , teraz jestem z powrotem do Hiszpanii i chcę go sprzedać. I wybrać cenę poniżej rynku, ponieważ rząd Hiszpania zmusić mnie do zarejestrowania samochodu tutaj, i to jest dość drogie. Samochód jest zarejestrowany w Polsce i ma wszystkie dokumenty w języku polskim, i nie trzeba płacić inne obowiązki. Samochód jest jak na zdjęciach, jest w doskonałym stanie w środku i na zewnątrz, nie jest zaangażowana w żadne wypadki, bez rys, zawsze trzymane w garażu.

Jeśli zdecydujesz się kupić samochód mogę zorganizować dostawę do adresu, a możliwość sprawdzenia i prowadzić samochód przez 5 dni w danej lokalizacji. Chciałbym poinformować, że będziemy korzystać z międzynarodowej firmy transportowej, ponieważ firma transportowa ma pełnomocnictwo do zarządzania wszystkie dokumenty w moim imieniu. Wszystkie opłaty za dostawy będą wypłacane przez mnie. W Hiszpanii, to firma transportowa jest bardzo popularne i godne zaufania.

Daj mi znać, jeśli nadal jesteś zainteresowany, aby kupić samochód, a dam Ci wszystkie szczegóły dotyczące dostawy i płatności. Również Więcej zdjęć dostępnych i wyśle je na żądanie".

By się uwiarygodnić, w podpisie często zamieszczane są już nie tylko numery telefonów, ale też adresy stron mających reprezentować chociażby zakład pracy sprzedającego. Problem w tym, że mamy przecież do czynienia z Hiszpanem, Włochem czy Portugalczykiem, z którym, za żadne skarby, nie da się zamienić ani słowa w języku angielskim czy niemieckim.

Żadnych zaliczek bez oględzin!

By nie paść ofiarą naciągaczy, trzeba pamiętać o kilku żelaznych zasadach. Jakich?

1. Samochód nie jest żelazkiem, torebką czy zestawem kosmetyków. Przekazywanie jakichkolwiek pieniędzy bez wcześniejszego obejrzenia pojazdu to nie tylko przejaw skrajnej nieodpowiedzialności, ale wręcz głupoty.

2. Okazyjnie złapać można co najwyżej grypę. Samochód w dobrym stanie technicznym po prostu musi kosztować. Sprzedający - zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z osobą prywatną - nie jest przecież hipermarketem handlującym tonami produktów, dlaczego więc, miałby żądać za swój pojazd mniej niż inni? Zanim więc zainteresujemy się konkretną ofertą, określmy średnie ceny danego modelu i - dla własnego bezpieczeństwa - odrzućmy ekstrema.

3. By uwiarygodnić oferty, oszuści zazwyczaj wspomagają się numerem VIN. Trzeba jednak pamiętać, że zarówno zdjęcia pojazdów, jak i opisy, często kopiowane są z rzeczywistych ogłoszeń. Oznacza to, że - w większości przypadków - opis samochodu zgadzał się będzie np. z rozkodowanym numerem VIN. Wniosek? W numer VIN wierzyć można dopiero wówczas, gdy sami - organoleptycznie - sprawdzimy, czy faktycznie widnieje na nadwoziu interesującego nas pojazdu.

4. Unikaj ogłoszeń, w których sprzedający nie podał swojego numeru telefonu. Jeśli w sprawie transakcji idącej w tysiące złotych polega on wyłącznie na poczcie elektronicznej, to albo jest skrajnie nieodpowiedzialny, albo po prostu jest oszustem.

PR

Polub MOTO INTERIA na Facebooku. Tam znajdziesz więcej zdjęć, ciekawostki i... konkursy. Do wygrania wkrótce samochód na weekend!. Wystarczy kliknąć TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy